Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Monika123kg

kobieta, 41 lat,

170 cm, 106.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 października 2024 , Komentarze (17)

Ostatnio jestem tak zestresowana że mam głowę dosłownie kwadratową. Dieta niby jest, ale jest nie regularnie i czasami byle co, byle było. Dostałam okres i waga poszła ok 1 kg w górę iiiii jak nigdy bo zawsze bywało że więcej było na plusie. Tak więc super. W środę załatwiłam lekarkę rodzinną. Rzecz się chce że krowa i tyle. Sprawa mogła być załatwiona już w poniedziałek, ale nie bo ona chciała zobaczyć pacjenta. Tylko przyszło co do czego to widziała tylko mnie a młody czekał w poczekalni więc ten tego, głupota i tyle. Ale powiedziałam co o tym myślę kiedy powiedziała że ona wierzy że on cierpi. Nie mam słów na moją wściekłość. Skierowanie do chirurga dała i z lekkimi przebojami zapisałam młodego do chirurga na czwartek. Babka myślała że chyba kłamie że jestem już po ustaleniach z lekarzem etc. Dopiero jak powiedziałam że zadzwonię do lekarza i wyjaśnimy sytuację to zapisała. A przecież miałam napisana notatkę z pieczątka od lekarza co i jak. Ale ok może inni kombinują i dlatego. W czwartek był już "nasz" chirurg i bardzo sympatyczna pielęgniarka. Wszystko zostało mi wytłumaczone co i jak. Diagnoza torbiel włosowata, została ona usunięta i młody dostał antybiotyk. Po wyleczeniu stanu zapaleniu i za gojeniu, co może trwać parę tygodni bo lekarz powiedział że to bardzo długo się goi i jest ciężkie do wyleczenia... Syn będzie miał operacje, przetoka okołoodbytowa. Inaczej będzie ciągle to się jemu odnawialo z gorszym i większym skutkiem. Boję się bardzo, nie mogę zebrać myśli, ale zrobimy co trzeba. Ufam temu lekarzowi bo go znam od wielu lat, więc będziemy słuchać się jego. W piątek mieliśmy kontrol, super ze była ta sama pielęgniarka. Został zmieniony opatrunek i dostałam instrukcje jak mam to robić sama w domu, bo przez weekend sama muszę się tym zająć. Nie powiem byłam zestresowana, ale pierwsze koty za płoty. W piątek był inny lekarz, nie znam go, ale również cudowny człowiek. Powiedział to wszystko co nasz. Jestem po prostu wściekła ze tyle musiał cierpieć mój syn zanim ktoś coś z tym zrobił. Teraz może w miarę normalnie funkcjonować. W poniedziałek znów musimy przyjść na kontrol..

A ja? 

Udało mi się w czwartek załatwić podolog. Wizyta już w ten wtorek . Nigdy tak się nie cieszylam  na wizytę jak teraz... Gdziekolwiek! Załatwiłam sobie palucha na amen. Mam stan zapalny, ropa. Nie wiem czy założy klamrę. Niech robi cokolwiek byle nie cierpieć. Już samo leżenie powodu kosmiczny ból, nie wspomnę o chodzeniu. W życiu czegoś takiego nie miałam, a teraz mam z własnej głupoty. Stosuje płyn na wrastające pazury, ale nie widzę różnicy, łykam tabletki przeciwbólowe i przeciwzapalne bo nie mogę funkcjonować bez tego, psikam by nie mieć bakterii etc... A teraz właśnie mam domowe Spa ha ha... Moczę nogę w czarnym mydle, potem będzie okład z rivanolu, że też o nim nie pomyślałam wcześniej tylko dopiero dziś. A kiedy mi go poleciła na takie rany teściowa. Jednak stare sposoby chyba będą najlepsze. 

Musiałam też odwołać cytologię. Muszę inny termin ustalić. 

Ostatnio czuje się jak zombiiiii wszystkie plagi mnie atakują. 

