Dziś padał śnieg, mimo tego mądra ja wsiadłam na rower (po przecież się topi) i akurat musiałam trafić na fragment "ubity i szklisty", dodatkowo droga była nierówna i jak rąbnęłam o drogę to masakra. Mam trochę spuchnięte kolano, ale temu się nie dziwię, w końcu to biedne kolano przyjęło cały ciężar mój + rower Mama skomentowała to, że dziecku to jeszcze przetłumaczysz a staremu to już nie :D Życie :D Jedzenie ogólnie ok, chociaż wpadką jest ta sałatka wczorajsza - została dosłownie łyżka w misce i nikt się za nią nie łapał, więc dorzuciłam tę łyżkę do mixu sałat i zjadłam. Więcej grzechów nie pamiętam. Albo pamiętać nie chcę. Pożarłam się dzisiaj z P., tzn. działamy sobie chyba na nerwy albo w końcu znalazł dobie normalną dziewczynę. To długa historia i sama się dziwię, że toczy się ona w taki sposób.
Jutro już poniedziałek i nowe postanowienia a przede wszystkim ważenie - ostatnie ważenie w lutym, na koniec pierwszego miesiąca mojej zmiany. Nie będę się ważyła raz w tygodniu, teraz postaram się robić to raz w miesiącu - bo mam tak, że ważę się w poniedziałek, jest spadek, jest super, cały tydzień mija a ja w niedzielę zaczynam świrować, bo przecież w poniedziałek mam się ważyć, więc w niedzielę nie będę jadła, żeby w poniedziałek ten spadek był a to chyba nie o to chodzi. No i ogólnie to jadłam za mało węglowodanów a za dużo białka. I coś będę musiała zmienić. Myślę tez o zakupie diety vitalii, na razie na miesiąc żeby zobaczyć co i jak. Ale to tylko moje myślenie. zobaczymy co będzie :) Spróbuję jeszcze poćwiczyć dzisiaj, ale z tym kolanem to nie ma szaleństw, nie żeby bardzo bolało, ale trochę je czuję.
Nie ma co się łamać, trzeba iść przed siebie i starać się