Cześć dziewczęta
Dzisiaj jest ten dzień, w którym mam doła pod względem odchudzania, więc postanowiłam opowiedzieć wam swoją historię.
Zawsze byłam pulchna - nigdy szczupła, nigdy gruba. Nie przejmowałam się tym, bo dziewczyny wokół mnie też były "pulpetami". Dopóki nie zaczęły dorastać. Wszystkie urosły i nie wiadomo gdzie, tkanka tłuszczowa u nich zanikła, a u mnie nie.
Najgorsze jest to, że schudła moja rok młodsza kuzynka. Zawsze razem rozmawiałyśmy o tym, że jesteśmy pulchniejsze, a tu bach, ona chuda. I co zrobić?
Do tego moja przyjaciółka schudła 25kg, a w jej ślad poszła przyjaciółka nr. 2, która teraz również wygląda jak szkapa.
Największą wagą jaką osiągnęłam były 63kg. Pewnego dnia zaczęłam myśleć o tym jak wyglądam i strzeliłam sobie zdjęcie w bieliźnie. Wyglądałam tak:
Nie okłamując się, uznałam, że wyglądam jak pasztet. Najgorsze były żyły na udach (z resztą widać), rozstępy na biodrach i pośladkach.
Zaczęłam mniej jeść (ale mało, jadłam stosunkowo dużo, ale na pewno mniej niż wcześniej) i trochę ćwiczyć. W krótkim czasie uzyskałam wagę 58kg.
Zaprzestałam mojej walki z kg, ale waga nie wzrosła (dzięki Bogu).
Potem, we wrześniu dostałam karnet na siłownię i waga spadła do 55kg.
I te 55kg mnie prześladuje. Utrzymuje je do dzisiaj, nawet kiedy od ponad miesiąca maksymalnie staram się. Nie wiem co się dzieje, ale o tym za chwilę...
Teraz chcę wam dać moją "metamorfozę", chociaż nie wiem czy jakaś różnica jest widoczna gołym okiem. Pamiętajcie, że są różne perspektywy, niestety, 2 lata temu nie pomyślałam, że kiedykolwiek będę potrzebowała zdjęć na Vitalię :)
I teraz nadszedł czas mojego wyżalania się, ekhm...
Co robię, żeby schudnąć?
1. Jem 4 posiłki dziennie - na początku (najczęściej) owsianka, potem jabłko, następnie jakiś zdrowy obiad i lekka kolacja przed godziną 19.
2. Piję ponad 3 litry wody dziennie + napar z pokrzywy
3. Codziennie chodzę na siłownię, gdzie mam ustalony trening, ćwiczę rano i wieczorem, chodzę na spacery, ćwiczę na WF-ie, ogólnie spędzam aktywnie czas.
4. W OGÓLE NIE JEM: słodyczy, żadnego pieczywa, smażonych rzeczy ani ziemniaków
5. Wysypiam się.
Przez jaki czas?
Ponad miesiąc. Na słabości pozwoliłam sobie: w Wigilię (dwa racuchy), BN (ciasta) i Sylwester (ciasta).
Czy osiągnęłam jakiś sukces?
NIE. NIC.
Dlaczego tak jest? Męczę się, nie jem tego, co bym chciała, ćwiczę, jestem cierpliwa... Ale żeby ani 1kg nie spadł!?!? Tracę wiarę... Pomóżcie :(