Bukiet dla mojej mamy. 2 października gdyby mama żyła miałaby urodziny. Kochała słoneczniki, bukiecik zrobiłam smsa więc taki krzywy. Ale mi się podoba ten artystyczny nie ład. Mimo że mamy nie ma celebruję ważne daty które spędziliśmy razem... 

Mój plan na październik

Życzę Wam miłego weekendu. Dziś ugotowałam gar kremu z dyni, do tego pieczony schab i.... Netflix. Mamy teraz manię seriali. Teraz na tapecie mamy W Twoich rękach.. Jutro chce pojechać na targowisko bo warzywa, owoce, może nabiał i do mamy. I będzie po weekendzie. Ze względu na syna mąż jest z nami od środy w domu, też łapie te wspólne chwile. To są fajne momenty jak jesteśmy wszyscy razem. 

1 października 2024 , Komentarze (18)

To się wali na całego. U mnie totalna kicha. Mam nadal problem z uchem. Nadal nie słyszę, chodź głuchota nie jest już tak uciążliwa. Na chwilę obecną stosuje specjalny balonik do wyrównania ciśnienia w uchu, szwecki wyrób który został mi polecony przez jednego lekarza. Dopiero mam go u siebie jakieś 5 dni, nie ma póki co efektu. Wizyta u laryngologa tuż, tuż. Prawdopodobnie czeka mnie też wizyta u podologa. Zagapiłam się i źle obcięłam pazur. Prawodpobnie wrasta... Ale moje dolegliwości to pikuś. Od piątku żyjemy w mega duży stresie. Zaczęło się od dziwnej zmiany na pośladku u syna. Po weekendzie mieliśmy umówić się do lekarza by jednak zobaczył to fachowiec i nas uspokoił. Weekend gorączka, ból, zmiana urosła i w niedzielę wieczorem  pojechaliśmy na izbę przyjęć bo zmiana pękła, krew, ropa, odór. Lekarka (rozumiem że nie ma lekarzy, ale ja po polsku... Ona praktycznie ciągle po ukraińsku, mało co zrozumiałam). Powiedziała że dobrze że pękło, wypisała antybiotyk i powiedziała żebym w poniedziałek poszła do rodzinej po skierowanie bo dobrze by było by była kontrol chirurga. Potem była misja szukania nocnej apteki bo u nas taka została zlikwidowana. Najbliższa w jedną stronę to 35 km. Lek kupiony, ale po 1 dawce, nie wiem czemu nie od razu, bo zawsze czytam przed przyjęciem leku ulotkę zajrzałam do ulotki z tak że antybiotyk na zapalenie ucha, płuc, krtani... Nieźle! Wkurzona byłam na maxa. W poniedziałek telefon do rodzinnej że potrzebuję skierowania, ale ona nie da mi od ręki bo musi młodego zobaczyć i żeby przyszedł w środę w południe. Że co kurde? Kiedy nie wyrabiam ze zmianą opatrunka, krwi mnóstwo i Prawodpobnie ropa, dużo smrodu?! A tu wizyta w środę i cholera wie kiedy będzie chirurg bo pewnie swoje odczekać będzie trzeba. Tak więc spakowałam dzieciaka i pojechałam do chirurga prywatnie. Okazało się że antybiotyk jest z kosmosu, co sama podejrzewałam. Powiedział że u syna potrzebny jest chirurg a nie antybiotyk bo to za mało, to nie pomoże. Lekarz (pracuje on w naszym szpitalu i też jest w poradni chirurgicznej) był w szoku że nas od razu nie dali na oddział chirurgii, tylko puścili do domu. Nie potrafi też zrozumieć dlaczego tak długo czekam aż rodzina da skierowanie. Ja też tego nie kumam. Jutro w południe jest rodzina, jest straszna, mam nadzieję że cyrków nie będzie i skierowanie da. W każdym razie nie odpuszczę. Jestem już z tym lekarzem umowiona, że jak będę mieć skierowanie to mam umówić młodego na czwartek. On wtedy ma dyżur, dał mi świstek do rejestracji że mają go zapisać do niego na wizytę, więc nie powinno być tutaj problemu. Cieszę się że to on zrobi ten zabieg, bo to dobry specjalista. Stresuje mnie ten zabieg z tych emocji nie zapamiętałam wszystkiego. Na pewno będzie miał czyszczenie, nacinanie etc. Modlę się o czwartek, chcemy by było już po wszystkim. Dziecko cierpi bo to boli, nie może normalnie funkcjonować, nie wspomnę że opatrunki trzeba zmieniać z prędkością światło. 


