Wracam z podkulonym ogonem. Odkąd ostatni raz tutaj byłam udało mi się schudnąć prawie 10 kg, przytyć 15.... znowu schudnąć z 7... i znowu przytyć. W międzyczasie korzystałam z usług Natur Hause, zamawiałam catering dietetyczny i chodziłam 3 razy w tygodniu na siłownię. Wszystko krótkodystansowo. W międzyczasie zdążyłam już kilkakrotnie powiedzieć sobie: Widocznie tak ma być! Nie mam siły woli żeby schudnąć i koniec. Będę gruba!
Pogodziłam się ze swoim losem zamiast walczyć. Moja walka przeniosła się na nieco inny grunt. Dziecko. Ciąża. Starania.
Równo dwa lata temu postanowiliśmy: chcemy mieć dziecko.
Równo dwa lata temu zaczęliśmy starać się zrealizować nasze marzenie. Wiedziałam, że to będzie trudne bo mam PCOS, nieregularne miesiączki i problemy hormonalne. Ale nie sądziłam, że aż tak trudne.
Po tych dwóch lata zaczęła się walka. Ginekolog. Endokrynolog. Pobieranie krwi kilka razy w miesiącu i ogromny stres przed każdymi wynikami. I tak oto wyszło szydło z worka.
Insulinooporność. Nie wiem czy jestem gruba bo ją mam czy... mam ją bo jestem gruba. Nie chcę iść w żadną z tych stron. Nie chcę się obwiniać, bo pierwsze złe wyniki, które mogły wskazywać na insulinooporność pochodzą z gimnazjum, gdzie moja waga była prawidłowa. Ale nie mogę też się usprawiedliwiać, bo dołożyłam nie jedną cegiełkę... co ja mówię! Cegłę do rozwoju tej choroby. Przez lata karmiłam ją cukrem, a ona rosła i rosła.
Insulinooporność może prowadzić do cukrzycy, miażdżycy i innych chorób. I będąc na obecnym poziomie niejako uniemożliwia mi zajście w ciążę. Wymaga także specjalnej diety.
I tak oto cały mój dietetyczny świat odwrócił się do góry nogami. Produkty uznawane za dietetyczne, zdrowe, light mi szkodzą np. owoce. Muszę ograniczyć je do minimum. Ponadto jak już to powinnam jeść je wieczorem, bo wtedy w moim organizmie jest najmniej cukru i wyrzut insuliny będzie najmniejszy. Odwrotnie niż w zaleceniach dietetycznych, nie? :)
Muszę wyrzucić wszystko co ma cukier lub jego zamiennik: ksylitol, stewia, słodziki. Wszystko odpada. I nagle okazuje się, że wszystko ma cukier! Wczoraj spędziłam 20 minut w sklepie mięsnym w poszukiwaniu wędliny drobiowej bez cukru na składzie. Nie znalazłam takowej.
Wysiłek fizyczny też musi być spersonalizowany. Bieżnia na której się dotychczas katowałam nie jest dobrym wyborem. Ponad godzinna sesja na siłowni też raczej odpada. Krótko, a intensywnie. To musi mi od dzisiaj towarzyszyć. I najlepiej dużo siłowych, mniej cardio.
Pierwszy dzień po diagnozie byłam załamana. Nie potrafię być na diecie odchudzającej. Nie mam silnej woli. Więc co teraz gdy od diety zależy moje zdrowie, szczęście, a może nawet i życie?
Uczę się żyć na nowo. Już bez zacięcia : schudnę, schudnę, schudnę!. Teraz raczej: obniżę poziom insuliny, obniżę poziom insuliny! :)
Wiem, że to jeszcze nie wyrok śmierci, że to się leczy, że jest to częsta przypadłość, ale to choroba i tak ją postrzegam. Nie chcę i nie lubię być chora. Chyba, że na głowę ;)
Dietę mam rozpisaną od dietetyka. W czwartek idę do endokrynologa, po piguły, które cały proces nieco wspomogą.
Trochę się boję, że nie podołam. Że zawiodę jak zawsze przy diecie. A zrobiło się już poważnie...
Trzymajcie kciuki!
P.S. Kilka fotek z ostatnich dni...