Dziś rano waga pokazała 59,9. Nie wiem co jest przyczyną, ale zastój jest faktem. Też nie chcę zbytnio zaciskac pasa i schodzic poniżej 1200, bo to już i tak nie jest dużo. Chodzę codziennie te 8 km. Może powinnam siłowe cwiczenia wprowadzic, żeby ruszyc moją ukochaną wagę??? Kurczę, do końca marca chcę 57 zobaczyc.
3 tygodnie miesiąca zostało. Może się uda?
Chodzimy na nauki przedmałżeńskie. Koleżanka była na weekendowych i mówiła, że było super, chwaliła że były ciekawie prowadzone i wcale się nie nudzili, a u nas??? Nudne te nauki jak flaki z olejem, Luby usypia na nich... Ważne, że będzie z głowy.
Jeszcze czeka nas poradnia i ksiądz dzisiaj powiedział, że do poradni trzeba się udac w swojej parafii. Tylko ja się pytam jak my to mamy zrobic? :P Do miejsca "zameldowania" narzeczonego 300 km, do mojego 320 km. Studiując, pracując, pisząc pracę, organizując wesele ciężko będzie znaleźc czas żeby skoczyc na kilka dni w rodzinne strony, żeby się dowiedziec co to jest okres i skąd się biorą dzieci. Kto wymyślił taki durny zapis, że nauki robisz gdzie chcesz a poradnia tylko w swojej parafii?!
Dzis zjedzone:
śniadanie: kroma razowca ze słonecznikiem z jajkiem i warzywami 300 kcal
2 sniadanie: szklanka rosołu z makaronem 200 kcal
obiad: wrap z mięsem gotowanym z kurczaka i warzywami 400 kcal
podwieczorek: starte, gotowane buraki z odrobiną śmietany, marchewka, małe jabłko, 2 małe mandarynki 200 kcal
kolacja: 2 jajka, 2 marchewki 250 kcal
suma: 1350 kcal
Jutro spróbuje zrobic intensywniejszy trening, bo dzisiaj było 9 km, ale było lightowo.
Nie lubię wychodzic w dzień, bo się ludzie na mnie patrzą i się wstydzę biegac ;p Tez tak macie, czy tylko ze mnie taki dzikus z lasu? ;)