O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23450
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 czerwca 2016 , Komentarze (5)

:DWitajcie. Jestem na dole mapy, na wakacjach u dzieci. Młodzi wybyli za granicę a mnie zostało dokarmianie kotów, królika i świnki morskiej. Nie żałuję sobie, bo jestem panią na włościach, ( małych) ale zawsze to coś, z tarasem, wysokimi schodami do toalety i sypialni. Krótko mówiąc typowy domek przedwojenny na śląsku w szeregowym ustawieniu. 

Jest pięknie, bo dzielnica dotyka parku i okna wychodzą na jego drzewa z jednej i na kwitnące ogrody sąsiadów z drugiej strony. Środkowa córa mi towarzyszy, a maleństwo (najmłodsza wróciła do Krakowa)....Poprzedni wpis robiłam na komórce, niestety większość nie zapisała się i nie dotarła do pamiętniczka. nie pamiętam co tam dokładnie było. Pisałam tam całkiem sensownie, że 25 i pół kostek wytopionego smalcu mnie cieszy i obraz cyfry innej niż 4 czy 5 też dodało mi wiary w sens trzymania kursu na zdrowie. 

Mój zasób sprzętów sportowych powiększył się o błękitną piłkę z kolcami i fotel bujany.Siedząc w nim lekko toczę ją pod jedną i pod drugą nogą, na zmianę. 

Odkryłam urok tego fotela, fantastycznie smaruje zawiasy biodrowe i dużo lepiej ruszam tym stawem :D

Może zrobię jakieś zdjęcia, to się pochwalę. W planach mam wyjazd do Akwaparku w Rudzie, do Wisły i Pewelki...Zobaczymy.....

17 czerwca 2016 , Komentarze (12)

Już zaczęłam wątpić. że to kiedykolwiek nastąpi. Od trzech tygodni wożę się pomiędzy 4 a 5kg ubytku kochanego ciała i myślałam, że kolejną wagę diabli wzięli. A tu taka niespodzianka

24 maja 2016 , Komentarze (13)

Od kilku dni otacza mnie piekarnik. Przestaję myśleć, czuję się  jak meduza rozlazła, galaretowata wyciągnięta przez dzieci do ich dołka wygrzebanego w piachu. W nocy spałam  prawie naga, pod otwartym balkonem, przykryta letnią kołdrą. To jeszcze nie etap prześcieradła ale nie dużo brakuje. Darowałam sobie dzisiaj zajęcia z panią Olą, które miały być na siłowni pod chmurką. Myślę, że moje wyjście z śmieciami i po małe zakupy w takim dniu, po tych lodowatych dniach było szczytem mojego bohaterstwa :D

Gołębie bez zmian, romansują na moim balkonie mimo otwartych drzwi, ruchomej firanki i kolorowych fruwających pasków. Nie mam pojęcia ile trwa u nich ten okres godowy. W czerwcu  znów wybieram się na Śląsk  i boję się, że wygrają....nie umiem zniszczyć życia, które się  wykluje. Ta zwariowana  para to efekt mojej zeszłorocznej litości...  to ich gołębnik pewnie :D

Teraz  parę innych włoskich klimatów z wakacji moich maluchów.....niestety, nie moich...ale jeszcze wszystko przede mną:D

19 maja 2016 , Komentarze (26)

W sześć tygodni 4kg to nie oszałamia być może, ale gdy sobie wyobrażę 4kg cukru, albo 3 butelki wody mineralnej czy 20 kostek masła mniej na moich plecach, to czuję tę ulgę.

U nas zimna Zośka dała znać o sobie. Mi osobiście to nie przeszkadza, wystarczy ubrać się cieplej czy przykryć pledem. Znacznie gorzej znoszę temperaturę powyżej 22 stopni, przed nią nie ma ucieczki. Jedyny sposób jaki znam to moczenie w wodzie, morzu ale ono powinno mieć chociaż 18 stopni. W naszym morzu to lipiec.