Waga poszła u mnie w górę o niecały kilogram. W tym tygodniu powinnam dostać okres, więc luzik. 


Chyba ostatnie w tym sezonie. Z ogrodeczka taty 



Też od taty. 



Śniadanie - jogurt naturalny z truskawkami i kabanosy 

Obiad - ryba i surówka 

Podwieczorek - jogurt, borówka, miód oraz ciasteczko keto 

Kolacja - tost i avokado 




26 września 2024 , Komentarze (13)

Dość długo milczałam. Ale nie rzuciłam mojego odchudzania, trwam w tym nadal i będę ( zrobię wszystko by tak było) nadal aż nie osiągnę swojego celu. Nie mam po prostu siły na pisanie, zawaliłam też, Wasze pamiętniki. Dziś wszystko będę nadrabiać. Powód - choróbsko. Cholerne choróbsko. Rozwaliłam się na amen. Trwa to aż od 2 września i końca nie widać. W życiu tak długi nie byłam chora. Na początku było spokojnie, ot! Zwykle przeziębienie. Potem się wszystko rozkręciło. Katar który trwa już 3 tygodnie i co najgorsze od prawie 3 tygodni nie słyszę na prawo ucho. Zatkane totalnie, prawdopodobnie od kataru, być może większe zapalenie. Wizytę u laryngologa mam dopiero UWAGA 10 października! I to też prywatnie. W moim mieście jest w przychodni na fundusz, ale parę lat temu byłam tam z dzieckiem i źle to wspominam. Dzwoniłam po miastach oddalonych nawet o 100 km w jedną stronę i lipa. Czuję się jak królik doświadczalny. Co rusz nowe leki mi dają na katar, gardło i na te ucho, bez dodatkowych badań i mam wrażenie że tylko gorzej jest. Po jednym spreyu ucho miałam jeszcze gorzej zatkane, a po kroplach do nosa dostałam takich skutków ubocznych że myślałam że zejdę z tego świata. No nic idę prywatnie porobię sobie komplet badań, wszystkie chyba jakie są na tym świece. Tym bardziej że mam poważne problemy ze snem. Nie mogę spać, sypiam po 2,3 godziny. Nie da się tak funkcjonować. Dostaje już wścieklizny. 


Z pozytywnych rzeczy to trwam nadal w diecie. Weekendy robię sobie malutkie wyjątki np. Pozwalam sobie na pieczywo, ziemniaki czy nawet cukier się trafi. Ale są to mikro ilości. Dzięki temu nie rzucam się w tygodniu. Mam ustalony limit i tego się trzymam. 


Moja waga na teraz 


A dziś było 


Wyglada jak wygląda. Cukru do paczki dało chyba tonę. 



Owsianka, jabłko i żurawina 


Zeberka i ogórek kiszony 

Plus choroby że przez chorobę nie jestem głodna. 

9 września 2024 , Komentarze (12)

Za mną już 4 miesiące diety. Co daje mi przeszło 13 kg mniej. Na wadze dziś 108 kg. Jeszcze dużo mam do stracenia. Nie poddaje się, ustalam sobie nowe cele, trzymam się swoich wytycznych, motywację i siłę mam. Nie ustalam sobie konkretnego celu jakiego chce osiągnąć, ale skrycie marzę żeby do końca roku zobaczyć 9 z przodu. Pewnie przez te 4 miesiące mogłabym schudnąć więcej, ale ja jestem bardzo z siebie zadowolona. Nie sądziłam że kiedyś mi się uda tyle wytrwać. 


