Ja znów przed treningiem zaglądam i z kawką. Na razie bez tabelek i pomiarów. Chyba poczekam z tym do końca miesiąca, bo teraz nie ma sensu ludzi straszyć . ładnie jem i ładnie sobie wszystko notuję. Myślałam, że te notatki to głupota, ale jednak okazuje się, że wcale nie. Kupiłam sobie w "Biedronce" taki zwykły cienki A4 kalendarz za grosze, ale mam tydzień na dwóch stronach i powiem szczerze, że taka opcja jest bardzo fajna, bo kiedy spojrzę, to tak trochę kompleksowo widzę jak się prowadziłam przez cały tydzień. Robię sobie bilanse kaloryczne. I wszystko jest ładnie i przejrzyście. Mogę obserwować co jest nie tak, z czego powinnam zrezygnować. Już nie wspominam, że jeszcze mi się zmieściły tam inne rzeczy, które sobie mogłam zaplanować jak sprawy typu kiedy peeling, czy maseczka i...uważam, że to był genialny pomysł. Planuję jeszcze wklejać tam zdjęcia. Ach! I jeszcze sobie wymyśliłam, że będę sobie robić zdjęcie co tydzień. I taką maszkarę będę kolekcjonować, żeby mieć później ku przestrodze.
- : - : - : -
A teraz jeszcze jedna rzecz. Kiedy byłam w swoim odchudzaniu bardzo sumienna, cały czas obserwował mnie mąż. Ale oczywiście nie przyłączał się. Mój mąż jest szczupły, np. spodnie dresiki nosi w rozmiarze L, więc można wywnioskować łatwo, że dupkę ma małą. To typ sylwetki sportowej, ale.... ciut mu urósł brzuszek. Co ciekawe jego brzuszek, to raczej taki bąbelek zwarty, a nie jakaś tłusta galareta i kiedy stoi przodem, to nawet go za bardzo nie widać. Problem jest, gdy stanie bokiem , wtedy to już mały brzuszek ciążowy . I wyobraźcie sobie, że kiedy ja nieco spuściłam z tonu on zdecydował, że chce zrzucić ten brzuszek i uwaga...poprosił o radę w sprawie ćwiczeń i diety. No i zaczęło się, bo on by chciał dietę, ale nie za bardzo rygorystyczna, bo on nie jest królikiem. Udało się przeforsować regularność w posiłkach i mniejsze ilości oraz z wielkim bólem- wodę. Udało się też namówić go, żeby nie jadł w nocy, co uskuteczniał z wielką pasją. Rzadko je smażone i pływające w tłuszczu rzeczy. Słodyczy raczej nie lubi ( tak są tacy ludzie hahahahaha ) i codziennie sumiennie ćwiczy. Nie jest to jakiś mega trening, ale zajmuje mu godzinę. I... tak jak ja się stałam motywacją dla niego i on nie odpuszcza, a efekty są widoczne ( ja widzę, on- bo bluzy luźniejsze i koszulki, koledzy widzą w pracy) tak teraz od kilku dni obserwuję go i myślę sobie "cholera, jaki on uparty i to daje efekty". Teraz to on stał się motywacją dla mnie. A kiedy od nowa zaczęłam walczyć wspieramy się wzajemnie. ja mu przypominam o wodzie, on kontroluje moje zakupy i mówi stanowcze "nie" kiedy idę rozmarzona wśród półeczek z łakociami. Kurczę, fajnie mieć motywację. Najzabawniejsze, że bardziej na mnie podziałało to, że on tak w tym wszystkim trwa, małymi kroczkami osiąga cele i się nie spina niż to, kiedy ciągle mnie gonił do ćwiczeń i wypominał, że znów nie jeździłam :)
BridgetJones52
20 lutego 2016, 16:48Fajnie mieć takie wsparcie i motywację w mężu, to dużo daje. We dwoje będzie wam znacznie raźniej walczyć z kilogramami. Pomysł z kalendarzem super, ja takiego kalendarza używam w pracy i dzięki temu zawsze wszystko mam zrobione i zorganizowane, więc przy odchudzaniu taka metoda na pewno tez się sprawdzi.
karaluszyca
20 lutego 2016, 19:36A i ja w pracy takiego używam, bo inaczej nie ogarnęłabym tylu rzeczy, które muszę jednego dnia. Ale, że do odchudzania i planowania w domu jest świetny wpadłam dopiero teraz :) :D
karaluszyca
20 lutego 2016, 19:37A z mężem rzeczywiście fajnie, bo nawet zakupy robimy świadomie i nie kupujemy tylu niezdrowych rzeczy, bo np. on lubił. Obiady też są chudsze i nie mam pokusy w domu, bo on je również w miarę zdrowo. Pozwala sobie bardziej niż ja. :)
Enchantress
11 lutego 2016, 16:36No i super kompan :)
karaluszyca
11 lutego 2016, 17:04Powiedzmy :D
marta80a
11 lutego 2016, 12:07Co za szczęście miec takiego kompana w postaci męża! Trzymam kciuki za Wasz sukces :-)
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:49Ale od razu powiem, że nie ćwiczymy razem, nie jesteśmy aż takimi fanatykami wiesz...te same kolory kurtek i modele, razem trening...nie :D choć w sumie może i to nie głupie, bo teraz pomyślałam o jednej z was, która w komentarzu napisała, że z mężem idą do klubu. Hm...