Nie pisałam przez kilka dni, bo i  nic ekscytującego czy szczególnego nie wydarzało się w moim życiu. We wtorek i wczoraj byłam na gimnastyce i tylko to uratowało moje wyniki wagowe. 

Przez sobotę i niedzielę grzeszyłam. Druga moja miła sąsiadka przyniosła mi, widocznie muszę wyglądać na chudzinę zabiedzoną, fantastyczną studzininę (galaretę) z mięsa kurczaka z jarzynami...Duża solidna micha, że nawet ja musiałam podzielić ją na dwie porcje. Zaletą było to, że jadłam tylko z octem bez pieczywa. 

Braciszek wrócił z morza i znowu zaopatrzyłam się w tony warzyw, owoców, jogurtów i wody...Jego męskie ramię pomaga mi to wnieść na moje drugie piętro bez strat na moim kręgosłupie. Poczułam ulgę, bo gdy mam pełne szafki, miski i lodówkę jem znacznie mniej. Zaczynam przebierać, kaprysić,  zastanawiać się na co mam ochotę i znacznie łatwiej jest mi utrzymać tę urozmaiconą DIETĘ, którą tu stosuję.  Sama staram się przynosić jak najmniejszą ilość a to oznacza mięso zamiast kapusty, ryż zamiast ogórków czy masło zamiast kefiru.:D

Teraz zobaczę, co tam Panienka ma dzisiaj dla mnie za propozycję na śniadanko pierwsze i drugie. O 10-tej idę  wyginać śmiało ciało z Oleńką....a potem książka. Z  biblioteki przyniosłam sobie kolejne 6 sztuk, część mi poczytają część poczytam sama.....:D

A teraz większa porcja włoskiego klimatu, tym razem.:D


12 maja 2016 , Komentarze (6)

Przekonałam się kolejny raz, chyba już tysięczny, że w innym wcieleniu na pewno nie byłam żmiją, waranem czy jaszczurką Zwinką....obca jest mi radość wygrzewania się w słońcu czy ciepło afrykańskich piachów. Jestem genetycznie jednak dziecięciem strefy umiarkowanej i jako dla takiego optymalna dla mnie temperatura to 12 do 20 stopni. Ostatnie dni, aczkolwiek zabójczo piękne, miały tę wadę, że porażały temperaturą. We wtorek ledwo uszłam z życiem na ćwiczeniach. Mimo otwartych drzwi, okien i serca Pani Oli brak powietrza wyrzucał mnie na taras w cień klonu.  Połowę ćwiczeń litościwie tarzaliśmy się na materacach rozciągając boczki, kręgosłupy, szyje i mięśnie pośladków. Wczoraj chociaż dzień klimatycznie był nieco chłodniejszy zrezygnowałam z Iwonki i oddałam się mojej drugiej, zaraz po mężu, namiętności czyli polityce...Jestem nałogowym obserwatorem polityki, czytam różne tygodniki, lubię znać argumenty różnych opcji i w pełni świadomie uczestniczyć w procesie wyboru ludzi, którzy przez lata zawiadują częścią mego życia, mojej rodziny, moich rodaków i Ojczyzny....Wczoraj był właśnie taki dzień, który przytrzymał mnie przed ekranem telewizora 12 godzin i nie pozwolił zasnąć bez porcji informacji od moich obserwujących na tt. Właściwie prawie wszystko, co wiedziałam, co podejrzewałam i obserwowałam od kilkudziesięciu lat znalazło potwierdzenie w słuszności mojego wyboru i dzisiaj mogę już spokojna pójść do Pani Oli nawet i na tortury, wiedząc, że nowe pokolenie nie jest gorsze od mojego i walczy o mnie, moje dzieci, wnuki, mój naród i moją Ojczyznę:D

Na te kilka godzin, gdy oczy moje były na uwięzi a pozostałe zmysły moje wyłączone, organizm sam się rządził i po ubytkach w zapasach i suchym prowiancie zobaczyłam, że 3 banany, mieszanka studencka, 2 pomidory, kalarepa, jabłko, 2 jajka, butelka toniku, 4 kostki gorzkiej czekolady, jogurt i 100 gram bekonu zniknęły.....Nic dziwnego, że i waga wykazała zaledwie minimalny spadek....Dziękuję jednak Panu, że chociaż taki został:D