Przez ten tydzień schudłam niecały kilogram. W sobotę syn kończył 19 lat i pozwoliłam sobie na małego drinka oraz kawałek tortu bezowego , tak mnie on za słodził że mam naprawdę dosyć cuku na bardzo długo. Odzwyczaiłam się od pieczywa, tłustych potrw, cukru że później nie fajnie się czuje. Tak więc się to trwaj! 


Dziś było tak 

Śniadanie - Mini omlety twarogowe, tuńczyk, warzywa 


2 śniadanie - moja ulubiona gotowa owsianka. Szkoda ze w Pl takiej nie ma. 


Kurak, szpinak, pekińska 

Później - jabłko 


Kolacja - eksperyment. Cukiniowa carbonara, nie wyszło. Połowa z tego poszła do brzucha. 


Koniec sierpnia był dla mnie dość ciężki - 2 rocznica śmierci mojej mamy. Dawałam nawet ostatnio zdjęcia pomnika, byłam taka dumna że mama ma tak ładnie. Ciągle dbamy o mamy pamięć, obowiązkowo jesteśmy u mamy w. Każdy weekend (ze względu na zdrowie nie mogę sobie pozwolić na częste odwiedziny, a bywałam nawet codziennie, ale zazwyczaj 3 razy W tygodniu). Chcę żeby każdego dnia paliły się znicze, takie światełko dla niej oraz priorytet to kwiaty, sporo kwiatów bo moja mama kochała kwiaty i wybieram tylko te które kochała. W piątek pojechałam ja odwiedzić i nogi mi się ugieły. Ukradli doliczke i wrzystkie wrzosy. Złodziejska kurwa. Przepraszam no i tak inne epitety też mi się cisną. Jak tak można? Co innego gdyby okradli mnie, ale moja mamę? Osobę zmarłą? Co to za człowiek? I co, poszedł i postawił kwiaty na grobie swojego bliskiego? Albo zabrał do domu? Dla mnie to chore!!! Obeszłam cały cmentarz, Ba! W moim miejsce są dwa, byłam też na drugim. Zero śladu. Dolicza była za charakterystyczną by ją postawić jednak na cmentarzu, była też duża i toporna, jak to zrobił? Kiedy? Nie wiem. Nie postała nawet tygodnia. Zostały w sobotę  kupione inne kwiaty, inna doliczka... Wczoraj jeszcze były. Zobaczymy jak długo. To nie pierwszy raz jak coś mojej mamie kradną. 


W sierpniu miałam przeczytać 4 książki.. Plan przez wrażenia, zabieganie nie wypalił. Kończę czytać dopiero 1 pozycje... 



Do usłyszenia! 

5 września 2024 , Komentarze (10)

Od poniedziałku rozłożyłam się na amen. Katar, ból głowy, kaszel, wieczorne gorączki. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak chorowałam. Mam nadzieję że w ten weekend będę niczym młody bóg, bo organizuje razem z synem jego urodzinową imprezkę a brakuje mi sił. Prawdopodobnie czeka mnie przesunięcie wszystkiego. Pożyjemy - zobaczymy. 

Waga z poniedziałku, dodam że ostatnie ważenie było w połowie sierpnia. Jestem zadowolona. 


Sierpień był pełen wyjazdów oraz pokus. Cieszę się że z moich wyjazdów wróciłam z małym spadkiem. Zawsze to bardziej cieszy. W ten poniedziałek weszłam w dietkę jak dzik w żołędzie, na pełnej petardzie. Czas na dyscyplinę, regularność... Tego mi brakowało. Nie żebym na moich wojażach mega grzeszyła, ale do świętości było mi daleko. Pozwalałam sobie na  pieczywo, drineczki, słodkości etc...  A jednocześnie starałam się mieć mnóstwo ruchu - spacery oraz pływanie. 


Sierpień zaczęłam od Berlina. Pojechaliśmy do męża, odwiedziłam swoje ulubione miejsca. Czas tam zawsze szybko mi leci. 

