wczorajszy dzień był średnio udany....
śniadanko :
jajecznica z twarogiem
i kromka żytniego
2 śniadanie:
banan i brzoskwinia
a i po 2 śniadaniu pojechaliśmy na rowery...
13 km zrobione po lesie błocie i prawię ciągle pod górkę...
ale fajnie było ja i mój A. spalone 1100 kcal wg endomondoo.
i wszystko ładnie pięknie.... ale pojechaliśmy do restauracji na obiad..
wybrałam najmniejsze zło- rybę solę z pieca zestaw surówek z czego zjadłam tylko buraczki, i do tego trochę frytek... wiem frytki nie potrzebne...
po obiedzie był spacer.
później w domu tak mnie ścięło że musiałam się przespać chwilę trwało to ok 1 h.
a jak się obudziłam to jak by potwór we mnie wstąpił....
poleciało (niby dietetyczne i lekkie jedzenie szukałam)
-kawałek arbuza
-2 kromki żytniego z serkiem
-garść orzechów ziemnych w łupinach
-3 paski czekolady!!! gorzkiej na szczęście.
później zła na siebie byłam ale dopiero po fakcie...
buuu!!!
no ale nic już trudno.
dziś śniadanie zjedzone:
brzoskwinia, mleko 0%, musli
przejechane rowerem 5 km.
na 2 śniadanie nie będzie nic.
obiad mam zamiar upiec sobie warzywa z mozzarellą.
strasznie wkurza mnie robienie tych obiadów bo robię osobny dla siebie i osobny dla mojego A.
ale niedługo się to skończy bo będzie jadł to co ja.
na podwieczorek zjem ? nie wiem co zjem...
a na kolacje jakaś kanapka.
czy ja jestem gruba? na ile kg wyglądam? mam 166 cm wzrostu. zdjęcie ze wczorajszego rowerowego przejazdu.
miłego dnia :)