Marchewka
A oto pierwsza reakcja na nią.:)
Później już było lepiej:)
Dzisiaj będzie już 3 dzień z marchewką.Wczoraj moje dziecię krzyczało na mnie, gdy za wolno mu ją dawałam i przyciągał rączkami łyżkę.:)
W nocy już spokojniej. Dwie pobudki do 7. Nie jest źle. Dzisiaj wybieramy się na kolejnego Mikołaja. Znowu pewnie będzie paczka ze słodyczami....:/
Nie potrafię nie jeść....Co ja mam ze sobą zrobić??:/
Pierwsza nowina
jest taka, że zaczęłam miesiączkować...:/ Ja to jestem jakaś inna...Żeby nawet 4 miesiące nie minęły... Ale może ma to związek z laktacją, z którą najwidoczniej mam problem. I to jest druga nowina. Odkryłam dlaczego Maciek histeryzuje wieczorem przed snem. Był głodny. Po wydojeniu cyców(przy których zaczynał już marudzić), dostał dzisiaj odciągnięte w dzień mleko i dziecka nie ma w 5 minut... I co ja mam teraz zrobić??
Jutro chyba pójdziemy do lekarza, bo mały ma jakieś liszajki koło łokci, to od razu zapytam...
Prezenty w większości kupione. Bluzka na niedzielną imprezę też. Jeszcze muszę kupić spodnie(bo mam tylko jedne jedyne dżinsy) i mogę pokazać się ludziom.
Niestety waga nadal stoi....I co z tym fantem zrobić.....
Są wyniki.
Maciuś jest zupełnie zdrowy.:)
Tak też myślałam, nie mogło być inaczej.
Dzisiaj zaszalałam i poszłam do fryzjera. Mam na głowie nowy kolor i bardzo jestem zadowolona.:)
Chłopakom zostawiłam w lodówce odciągnięte mleko. Bałam się, że Maciek nie będzie chciał jeść z butli, bo z aventu nie lubił. Ale teraz mamy Tommee Tippee i wypił całe 110ml. 10 sobie zostawił. Tyle mi się udało odciągnąć od wczoraj laktatorem. Na razie przywyczajam się do niego. Miałam beznadziejny wcześniej. I dawno już nie odciągałam mleka.
Muszę kupić coś w czym będę mogła zamrozić mleko i spokojnie będę mogła zostawiać chłopaków samych. Sebastian nawet stwierdził, że możemy robić częściej takie podmianki.:)
A Maciek ma chyba kolejny skok rozwojowy, bo straszny z niego histeryk momentami...
Ja się trochę zrelaksowałam.:)
Jutro jedziemy po paczkę Mikołajkową.:) Już pożyczyłam od taty aparat.:) Jak wyjdą jakieś fajne zdjęcia to wkleję.:)
Miłego weekendu.:)
Dzielny mały rycerzyk.
Byliśmy dzisiaj na tej całej cystografii. Okropny zabieg. Tak się napłakał przy cewnikowaniu. Myślałam, że cewnik będzie taki cieniuteńki, a on był prawie taki jak dla dorosłego człowieka, a na pewno nie jak dla 3 miesięcznego dziecka.
Jak weszłam na zabiegowy to stały nad nim 3 pielęgniarki.... Wenflon też mu zawsze zakłądały w kilka. :( Tak jakby to robiły pierwszy raz. I to zastanawianie się a jak to przykleić, a ile tego kontrastu....
Biedny Maciuś tak się zestresował, że aż usnął czekając potem na zdjęcie rtg.
A potem nie chciał sikać...:) Mama robiła psi psi psi, smyrała po brzuszku, po siuisaku, a on nic. Ale jak się w końcu rozsikał to leciało i leciało. W końcu dostał dwie strzykawy kontrastu i zdąrzył zjeść przed zdjęciem.
Mój maluszek tak się wykończył, że spał 3 godzinki. Jakby dziecka nie było...
Miseczka do karmienia już przyszła z fajną łyżeczką schowaną w pokrywce(z Fisher Pricea). Dostał też prezent od Mikołaja z Wawy.:) Czekamy jeszcze na silikonowe łyżeczki i w przyszłym tygodniu zaczynamy próbować coś nowego.
Może jednak Madziu jabłko mu posmakuje, bo palec w soku z jabłka mu smakował.;)
A w sobotę idziemy odebrać paczkę z mojej pracy. Będzie okazja się popuszyć;) z powodu Maćka oczywiście.;)
Z Sebastiana pracy mamy imprezę 14. grudnia.
Też pojedziemy.:) NArobimy mu zdjęć z Mikołajem.:)
Pracą chwilowo przestałam się przejmować....
Pozdrawiam Was serdecznie.
Buziaki dla Zuzki dzielnie odmawiającej butli(niestety).
