Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
skok wzyż :(


Witajcie, 

Tydzień pod postacią porażki. 

Wzrost wagi o cały kilogram (szloch)

Pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie sama do siebie. Cały tydzień nie trzymałam się w ogóle diety. W zeszłą niedzielę mąż przywiózł syna kuzyna do pracy. No i póki co, to mieszka z nami. Wiadomo jak to jest. Codziennie trzeba przygotować coś dobrego, na ciepło jak wracają z pracy. No i niestety, ja też zawsze do nich dołączałam. Ale też nic nie robiłam dla siebie z diety, bo do środy chodziłam z córcią do przedszkola. Jeszcze jakieś przesilenie jesienne mnie napadło, że nie byłam w stanie nic robić. od rana do wieczora oczy na zapałki, mimo, że snu miałam ilość standartową. To było straszne. Wczoraj, przemogłam się i poćwiczyłam 60 min w nadziei, że ćwiczniea fizyczne dodadzą mi energii, a tu zong, nic takiego nie nastąpiło, wręcz przeciwnie.  

Dziś pierwszy raz po ... UWAGA ... 13 LATACH!!! wsiadłam na rower !!!

Ale super było, piękna , słoneczna pogoda, 8 stopni na plusie. 

Zrobiłam 21 km !!! wow :D dumna jestem z siebie. 

Ciekawe , czy będą zakwasy.... raczeej tak, ponieważ juz mnie bolą łydki i ramiona. Ale warto było ;)

Wiecie co? z tym moim jedzeniem, to nie tak, że nie wiadomo jak się opychałam. Po prostu jadłam to co wszyscy.

Ze słodkiego, to wpadł kawałek ciasta w sobotę, tydzień temu, kiedy to byłam na imprezie szwedzko - tajlandzkiej. Jedzenie główne, tajlandzkie jakoś tak jest ogólnie lekkie , ale ciasto było szwedzkie. Imprezka na 20 osób. Dorośli z dziećmi. Faceci, to szwedzi a kobiety to tajlandki, tylko ja polka z polskimi dzieciakami. Ja przyniosłam muffinki cytrynowo kakaowe. Z ciast był tort malinowy, szarlotka z cynamonem oraz ciasto ananasowe. To ostatnie pyszne było. Dynia w sosie mleczno kokosowym... to było no delikatnie mówiąc... ohydne. Ryż zwykły i jakiś inny, taki sklejony. Tajlandki go w palcach ugniatały i dopiero jadły.. hmmm... nie skosztowałam. Pikantny kurczak - trudno mi powiedzie jakie tam były przyprawy dodane, nie zapytałam, ale bynajmniej nie bylo to chili, ale tak ostrego kurczaka nie jadłam, a jestem typem, gdzie uwielbiam pikantności, to w tym przypadku poleciały łezki.. hi hi .. 

Były też placuszki z ryby, wakame i czegoś tam jeszcze egzotycznego, makarony w dziwnych sosach, dziwne warzywa... i najlepsze dla mnie to sajgonki w wykonaniu Nang. Bywałam w różnych knajpkach egzotycznych, ale takich sajgonek to w życiu nie jadłam. niebo w gębie :)

Pychota ogólnie rzecz ujmując. 

Co do mego odchudzania, cóż, nie poddaję się, ale od poniedziałku biorę się szczerze za dietę. 

Pozdrawiam Was cieplutko (pa)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.