Tak być nie może!!!
Jest masakra!!! Wszystko nie tak jak trzeba. Motywacja mi się załamała. Jest bardzo niedobrze. Najpierw miałam ciężki dzień, jakiś taki nerwowy. Nie chciało mi się ćwiczyć. Ogólnie jakaś taka niechętna do czegokolwiek. No ale zebrałam się w sobie i wzięłam się za Szok Trening Ewy Chodakowskiej. Pomogło. Zadowolona z naprodukowanymi endorfinami zaczęłam sprzątać mieszkanie, zamiast kłaść się spać. Normalka. Rano okazało się, że skończyły się endorfiny i na nowo mój cały świat był do du*y. Na necie znalazłam 10-cio tygodniowy plan dla początkujących biegaczy. Wieczorkiem poszłam więc uprawiać marszo-biegi. Pomogło. Rano znowusz to samo. Cholera mnie bierze! Stwierdziłam, że się w końcu zważę. To był wielki błąd! Mimo moich miesięcznych starań, by jadać regularnie 5 posiłków dziennie, zamieniając niektóre produkty, ćwicząc (może nie jakoś super intensywnie, bo moja kondycja jeszcze na to nie pozwalała) i ogólnie zmieniając nieco swój styl życia... NIC! KOMPLETNIE NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO. Waga ani drgnęła!!! Podłamałam się. Ba! Nawet się porządnie wku*wiłam! (przepraszam za słownictwo, ale tak właśnie było) i wtedy zrobiłam bardzo poważny błąd... Poszłam z moim Tomem do McDonald'sa :-( nażarłam się jak prosiak. To było wczoraj. Miałam takie wyrzuty sumienia... Czułam się tez fizycznie bardzo źle. Ociężała, ospała i w ogóle taka "wymemłana". Potwornie. Nie robiłam ze sobą nic. Czułam się chora.
Ale KONIEC Z TYM!!! Trzeba się zebrać w sobie i zacząć wszystko od początku i nie na 70% a na 200% albo i więcej.
KONIEC ZE SŁODYCZAMI!
KONIEC ZE WSZYSTKIMI "ZŁYMI" PRODUKTAMI!
KONIEC Z UDAWANIEM! (nawet przed samą sobą, że jestem na diecie)
ZACZYNAM WSZYSTKO OD POCZĄTKU! DAM RADĘ, BO NIC SIĘ SAMO NIE ZROBI!
Potrzebuję wsparcia... Pomozecie?
Przeżyłam...
Już zaraz koniec 24 godzinnej służby. Nie było łatwo. Przeżyłam bez żadnych grzeszków posiłkowych. Ba! Nawet znalazłam swój sposób na picie odpowiedniej ilości wody. Dziś wypiłam ok 3 l na tę moją przepracowaną dobę. Mianowicie noszę wszędzie ze sobą półlitrową butelkę z wodą i jak się kończy uzupełniam. Z małej łatwiej się pije i jest wygodniejsza :) Chwilkę mi się udało zdrzemnąć na służbie. Dziś już niedziela i ma być prawdziwie wiosenna pogoda, bez deszczu, dużo słoneczka i jakieś 16-17 st C. Także pora zrobić pierwszego grilla :D nie mogłam się doczekać tego momentu... Pierwszy raz ja zamiast kiełbachy, karkówki i kaszanki (za tym ostatnim tak średnio przepadam, ale zdarzało mi się zjeść) będę jadła szaszłyk warzywno-drobiowy i warzywa grillowane. Ja bezalkoholowo, bo zadeklarowałam się jako kierowca :D sprawa rozwiązana. Może uda mi się na słoneczku troszkę polenić (jak oczywiście moja córcia mi da). Naładuję troszkę bateryjki. Można zawsze poćwiczyć na świeżym powietrzu, bo w pracy nie miałam zbytnio warunków (drugi dzień już odpuściłam z ćwiczeniami- NIEDOBRZE). Dziś (dla szczegółu to wczoraj) z kierowniczką wypełniałam papiery na kartę MultiSport z Benefitu :D:D:D Od maja startuję z całą gamą różnych ćwiczeń grupowych, bo te samotne w domu, to tak troszkę ciężko :/
ELEGANCKO :D
Miłej niedzieli dziewuszki i chłopcy \m/(^_^)\m/
Zwycięstwo i porażka jednocześnie...