Część Mikołajkowych zakupów zrobiona.
Na razie dla Kubusia. Ale Maciusiowi kupiłam śmieszne bamboszki z grzechotkami w kształcie reniferów.:) Nie mogłam się powstrzymać.
Resztę przyniesie mu Mikołaj z allegro, bo w sklepach nie znalazłam tego co chciałam.
A oto zdjęcie matrymonialne specjalnie dla Zuzanki.:) Taki ze mnie przystojniacha, francik elegancik.:)
Madziu, zapomniałam jak się wkleja zdjęcia i nie wiem, czemu mi takie małe wyszło...:(
3. grudnia
idziemy na cystografię mikcyjną do szpitala. Na szczęście tylko na jeden dzień. Zrobią zabieg i do domku. Szkoda mi tylko Maciusia, bo będą go cewnikować.
Teraz to ja mam chyba skok... Poryczałam się dzisiaj. Oglądałam w Dzień Dobry TVN cykl o przyszłych i młodych mamach i pokazali laskę, która podobno z dnia na dzień robi się coraz szczuplejsza. A u mnie nic. Od prawie dwóch miesięcy nic nie drgnęło....Porażka.
Do tego stres związany z pracą i powrotem do niej. Zastanawialiśmy się dzisiaj z Sebastianem, czy jest taka opcja, żeby została dwa miesiące na zasiłku i potem wróciła do pracy. Tyle byśmy dali radę z oszczędności i z zasiłku przeżyć.
MArtwię się wszystkim. Ciąża i sam poród to pikuś. To co kobietę czeka potem to dopiero jest rewolucja.
Gdyby jeszcze w mojej pracy nie było tak tragicznie jak jest teraz
Poza tym i tak jest niepewność, czy w ogóle przedłuży mi umowę. Dzwoniłam dzisiaj, ale pani w kadrach nie jest w stanie mi o tym powiedzieć. Tylko pozwolenie na wykorzystanie urlopu dostałam. A potem zostaje mi 7 dni roboczych do końca umowy.
Właściwie... to z jednej strony by mi uprościł gdyby nie przedłużył....
Jak ja nie lubię takiej niewiedzy i niepewności. Lubię mieć wszystko kawa na ławę i poplanowane.:(
Generalnie, dół jak tralala....
Żeby tylko na pokarm to nie wpłynęło.
Do tego będziemy musieli ruszyć konto oszczędnościowe chyba, bo teściowa nadal nie ma kasy, żeby nam oddać.... Cóż, ważne, że ma nowy telewizor...
Zabić, zabić, zabić....:/
Acha, znalazłam książkę "Nie potrafię schudnąć". Zaciekawił mnie opis i podobno są instrukcje dla kobiet po porodzie. Może taką dietę mogłabym stosować. Musiałabym zapytać lekarza. Kupię tę książkę, bo droga nie jest. Potem się zobaczy co na to lekarz.
Co tu ze sobą zrobić....
Jak niewiele się da przez to karmienie...:(
A patrzeć na siebie dalej nie mogę.
I zaczynam się trochę czuć jak więzień własnego mieszkania...:(
Po ostatnim podskosku
waga sunie znowu w dół. Jak na razie, niestety nie przekroczyła tej na pasku, ale już jest bardzo blisko.
Piję dużo wody. Napełniam kubek półlitrowy i wszędzie z nim chodzę. Bo ostatnio zauważyłam, że zaczęłam mniej pić. A nie mogę, bo Maciek nie będzie miał co jeść.;)
Noc spokojna. Jedynie co po karmieniu po 5 nie mogłam zasnąć. Zaczęłam myśleć o pracy, o mojej teściowej i się wybudziłam... No bo naprawdę nie wiem...Jak tak można. Nam jest winna pieniądze, a kupuje sobie telewizor za 1500zł. A my musimy czekać, aż jej spłynie kasa, którą wygrała w sądzie pracy.:/ Ja bym tak nie potrafiła. I my teraz musimy uważać z wydatkami, a ona się lipi w ten swój LCD. Mi by było po prostu wstyd przed tym kimś od kogo pożyczyłam pieniądze. I jeszcze jej ten telewizor przywoził Sebastian.
Czasami mam ochotę zasadzić jej siekierkę w plecy, albo w najlepszym wypadku, wysłać na koniec świata....
"Kochająca babcia".... taaa chyba kochająca inaczej...:/
Znowu mam fazę brzydzenia się sobą...
Cóż.... próbuję się jakoś uzbroić w cierpliwość...Poczekać, może rzeczywiście przy 4 miesiącu się coś ruszy...
Włosy przestały mi się już układać. Na dodatek jest ich wszędzie pełno. Gotować powinnam chyba w czepku kucharskim, bo nawet w kotlecie znalazłam swój włos.
