Czas w końcu przedstawić co i jak.
No więc zaczęłam się odchudzać 2 lata temu w kwietniu, kiedy na wadze zobaczyłam
50,7kg przy wzroście
160cm.
Nie byłam gruba.
Po prostu tak sobie chciałam schudnąć.
I zrobiłam to.
Zdrowo.
Już w lipcu zobaczyłam na wadze magiczne 46,3 i to była ostatnia tak niska waga, jaką pamiętam u siebie..
Już w październiku ważyłam 50kg, w styczniu 52kg a w kwietniu 55,5kg..
Od tamtego czasu mija rok.
Ja mam napady kompulsywnego objadania się.
Waga ciągle się waha, nawet o 2kg w przeciągu 2 tygodni w górę i w dół a potem znów 4 w górę.
Tracę kontrolę, po drodze wpadam w depresję (z której z całą pewnością jeszcze nie wyszłam, ale uczę się z tym żyć), mam zryty metabolizm, okropne stałe bóle całego brzucha, wzdęcia, rozstępy, zero kontaktów z chłopakami..
Mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać, ale po co?
Liczenie kalorii, bilanse, ważenie dwa razy dziennie - rano i wieczorem, kontrola KAŻDEGO aspektu mojego życia jest jego nieodłączną częścią.
Tak, tak. Mam zaburzenia odżywiania.
Nie, nie. Nie mogę tak po prostu "dać sobie z tym spokoju".Na dziś tyle.
I tak za dużo tu napisałam...