Wkurzona jestem, poirytowana, zmęczona. Nie ćwiczyłam dziś, bo mam @ i mój brzuch przechodzi aktualnie katusze. Zjadałam pączka. W pracy zanudzić na śmierć dziś mogę, no pisanie kolejnego rozdziału magisterki nie mam weny. Mój synek przechodzi chyba jakiegoś rodzaju bunt. Jeżeli nie dostaje tego co chce wpada w histerię, płacze, krzyczy, kopie nogami. Staram się być konsekwentna i nie pozwala mu na wszystko ale są takie dni że da świętego spokoju daje wszystko co chce bo już nie mogę wytrzymać tego ciągłego piszczenia i płaczu. I do tego jeszcze cudowna Teściowa, którą mam czasem ochotę "zabić". Nie ma jak to przed śniadaniem albo obiadem dać słodycze dziecku i na dodatek jej ciągłe mądrości typu "nic mu nie będzie". Wyżalił się trochę mi ulżyło. Wczoraj nie miałam czasu na wpis ale standardowy zestaw ćwiczeń na dywanie był i rower.
Menu
ok 9 - jajecznica z 2 jaj i 2 plasterki szynki + skibka chleba z psztetem
ok 11 - kawałek grześka
ok 15 - miseczka zupy warzywnej + 1 pączek
ok 18.30 - jogurt musli
ok 21.30 - jabłko
Jedyna aktywność dziś to ok 30 min rower i 30 min spacer.