Witajcie :)
Znowu wracam do odchudzania. Przeglądałam właśnie swój pamiętnik i widzę, że ze mnie to jakaś chodząca totalna porażka. Non stop zaczynam, nigdy nie kończę... największy spadek, od momentu założenia pamiętnika (2014) to prawie 10 kg w rok po czym jojo.
Zaczynając w 2014 roku ważyłam 66,4kg.
W 2015 rzuciłam palenie na 4,5 miesiaca / przytyłam do 75kg.
Nowy rok 2016 przywitałam już z papierosem i schudłam do 64,5 w grudniu.
2017 nie udało się utrzymać wagi i przytyłam do 68kg. We wrześniu 2017 wylądowałam w szpitalu z ostrym atakiem astmy. Kazano mi rzucić papierosy w trybie natychmiastowym. Tak też to uczyniłam. Przyszły sterydy, rzucanie fajek, wilczy apetyt, głód nikotynowy zajadany słodkim. Konsekwencją tego oczywiście była otyłość.
2018 / powitać Nowy Rok z wagą 78,8kg przy wzroście 152cm
20.01.2018 zaczęłam kolejny raz
Bardzo chciałabym, żeby w końcu udało się mi dojść do swojej normalnej wagi, tej sprzed 6-7 lat...
Dziś mija 4 tydzień i mam 6,5 kg mniej (przy czym w pierwszych dwóch bylo 5 kg), teraz średnio na tydzień wychodzi 0,75kg . Lepsze to niż tycie. gdyby tak się udało konsekwentnie chudnąć te 0.75kg / tydz to po 9 miesiącach w końcu bym była sobą.
Nie wiem, czy ktoś to czytać będzie, jeśli tak, to serdecznie pozdrawiam.
Trzymajcie za mnie kciuki, a będą potrzebne.
Pozdrowionka