Ostatnio jestem tak zestresowana że mam głowę dosłownie kwadratową. Dieta niby jest, ale jest nie regularnie i czasami byle co, byle było. Dostałam okres i waga poszła ok 1 kg w górę iiiii jak nigdy bo zawsze bywało że więcej było na plusie. Tak więc super. W środę załatwiłam lekarkę rodzinną. Rzecz się chce że krowa i tyle. Sprawa mogła być załatwiona już w poniedziałek, ale nie bo ona chciała zobaczyć pacjenta. Tylko przyszło co do czego to widziała tylko mnie a młody czekał w poczekalni więc ten tego, głupota i tyle. Ale powiedziałam co o tym myślę kiedy powiedziała że ona wierzy że on cierpi. Nie mam słów na moją wściekłość. Skierowanie do chirurga dała i z lekkimi przebojami zapisałam młodego do chirurga na czwartek. Babka myślała że chyba kłamie że jestem już po ustaleniach z lekarzem etc. Dopiero jak powiedziałam że zadzwonię do lekarza i wyjaśnimy sytuację to zapisała. A przecież miałam napisana notatkę z pieczątka od lekarza co i jak. Ale ok może inni kombinują i dlatego. W czwartek był już "nasz" chirurg i bardzo sympatyczna pielęgniarka. Wszystko zostało mi wytłumaczone co i jak. Diagnoza torbiel włosowata, została ona usunięta i młody dostał antybiotyk. Po wyleczeniu stanu zapaleniu i za gojeniu, co może trwać parę tygodni bo lekarz powiedział że to bardzo długo się goi i jest ciężkie do wyleczenia... Syn będzie miał operacje, przetoka okołoodbytowa. Inaczej będzie ciągle to się jemu odnawialo z gorszym i większym skutkiem. Boję się bardzo, nie mogę zebrać myśli, ale zrobimy co trzeba. Ufam temu lekarzowi bo go znam od wielu lat, więc będziemy słuchać się jego. W piątek mieliśmy kontrol, super ze była ta sama pielęgniarka. Został zmieniony opatrunek i dostałam instrukcje jak mam to robić sama w domu, bo przez weekend sama muszę się tym zająć. Nie powiem byłam zestresowana, ale pierwsze koty za płoty. W piątek był inny lekarz, nie znam go, ale również cudowny człowiek. Powiedział to wszystko co nasz. Jestem po prostu wściekła ze tyle musiał cierpieć mój syn zanim ktoś coś z tym zrobił. Teraz może w miarę normalnie funkcjonować. W poniedziałek znów musimy przyjść na kontrol..
A ja?
Udało mi się w czwartek załatwić podolog. Wizyta już w ten wtorek . Nigdy tak się nie cieszylam na wizytę jak teraz... Gdziekolwiek! Załatwiłam sobie palucha na amen. Mam stan zapalny, ropa. Nie wiem czy założy klamrę. Niech robi cokolwiek byle nie cierpieć. Już samo leżenie powodu kosmiczny ból, nie wspomnę o chodzeniu. W życiu czegoś takiego nie miałam, a teraz mam z własnej głupoty. Stosuje płyn na wrastające pazury, ale nie widzę różnicy, łykam tabletki przeciwbólowe i przeciwzapalne bo nie mogę funkcjonować bez tego, psikam by nie mieć bakterii etc... A teraz właśnie mam domowe Spa ha ha... Moczę nogę w czarnym mydle, potem będzie okład z rivanolu, że też o nim nie pomyślałam wcześniej tylko dopiero dziś. A kiedy mi go poleciła na takie rany teściowa. Jednak stare sposoby chyba będą najlepsze.
Musiałam też odwołać cytologię. Muszę inny termin ustalić.
Ostatnio czuje się jak zombiiiii wszystkie plagi mnie atakują.
Bukiet dla mojej mamy. 2 października gdyby mama żyła miałaby urodziny. Kochała słoneczniki, bukiecik zrobiłam smsa więc taki krzywy. Ale mi się podoba ten artystyczny nie ład. Mimo że mamy nie ma celebruję ważne daty które spędziliśmy razem...
Mój plan na październik
Życzę Wam miłego weekendu. Dziś ugotowałam gar kremu z dyni, do tego pieczony schab i.... Netflix. Mamy teraz manię seriali. Teraz na tapecie mamy W Twoich rękach.. Jutro chce pojechać na targowisko bo warzywa, owoce, może nabiał i do mamy. I będzie po weekendzie. Ze względu na syna mąż jest z nami od środy w domu, też łapie te wspólne chwile. To są fajne momenty jak jesteśmy wszyscy razem.