Niby już po świętach, ale nadal je czuję. Zostało trochę ciasta, a że nienauczona jestem wyrzucania jedzenia, więc po trochu dojadamy. I tak dziś wpadł jeden (na szczęście!) kawałek sernika w ramach II śniadania. Za półtora miesiąca mam urodziny, więc prezent w postaci spadku byłby jak najbardziej pożądany i dlatego spróbuję zminimalizować ilość zjadanych słodyczy do tego czasu, choć po drodze zagrozi mi pewnie rocznica ślubu rodziców i roczek chrześniaka. Powoli myślę też nad zmianą oprawek, tylko nie wiem na jakie się zdecydować, wydaje mi się, że we wszystkich brzydko wyglądam. Fryzurę też by się przydało odświeżyć na wiosnę, ale problem jest ten sam co z okularami. Marzy mi się wiosna zmian. Z rozmiarem i figurą już raczej się nie uda, ale może z innymi rzeczami się powiedzie. W sprawach sercowych też przydałaby się w końcu jakaś zmiana, po cała rodzina już chyba ma mnie za starą pannę.
Śniadanie (chleb z suszonymi pomidorami, ser żółty, sałata, pomidor daktylowy, rzodkiewka, rzeżucha, herbata czarna gorzka)
II śniadanie (jogurt naturalny, musli bakaliowe, banan, miód + sernik z brzoskwiniami, inka)
Obiad (makaron pełnoziarnisty z ciecierzycą, cukinią, pieczarkami, rzeżuchą i koncentratem pomidorowym, gorzka herbata czarna)
Podwieczorek (serek homogenizowany waniliowy, daktyle, orzechy brazylijskie, herbata chai)
Kolacja (serek wiejski z pomidorami daktylowymi, rzodkiewką, szczypiorkiem i rzeżuchą, chleb z suszonymi pomidorami z masłem, herbata)