No i pięknie. Wczoraj było bardzo fajnie. Zjadłam malutki kawałeczek torcika (kobiety uszanowały fakt, że staram się ze sobą COŚ zrobić). Trzymałam się dzielnie, nawet nie miałam najmniejszej ochoty na kolejny kawałek tortu. Trzymałam się dzielnie do momentu, gdy siostra mojego Toma nie przyniosła ciasta z masą krówkową... przy mnie się takich rzeczy nie stawia na stole!!! Uwielbiam krówki! Ukroiłam sobie maleńki kawałek, dosłownie "na spróbowanie". Delektowałam się każdym maleńkim kawałeczkiem. Po zjedzeniu miałam wyrzuty sumienia. Więcej nie ruszyłam ani okruszka. Na dodatek szwagierka zapakowała kawałek, a właściwie kawał ciasta do domu. Dziś w pracy siedzę dobę i nakazałam Tomowi, że zanim wrócę jutro rano do domu ma nie być śladu po cieście, bym się na nie nie skusiła, bo było przezajekur*wabiście pyszne! Na dodatek wczoraj bardzo późno wróciłam do domu. Padnięta po 12 godzinach pracy, spotkaniu i świadomością, że rano trzeba wstać do pracy, gdzie trzeba zostać na 24 godziny, nie miałam nawet siły pomyśleć o ćwiczeniach... szybciusi prysznic i wyrko... na tyle tylko wystarczyło sił.
Boję się wejść na wagę... Na szczęście w domu nie mam takowej, ale nawet gdybym miała, to jakoś tak nie chcę wiedzieć, czy się coś zmieniło. Jak na razie żadnej różnicy nie widzę na sobie, a nie chciałabym się zdemotywować do dalszego działania. Zresztą jakby się tak głębiej zastanowić co jak takiego robię by schudnąć... w sumie staram się jeść 5 posiłków dziennie z intensywnością co 3 godziny. Staram się aby produkty, które spożywam były zdrowe. Nie trzymam się jakiejś restrykcyjnej diety, bo na przykład nie wyobrażam sobie dnia bez kawy z cukrem i mlekiem. Ba! Jak jestem w pracy, o i nawet dwie takie kawki wypijam. Ale na przykład do tej kawy już nie ma nic słodkiego.Dalej... produkty "białe" zamieniłam na "brązowe", czyli jadam brązowy ryż, makaron pełnoziarnisty, ciemne pieczywko itp. Wciąż uczę się pić wodę. Zdecydowanie za mało jej wypijam w ciągu dnia :/
Co do ćwiczeń... tak na serio, to dopiero zaczęłam...Zaczynając ćwiczenia z Ewą Chodakowską nabawiłam się zakwasów i przerwałam ćwiczenia, potem już było lepiej... czułam moje zalążki mięśni, ale silnych zakwasów nie było. Niestety widzę, że moja kondycja jest w opłakanym stanie :( Robi się ciepło i chciała bym rozpocząć marszobiegi, ale jak na razie to nie mam butów do biegania i kasy tak jakoś niewiele, by te buciki sobie sprawić... Muszę coś wykombinować ;) Czyli troszkę się oszukuję, że się odchudzam... Więc jak jeszcze bym stanęła na wadze, to mogło by być niemiłe doświadczenie...
P.S. wczoraj w pracy stanęłam na takiej wielgachnej wadze, na której waży się TIRy :D wskazało 80 kg hahaha wiem, że ta waga nie jest dokładna, co do małych ilości i nie wierzę bym przytyła 5 kg bo ani nie czuję, ani nie widzę. Może jutro się jednak zważę... niedługo mija miesiąc jak się oszukuję z tym niby odchudzaniem... Powinnam się wziąć w garść!
Trzeba się wziąć już na poważnie za siebie!
Kto jest ze mną?
Miłego i aktywnego weekendu życzę :D I niech ta pogoda słoneczna z nami pozostanie ;)
słabostki...
Ludziska ratujcie!!!
Za niecałą godzinę kończę moją 12 godzinną pracę, gdzie dzielnie się trzymam ze zdrowymi posiłkami spożywanymi regularnie w małych porcjach co 3 godziny. A tu mam zaproszenie po pracy przez przyszłą teściową na torta. I ten tekst usłyszany jak powiedziałam, że ja tu się staram jeść racjonalnie, wyciskam z siebie siódme poty by w końcu coś że sobą zrobić a Wy mnie tortem kusicie... "OJ UWAŻAJ BO OD KAWAŁECZKA TORTA PRZYTYJESZ"
Nie wiem czy nikt tego z tamtej strony nie widzi, że już za późno? Że ja JUŻ JESTEM UTYTA? I tak wiem, że się skuszę na malutki kawałeczek tortu, ale na kogoś muszę zgonić. Słaba jestem :-( wiem. Ale czy to nasze życie nie powinno składać się z małych przyjemności? Jednego dnia taką przyjemnością jest ogromny wysiłek fizyczny na siłowni, fitness, czy nawe w domu z Ewką Ch. (tak j iak ja), ainnego dnia ciasteczko, czy słodka kawa. Rację mam czy staram się rozgrzeszyć?
coraz lepiej...