15 sierpnia mieliśmy wylot. Kierunek Teneryfa (Puerto de Santiago). Dla mnie i dla męża był to pierwszy lot samolotem, pierwszy raz z biurem podróży. Zawsze jechalismy autem i na własną rękę. Lotnisko pestka, ogarnęłam raz dwa, nawet byłam całkowicie spokojna kiedy zatrzymali mnie do kontroli osobistej he he. Lot dla mnie długi, ale dałam radę. Jednak startowanie i lądowanie to nie jest to co mi się podoba. Mimo tego strachu i turbulencji na pewno jeszcze gdzieś polecę. Pierwsze schody zaczęły się na lotnisku hiszpańskim. UWAGA! zaginęły nam wszystkie walizki jakie nadalismy. Lot czarterowy, bezpośredni i cyrk na kółkach bo żeby były wesoło to nie tylko mi.. Mnie wiem co za baran obsługiwał te bagaże ale UWAGA BO TERAZ NAJLEPSZE zaginęło 105 walizek z mojego lotu. Więc zamiast cieszyć się wakacjami pojawił się stres. Mieliśmy tylko bagaże podręczne a w nich leki, książki, parę gaci, kosmetyki, ładowarki i tyle. Zamiast zmierzać w stronę hotelu to spędziłam przeszło 2 godziny na lotnisku, bo każdy musiał wypisać papiery zgłoszeniowy o zabubionych walizkach. Potem prawie godzina jazdy autobusem do hotelu i zrobiła się niezła obsuwa. Leciałam z Poznania i okazało się że nasze walizki trafia do Wrocławia i tym lotem później na  Teneryfe, będą wieczorem. Oczywiście nikt nam ich od razu nie wyda, logiczne. Miały być walizki u mnie na następny dzień rano czyli w piątek . Nie było. Rezydentka od początku miała w nosie pomoc komukolwiek. Zero inicjatywy,chęci, ludzie normalnie się gotowali. Za to obsługa hotelowa klasa sama w sobie, kochani ludzie którzy nam pomogali, tyle ile mogli. A przecież to nie ich zadanie, tylko rezydentki! Hotel przez obsługę lotniska został poinformowany że walizki będą w piątek o 14... Godzina 16 nie ma. Telefon do rezydentki i jak zwykle, jedne wielkie G. Powiedziała mi że to Hiszpania, weekend idzie i może walizki będą u mnie w poniedziałek. Dodam że w czwartek przyleciałam. Dramat. Zebrałam się w garść z inną parą, wzięliśmy taxi i pojechaliśmy na lotnisko działać. Straciłam sporo czasu, nerwów, kasy ale udało mi się odszukać walizki i wieczorem miałam czyste gacie he he... Inni dostali bagaże dopiero w sobotę wieczorem i w niedzielę po południu. Dramat. W życiu się nie cieszyłam na widok moich szmat. W końcu mogłam cieszyć się wakacjami. 

Hotel - było wszystko czego potrzebowaliśmy. Najważniejsze że pracują tam cudowni ludzie. Od recepcję, po restauracje, po pokojówki. Pokój (poszukam fotek) w sumie to taka kawalerka z sypialnią, salon połączony z anaksem kuchennym, spora łazienka i duży taras. Może i przydałoby się odświeżenie, ale codziennie był bardzo dobrze sprzątany. Sporo basenów, salon gier, klub malucha, plac zabaw, siłownia etc... Kuchnia! WYŚMIENITA i te drinki. Wart wszystko ceny. 

Miasteczko nie duże, spokojne, urokliwe, z dobrym połączeniem do innych miasteczek gdzie bardziej tętni życie. 

Pogoda o mamusiu codziennie po 36 stopni. Dla kogoś kto ma uczulenie na słońce to idealnie. A tak na serio było upalnie, ale uwaga po raz pierwszy nie spaliłam się. Wystarczył mi krem 50 i ciągle kremowanie. 

A taka ciekawostka, region ten słynie z bananów - plantacja na każdym kroku, robią z nich hurtowe ilości nalewki i dżemy. Aloes i inne kaktusy tu mają dosłownie świra od kosmetyków, nalewek i inne dziwactwa. 