Grrr...Mam ochotę ściąć je na krótko... Ale przecież miałam trochę zapuścić. Tylko po co zapuszczać jak niedługo zostanie mi ich pięć na krzyż?
Zawsze mi było ładnie w krótkich włosach. Z tą różnicą, że byłam szczuplejsza na buzi.
Nieee...koniecznie muszę coś ze sobą zrobić...
Z Maćkiem walczymy do czwartku sami popołudniami. Sebastian ma teraz od 13. Nie lubię tej zmiany, bo bardzo mi się ciągnie popołudnie. Dzisiaj chociaż niespodziewanie przyjeżdża moja przyjaciółka z Poznania, więc trochę mi będzie raźniej, ale długo pewnie nie posiedzą.
A weekend Seba ma pracujacy...eh... od rana do wieczora.
Już niedługo jego urodziny. Prezent już mam, schowany u rodziców. Ostatnio niechcący by go zobaczył, ale w porę interweniowałam.;)
Planuję już co komu kupić. Kupimy przenty wcześniej, bo potem to będzie młyn w sklepach. Część zamówię przez internet. Będą spokojnie leżąły i czekały na swój dzień. W zeszłym roku, to jeszcze na ostatnią chwilę kupowaliśmy jakieś prezenty. A mnie to tak drażni.
Na razie, muszę się w któryś dzień wybrać na zakupy Mikołajkowe dla chłopaków, tzn., Maciusia i Kubusia. MAciuś dostanie miseczkę i łyżeczkę(może też śliniaczek), a Kubuś ma dostać szczoteczkę do swoich ośmu ząbków i kubeczek treningowy.:)
To najfajniejsze zakupy.
Poza tym, przydałoby się kupić sobie jakąś wyjściową bluzkę, albo koszulę i drugie spodnie, żeby nie wyglądać jak fleja w Święta. Dżinsy, które kupiłam po porodzie mogę ściągnąć bez rozpinania. Ale szczerze wątpię, że tyle schudłam...;) Prędzej tak się rozciągnęły.:)
Idę poszperać na allegro.
Miłego popołudnia.
Klamka zapadła.
CV już napisane. Teraz myślę nad listem motywacyjnym. Czy mam w nim pisać, od kiedy jestem gotowa podjąć pracę? I czy napisać w nim, że jestem na macierzyńskim, a do końca stycznia mam umowę? Nie wiem... Czy to wszystko wyznać na ewentualnej rozmowie kwalifikacyjnej?
Byłam wczoraj w moim zakładzie pracy. Zwolnienia się sypią. Tzn., nie przedłuża umów dziewczynom nowy kierownik. A ja mam tak, że do 20 stycznia miałabym urlop wypoczynkowy za ten rok, a umowę mam do końca stycznia.
Podejrzewam, że mi nie przedłuży umowy. Z resztą, po tym co się dowiedziałam, co się dzieje na zakładzie, to nawet nie chcę tam wracać...
Odłożyliśmy trochę pieniążków, a jeszcze odłożymy premię grudniową Seby. Zastanawiam się...jakbym tak nawet nie podpisała umowy(gdyby jednak chciał) i została w domu do marca, na zasiłku...Tylko jaka gwarancja, że potem coś znajdę. Chociaż, u nas na produkcji łatwo złapać pracę, jeśli ma się doświadczenie. A ja bądź co bądź mam.
Nie powiem, ostatnio towarzyszy mi niepokój o to, co będzie po nowym roku...:( Żeby tylko to nie wpłynęło na pokarm. Ale jak tu się nie martwić. Spłacając mieszkanie, mając na utrzymaniu dziecko. To nie te czasy, że mieszkało się z rodzicami i jak pracy brakło, to się nie miało na swoje wydatki po prostu.
Maciuś, kochane dziecko, zrobił sobie dzień dobroci dla matki i dał mi pospać do 8. Fakt, do tej godziny były 2 pobudki, ale to i tak niewiele.:)
Teraz znowu uciął sobie drzemkę. Obiad się gotuje, naczynia pozmywane, to mogę siąść na necie.:)
I ważna wiadomość, ruszyła waga. Oby to nie był jakiś falstart.... W pasie mi spadło i (dziwne) w biuście... Myślę cały czas o piłce do ćwiczeń w domu. Dzisiaj na TVN pani bardzo polecała do ćwiczeń po ciąży piłkę właśnie. Może dostanę pod choinkę, albo na Mikołaja.:)
I jeszcze mówiła, że ten tłuszcz z pupy i ud, to tłuszcz, ktory się spala przy laktacji. Oby....Bo z tym jest najgorzej.:)
Zmykam. Może coś znajdę o tym liście motywacyjnym. Pomóżcie mi jeśli macie jakieś pomysły.