Idzie mi coraz lepiej z ćwiczeniami z Ewką Ch. Nie jest jeszcze rewelacyjnie, ale widzę postępy. Po sobie jeszcze nic nie widzę, ale więcej ćwiczeń mogę wykonać. Poziom motywacji się zwiększył. Oby tak dalej :-D
Ehh... :-/
Ehh... Szkoda gadać. :-/
Mam przerwę w ćwiczeniach, bo dorobiłam się zakwasów (to wina Ewy Ch ;-) ) Dziś siedzę w pracy. Nie mam za wiele do jedzenia, bo troszku się zapomniałam. Siedzę na jakimś zadupiu i nawet nie ma gdzie coś kupić... Masakra jakaś :-( będę glodna chodzić, czyli mocno zła. Mój organizm już troszkę przywykł do jedzenia co 3godziny, a dzisiejszy dzień to wszystko zachwieje :-/ niedobrze. Ale ureguluje się wszystko. Najważniejsze by nie rezygnować z osiągnięcia zamierzonego celu :-D
Pozdrawiam wszystie Panie dążące do swojej idealnej zdrowej sylwetki. Miłego dnia :-*
ogarniam się...
Nooo... To dobre słowo "ogarniam" się. Pomalutku ale do przodu. To co Ewka (Chodakowska) ze mną robi... No katorga, ale jak to ciągle powtarza mi mój mężczyzna "nie załamuj się, nie od razu Rzym zbudowano". A ja po treningu zamiast naładowana endorfinami cieszyć się- marudzę, że jestem beznadziejna, bo nie nadążam za Ewką. I odpowiadam na jej tekst płynący z telewizora "nie zostawiaj mnie, cieszę się, że jesteś ze mną". NIE JESTEM- krzyczę! NIE NADĄŻAM! NIE MOGĘ! BOLI! Ale staram się wytrwać. Tych ćwiczeń, których poprostu nie jestem w stanie wykonać, robię jak poprzednie. Nie idę krok dalej, ale staram się ćwiczyć.
Dieta... No tu mam większe pole do popisu. Jem 5 posiłków w ciągu dnia z częstotliwością co 3 godziny, ale... No właśnie! Zawsze musi być jakieś ale! Nie wyćwiczyłam sobie jeszcze odruchu picia dużej ilości wody. Wiem, błąd. Ale to jest do nadrobienia ;-)
może i postępy są, ale narazie nie ważę się, nie mierzę się i nie przeglądam w lustrze tak dokładnie. Zrobię to dopiero po miesiącu moich wypocin ;-)
A teraz jeszcze jedna ważna, dobra informacja. Dowiedziałam się, że u mnie w zakładzie pracy dostępne są karnety na siłownie, fitnesy, baseny i inne takie za rozsądną cenę :-D Już się zapisałam ale to dopiero od maja. Teraz jeszcze sama muszę sobie radzić :-) DAM RADĘ, BO KTO JAK NIE JA?!
Pozdrawiam!!!
Marnie...
Jak zwykle... Brak czasu, chęci i siły... Jak wiadomo, nic się samo nie zrobi. Moja motywacja to pic na wodę... Załamana jestem moim nastawieniem: "chcę ale mi się nie chce".
Dieta jako taka jest, choć myślę, że nic specjalnego. Ćwiczenia... też... trochę. Moja kondycja jest w tak opłakanym stanie, że szkoda gadać, ale się staram. Wcześniej ćwiczyłam z Mel B, ta to ma tempo. Dziś się zbieram do ćwiczeń z Ewą Chodakowską, na początek Killer :D Ładnie brzmi na rozpoczęcie, może mnie to nie zabije, tylko wzmocni ;) Do dzieła więc (^_^)
Dzień, a raczej wieczór PIERWSZY.
Niestety dziś żadnej diety nie stosowałam, ale pierwszy raz zmierzyłam się od kilku lat... Masakra jaka ja wielka jestem. To musi się skończyć. Za chwileczkę zacznę swój pierwszy trening. Jutro zastosuję się do porad dietetycznych od samego rana i muszę wejść w nawyk picia duuużej ilości wody.
Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie zaglądał do mojego pamiętnika i dodawał mi motywacji. To jest to, czego potrzebuję najbardziej.