Anankeee
11 lutego 2016, 09:38Fajnie :) Mój Małż sobie chudnie, a ja stoję w miejscu na własne życzenie :( i tylko podwòjnie mi głupio,kiedy jem coś słodkiego...
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:48Małż :D :D :D to może spróbuj go prześcignąć , być lepsza. Ja trochę tak też funkcjonuję na zasadzie " Ja mu udowodnię, że mogę wytrzymać bez ( tu wstaw potrzebne) :D
KmwTw
10 lutego 2016, 22:34Haha, Mój nie dietuje i nie ćwiczy, ale jak widzi, że idę między półkami z CZEKOLADĄ to mówi: "zooooostaw! Nie ruszaj" xD Zawsze mi się z tego chce śmiać. Jednak często staje na tym, że kupuję.
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:44ooo tak, albo " Ćwiczyłaś?" kiedy sam jeszcze nic nie robił :D Znam to :D
roogirl
10 lutego 2016, 20:50Jakie straszyć ludzi? To twój pamiętnik, możesz robić co chcesz :)
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:42Dobra dobra, jeszcze by się jakaś masarnia po półtuszę zgłosiła :D
saga86
10 lutego 2016, 20:34Świetnie mi też się marzy, żeby mąż się ze mną odchudzał, bo też ma tak bębenek, ale obiecał, że to zrobi, ale nie wiem kiedy. Z drugiej strony to faceci mają łatwiej jak sobie coś postanowią to realizują, a kobiety to mają większyproblem z dyscypliną, więc pewnie bardziej bym widziała swoją słabość. Życzę Wam powodzenia:-)
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:41I podobno faceci szybciej chudną :) Mój tak jeszcze o fajkach mówi " Myślę nad rzuceniem" no...i tylko na myśleniu się kończy, ale może kiedyś. Mój się zdecydował kiedy chyba zobaczył, że jak się coś robi, to są efekty :) Może w końcu zacznie mu ten bębenek przeszkadzać.
agulek1978
10 lutego 2016, 20:33Mam też kalendarz,notuje sobie tam wagę itd.:-)
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:39I to jest naprawdę fajna sprawa, mam rację. Bo człowiek widzi co robi i czego unikać. :)
Berchen
10 lutego 2016, 20:32hahaha, jak slodko poczytac. My z moim partnerem tez probujemy sie wspierac, do tej pory z raczej marnym skutkiem, ale dzisiaj to go zastrzelilam. Dostal skierowanie na cwiczenia rehabilitacyjne ktore odbywaja sie w slicznym centrum fitnesu i ja troszke pozazdroscilam , juz dawno nosilam sie z mysla zaczecia tam treningow na serio i tak jak tam pojechalismy umowic dla niego te cwiczenia namowilam go bysmy zawarli umowe czlonkowstwa - tu tak wymagaja - i zaczniemy zamiast siedziec wieczorkiem na kanapie chodzic na fitnes. sama boje sie jak to bedzie a jednoczesnie ciesze sie bardzo. W sklepie jak idziemy obok slodyczy to u nas ja mowie - zamknij oczy i idziemy, zycze wam powodzenia!
karaluszyca
11 lutego 2016, 14:38Najlepsza decyzja z możliwych. Zobaczysz jak fajnie będzie. To zupełnie inny trening niż samodzielnie w domu, a poza tym ludzie w takich miejscach pilnują zwykle siebie, więc naprawdę nie masz się czego obawiać. Kiedyś chodziłam na siłownię. Pierwsze pójście- ogromny stres, bo byli tam sami faceci, a oni...tak byli zajęci sobą, że czułam się jak jedna z nich. Naprawdę ludzie w takich miejscach nie oceniają się, chyba że trafi się jakiś pseudo atleta, to ktoś pośmieje się pod nosem ale i takiemu w końcu odpuszcza, a na pewno nie dadzą mu odczuć. Wydaje mi się, że ludzie w takich miejscach nie oceniają, bo poniekąd to fajnie, że ktoś zaczyna o siebie dbać. Nie ważne jak wygląda, ważne, że chce coś z tym robić a nie siedzi na kanapie. Suuuuper pomysł. :)