Hiszpanie... Kochane są cudowni. Bardzo otwarci, sympatyczni, skłoni do pomocy,zaczepiaja na każdym kroku i chcą się przywitać, jeśli widać po Tobie że jesteś zdenerwowany i niepewny to spytają się czy w czymś pomóc. W każdym razie my na takie osoby na trafiliśmy. 


Zapraszam na moją przygodę. Miłego oglądania! Mam nadzieję że forma kolażu będzie odpowiednia, bo nie ukrywam tak było mi szybciej i łatwiej dodać zdjęcia. 


Nasza miejscówka 

Widok z okna i plantacja bananów. 

A po drugiej stronie ulicy i parę metrów plaża pleya de la Arena, ma odznakę za czystość. 



Jak pięknie... 


Smoczy owoc, owoce morze, sangria czy kawa z likierem pomarańczy... Tylko tam smakuje tak idealnie. 


Nasza Trójce. Lubię robić zdjęcia innym, przyrodzie etc... Ale sama nie lubię być fotografowania. Czuję się niepewnie i źle. Tak więc zdjęć swoich mam nie za dużo  a co mam większości zostawiam dla siebie. 



Rejs katamaranem. Oglądanie wielorybów - nie było he he, delfinów- widziałam płetwy... Podziwianie największych klifów, zatoka Masca....organizacja z itaki dno i tona mułu. Nie warte ceny, strata czasu. Ale poznaliśmy fajnych ludzi i te spotkanie pozostanie w pamięci najdłużej 


Marzenia się spełnia. Zawsze chciałam je zobaczyć. 


Chciałam was zaprosić do obejrzenia filmików. Jak je dodać? 


Piesio też był na wczasach. W psim spa. 


Sierpień to czas nie tylko radości, ale i smutku, bólu, tęsknoty.. Mamo to już 2 lata bez Ciebie. Kwiaty jak zwykle wybierał mąż 😂😂😂



Jeszcze mam do wrzucenia parę filmów. Tylko nie wiem jak to zrobić oraz zdjęcia z nad polskiego morza, gór. Ale sił już nie mam a jeszcze chciałam poczytać co słychać u was. Do usłyszenia. 

29 sierpnia 2024 , Komentarze (2)

Kochane walczę i się nie podałam. Dietka idzie do przodu, rehabilitacja również, sporo też spaceruje i pływam, waga została w domu ale tutaj jestem dobrej myśli bo staram się, więc i efekty na pewno są. Milczę bo żyje pełną piersią, wyciskam z sierpnia ile tylko się da i ciągle walizki są w ruchu,przeżyłam niesamowite przygody plus jedna minusowa - zaginęły nam wszystkie walizki na Teneryfie i po powrocie do domu chce walczyć o odszkodowanie.Wybawiłam się przez tydzień w Berlinie, tydzień na Teneryfie szybko zleciał - było cudownie i na pewno tak jeszcze wrócimy, teraz byczymy się od paru dni nad naszym polskim morzem, w planach jeszcze mam krótki wypad w góry. Za chwilę mąż idzie do pracy i na kolejne wolne trzeba będzie poczekać. A póki co uciekam, melduje się za kilka dni. Z nową i mam nadzieję fajna wagą , mnóstwem zdjęć oraz opowieściami różnej treści. 

8 sierpnia 2024 , Komentarze (13)

Dziś mój 94 dzień. Ostatnie dni waga skakała, drażniło mnie to bardzo. Ale w poniedziałek cudowna niespodzianka.


Nie odzywałam się bo jestem na takich mini wakacyjkach. Przyjechałam z synem do Berlina, do męża. Zaczęliśmy nasza przygodę 3 sierpnia w sobotę i zakończymy ja również w sobotę. Mąż jutro ostatni dzień w pracy i ma 2 tygodnie urlopu. Super! Ten pobyt tutaj daje mi dużo sił, nie ma to jak obecność drugiego człowieka, oczywiście jak jesteśmy na odległość to  codziennie rozmawiamy po godzinie lub dwie przez telefon  , ale to nie to samo. Dlatego tak czekam na tą przeprowadzkę... Jeszcze trochę. Jesteśmy silni  tyle daliśmy radę  to co to jest jeszcze te parę miesięcy. 