O dziesiątej idę wyginać śmiało ciało i będzie, jak mówi młodzież GIT:D

8 maja 2016 , Komentarze (8)

Jeszcze 2 tygodnie temu świat był bezlistny. W głowie Partita śpiewała mi, że gdy wiosna buchnie majem......i miała rację. Zdecydowanie już wyższe stopnie w dzień, mimo zimnych nocy podpędziły rozwój. Świat za oknem powoli zasłania mi się coraz szczelniejszą zieloną zasłoną liści lip rosnących na wprost mojego okna. W upalne dni jestem im wdzięczna za wygłuszenie odgłosów ulicy, brzęczenie pszczół, zapach i cień. Synogarlice na gnieździe już praktycznie nie dają się podglądać. Coraz szczelniej ukrywają je przed mymi oczami. Kwitnie wszystko co może, drzewa i bzy....Uwielbiam zapach bzów.   Gołębie to jednak głupie ptaki. Prowadzę z nimi wojnę podjazdową o balkon. Wyrzuciłam im już z dziesięć kupek zalążków gniazda a one z uporem maniaka próbują złożyć jaja na moim balkonie. Nie po to kupiłam donice, begonie i pelargonie aby oddać im we władanie mój balkon do aromatoterapii. Gdy ojciec tutaj mieszkał nie przeszkadzałam im, bo miał coś do obserwowania w czasie długiego leżenia, one jednak potraktowały ten balkon jak gołębnik i ciągle do niego wracają. Zawiesiłam fruwające kolorowe tasiemki, trzymam otwarte drzwi na balkon, firana fruwa a one bez wrażenia od 5tej rano gruchają....Zaśpiewam sobie piosenkę Skaldów i spróbuję zrozumieć siłę instynktu:D

Wiosna - cieplejszy wieje wiatr,
Wiosna - znów nam ubyło lat,
Wiosna, wiosna w koło, rozkwitły bzy.
Śpiewa skowronek nad nami,
Drzewa strzeliły pąkami,
Wszystko kwitnie w koło, i ja, i Ty.

Ktoś na niebie owce wypasa, hej
Popatrz zakwitł już Twój parasol, hej
Nawet w bramie pan Walenty stróż,
puszcza wiosną pierwsze pędy , już.

Portret dziadzia rankiem wyszedł z ram,
I na spacer poszedł sobie sam.
Nie przeszkadza tytuł, wiek i płeć,
By zielono wiosną w głowie mieć.

Wiosna - cieplejszy wieje wiatr,
Wiosna - znów nam ubyło lat,
Wiosna, wiosna w koło, rozkwitły bzy.
Śpiewa skowronek nad nami,
Drzewa strzeliły pąkami,
Wszystko kwitnie w koło, i ja, i Ty....

A teraz parę fotek ze spacerów....

6 maja 2016 , Komentarze (14)

Oto mija pierwszy miesiąc od powrotu do pamiętnika i ciągle przy nich trwam :D Zasłużyłam na pochwałę przed frontem pododdziału. Jutro kończę też 4-ty tydzień DIETY. To dobrze rokuje na przyszłość. Efekty też są takie jakich się spodziewałam. Nie były może zbyt ambitne, nie powalały z nóg, ale i nie miały powalać, dręczyć czy szybko zniechęcać. Znam się i wiem, że jak nie muszę, a teraz już nic nie muszę, to lubię ciepełko, wygodę, spokój i komfort wolności wyboru.

