Cholera jasna! Żarło, żarło i zdechło. Wlazłam na wagę i 1 kg na plusie jeszcze przed świętami. Doskonale się to wkomponowuje w moją teorię o ruchu. W tym tygodniu wróciłam do aktywności.
Wczoraj bez obżarstwa, ale też bez większych zakazów. Dziś obiad u teściowej już bez słodkości... na prośbę mojego męża.
Od wtorku trza się brać ostro do roboty. Letnie sukienki czekają.
Szefowa zrobiła nam dziś piękny prezent... pospała bez pobudki do 6 rano:) nie miałabym nic przeciwko, aby tak już było ;)
Wczoraj super dzień. Poranek i popołudnie w gronie szerszej rodzinki, potem spacer, a wieczór z mężem przy winku, planszówkach i pogaduchach z planami na przyszłość.