Nie wiem czy to emocje, adrenalina lub że po prostu teraz już będzie tylko dobrze ale od kiedy tu jestem mam praktycznie zerowe bóle, co za tym idzie praktycznie wcale nie przyjmuje leków przeciwbólowych. Wczoraj był mega kryzys bólowy i cały dzień przesiedziałam w domu, do tego przeszło 30 stopni też dało popalić. Ale tak jestem w ciągłym ruchu. 

Trochę fotek i mimo że ciągle jestem w tych samych miejscach nadal mnie zachwycają 




A dietka? Jest. Chodź przyznaje się bez bicia że zjadłam w ramach limitu kebaba oraz bułkę. Zjadłam i idę dalej. Zero wyrzutów i co najważniejsze nie upadłam i trzymam się dalej. W niedzielę waga i liczę na spadek, chodź jestem przed okresem, ale jakoś czuje się taka lekka. 


Miłego dzionka i do usłyszenia. 

30 lipca 2024 , Komentarze (4)

80 dni za mną. Moja waga na wczoraj to 111.2 kg, ostatnio skacze, są wahania. Czasami mnie to drażni, chodź dobrze wiem że tak bywa i że muszę uzbroić się w cierpliwość. Z utęsknieniem czekam na 110 kg... A jeszcze fajniej będzie mieć "9", ale to jeszcze kawał drogi. Skupiam się na tym co tu i teraz.... I cieszę się jak dziecko. Bawię się w kuchni bo ma być smacznie i zdrowo, nie ciągnie mnie do grzechów, ruszam się - obecnie ćwiczenia podczas rehabilitacji, spacery są również jeśli mam dzień bez bólu. Wszystko fajnie się układa. Mam nadzieję że nic mi tego nie runie, a moja siła każdego dnia będzie coraz większa i większa. 

Za chwilę zaczynamy naszą wakacyjną przygodę. Kompletuje garderobę, kupiłam buty, czekam na stroje kąpielowe, zamówiłam  też podróżne gadżety typu pasy do walizek - ciekawe czy się sprawdzają ?, wagę bagażową - potrzebna bo waga łazienkowa robi pomiar jak czuje ciepło człowieka a nie chciałabym przekroczyć normy. Kupiliśmy wagę z firmy X, kompletny niewypał! Nie działa. Skusiła mnie cena..... Było aż za tanio bo 20 parę zł oraz marka bo ze znanego sklepu z walizkami, torbami etc... Musiałam kupić inną, oby była warta swojej ceny bo ta już droższa, przecena gadżetów podróżnych była więc kosztuje ok 70 zł, a kosztowała 170 zł wyjściowo. Jutro kurier ma być. Nie wiem jak z Wami , ale zawsze co roku na wakacje coś potrzebujemy. No i niestety kilka pięknych stów z tego wychodzi. 

W sobotę jadę  do Niemiec. Cieszę się. Berlin to mój drugi dom. Tydzień tam zabawie, wracam, spinam sprawy i lecimy do Hiszpanii. 


Moje umilacze na sierpień 



A dziś 


Owsianka z bakaliami 

Makaron bezglutenowy z kurakiem i warzywami 


Botwinka 


Wlwc jeszcze 200 g borówek a na kolację coś mega białkowego muszę zrobić. 

Jak każdy się na V. Znów zmiana szaty. Mi nawet się podoba, chodź. Je powiem ciemny pasek na dole trochę irytuje i musiałam nakombinować się żeby tu napisać. Kwestia wprawy i przyzwyczajenia. Do miłego! 



23 lipca 2024 , Komentarze (17)

Waga zaczęła mi szaleć. Nie wiem czy to już zastój czy jak, chyba przy mojej tuszy to raczej za szybko, a może i nie? Leciutki dołek był, ale poprawiłam koronę i zasuwam dalej. To już (albo dopiero) 78 dzień mojej nowej JA. Poprawiam koronę i idę dalej. 