Plan do końca sierpnia jest jasny. Mam za sobą prawie 4kg, a przed sobą jeszcze 10. Potem będą inne plany:D

Za oknem cudowne słońce, aż dusza rwie się do wyjścia. Zaraz wskakuję w galotki, odkurzę swoje kije spacerowe i spróbuję na początek.przejść z 5000 kroków :D

Zobaczę, co uda mi się dzisiaj złowić.komórką a jutro się tym z Wami podzielę :D

5 maja 2016 , Komentarze (9)

Tak zwany Długi Weekend nie zawiódł. Było rześko, miejscami nawet bardzo, ale słonecznie i to jest najważniejsze. Przez tydzień miałam pełną chatę..Córa z zięciem i wszystkie wnuki. Dzieci miały używanie na rowerowych ścieżkach Gdańska jeżdżąc na swoich najmodniejszych teraz deskach. Ja byłam i na obiedzie w knajpce rybnej w Brzeźnie i posłuchałam szumu fal...Oni skoczyli też do Malborka, ale 3,5 godziny marszobiegu po jego murach było ponad siły babki....Babcia w tym czasie posadziła swoje pierwsze pelargonie i begonie na balkonie.  Oczywistym jest, że wpisy w pamiętniku musiały ustąpić miłym sercu gościom....Całe szczęście, że mimo wszystko udało się i trochę zdjąć z garba tłuszczu  :D

Nie za dużo, ale dobre i to :D

Od dzisiaj zaczynamy stary rytm, za godzinkę Pani Ola, wczoraj Pani Iwonka wyginała śmiało moje ciało. Przyznaję, że mój zakres skrętów, pochyłów, obrotów, rozłożeń trochę się powiększa a i na przedramieniu pojawił się zarys pierwszego mięśnia, jestem też już w stanie zobaczyć pyłek na barku, na osobistym barku, zresztą:D

27 kwietnia 2016 , Komentarze (10)

Coś fantastycznego jest w blusie....Człowiek chcąc nie chcąc musi się kołysać...Fortepian wybija rytm, głos blusmena chrapliwy drapie serce, harmonijka treluje, kontrabas bla, bla, bla....Maddy Waters ma szansę stać się moją poranną inspiracją  do ruchu.. Nie sposób usiedzieć spokojnie na krześle...noga sama podskakuje, ciało kiwa się na boki, głowa w przód i w tył...rytmicznie jak bicie serca....długo, długo, długo:D

Dzisiaj

nowoczesny Kraków i

 

stary Kazimierz....

A ON dalej swoje

Muddy Waters - Best Of Muddy Waters - Vintage Delta Blues 

polecam na You Tube:D

25 kwietnia 2016 , Komentarze (6)

Może nie tak do końca  trzymam się samego Krakowa, ale tylko epoka komputerów pozwala na równocześnie pieszczenie ucha i oka dwoma różnymi epokami. W tle Dalida chwali "solei" i wyśpiewuje swoje "volare" a ja robię wpis i przeglądam zdjęcia. Już po śniadaniu. Z każdym dniem przyzwyczajam się do regularności posiłków i ich różnorodności. Wczoraj przekonałam się do koktajlu szpinakowo-bananowego z jogurtem greckim i mlekiem. W moim dawnym świecie nie mieszałabym owoców i to słodkich ze szpinakiem, który kojarzę z czosnkiem albo gałką muszkatołową.  Przyznaję jednak, że to było wyśmienite. Szpinak mrożony w kostkach w blenderze wytworzył spieniony zimny jak  lody koktajl. Pycha.

Z przeglądających zdjęć zobaczyłam i UJ, parę znanych i mniej znanych ulic starego miasta, Barbakan, Cmentarz Rakowicki, Kazimierz i Podgórze, Teatr Słowackiego, nie licząc wielu kościołów i nowoczesnego Dworca z galerią,,,,,Myślę, że parę dni będziemy mogli to oglądać. Licznik, powiedział mi, że w Katalogu KRAKÓW mam 1223 zdjęcia....


Kraków zawsze zostawia mi na czole zmarszczkę zdumienia. Jak to możliwe, że dotykam murów, depczę posadzki, klękam w klęcznikach, widzę obrazy i miejsca jak nasi królowie, profesorowie Jagiellonki, nasz papież czy Kardynał Wyszyński.....?:D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.