W szafie czekają na mnie ciuchy rozmiaru 44-46, wiele z nich praktycznie nowe, mało co noszone. Straszne że tak przytyłam. Ale kiedyś je ubiorę, nie za tydzień czy dwa... Za parę miesięcy będą idealne. Zaczęłam trochę wymieniać garderobę na mniejszą. Moje ubrania to 52, mam też jakieś pojedyncze sztuki 54. Teraz kupiłam szorty w rozmiarze 48 oraz 50, firma ta sama, inny krój i pewnie dlatego oraz parę bluzeczek rozmiaru 48. To mnie strasznie cieszy ! Muszę kupić też strój kąpielowy jednoczęściowy. Rok temu kupiłam dwa, dla mnie były idealne, chyba jeszcze takich nie miałam, w których tak super bym się czuła i byłam przekonana że w tym roku też one mi posłużą. Klapa, nie powiem cieszę się bo schudłam i są one na mnie za duże. Ale teraz lekki stres bo 48 wychodzą mi piersi bo za mały , 50 coś nie tak a 52 też piersi wychodzą bo za duży... Testuje dalej. 

Za jakiś czas pewnie zrobię sobie zdjęcia porównawcze. Chodź nie powiem nie lubię być "modelką". Ale chciałabym mieć "pamiątkę" porównawcza i również się Wam pochwalić. Wprawdzie pewnie nie odważę się tu dać fotek w bieliźnie czy stroju kąpielowym, ale w ciuchach czemu nie? 


Już 3 sierpnia zaczyna się dla mojej rodziny przygoda wakacyjna. Potrawa cały miesiąc. Pojedziemy do męża, cieszę się że Berlin znów zobaczę i nie mogę się doczekać przeprowadzki, czeka też na nas Hiszpania (Teneryfa), polskie morze i jak się zorganizujemy to polskie góry. Pożyjemy, zobaczymy. To już tuż, tuż. Cieszę się, że aż tyle będziemy razem,że coś fajnego przeżyjemy. 

Do miłego! 



15 lipca 2024 , Komentarze (23)

70 dzień i minus 10 kg z malutkim haczykiem. W końcu woda ze mnie zeszła, bardzo mnie to cieszy, bo już wkurzał mnie ten nabrzmiały brzuch. Idę po więcej. 

Myślę że bez planu, mojej determinacji , motywacji i wsparciu by mi się tak nie udało. Oczywiście jeszcze do sukcesu takiego wiecie finalnego daleka droga, ale mocno walczę i wierzę że w końcu mi się uda pokonać mojego wroga - otyłość. 


Muszę się pochwalić ! Zeszłam z rozmiaru 52/54 - z przewagą bardziej na 52... Na 48/50... Kupiłam sobie szorty jeden 48 a drugie 50 oraz 3 bluzki 48. REWELACJA... Strój kąpielowy również wybrałam 48... Niestety muszę zrezygnować i zamówić większy rozmiar. Pewnie może i 52... Bo wszystko na wierzchu. A jest wg mnie mega. Takie drobiazgi a tak bardzo cieszą. 


Mimo że ostatnie dni to upały zaczęłam robić odgruzowanie chałupy. Taka generała, pozbycie się zbędnych rzeczy, coś sprzedać. Za parę miesięcy chcemy wynająć nasze mieszkanie, przeprowadzamy się do Niemiec, więc taka generalka jest w sam raz. W życiu nie sądziłam że mam tyle gratów, parę worków 120 l poszło do oddania - książki moje, książeczki dla dzieci, gry, ubrania, nowe buty etc... Muszę kiedyś  i sprzedać parę ubrań, same nowe, z metkami więc liczę na zysk plus podręczniki młodego do szkoły. Ostatnio bawiłam się tym... 

I to tylko kolekcja z sypialni, podobna jest w salonie. 


Jeszcze muszę ogarnąć dokumenty - zabieram się do tego jak do jeża oraz kuchnię, chce się pozbyć wielu gadżetów których nie używam, tylko zagra mi przestrzeń. I na tym koniec. 

Z własnych krzaków smakują najlepiej 




© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.