zwapniała matka, kłody pod nogi,motywacja...
Drugi dzień ćwiczeń. Wszystko mnie boli, ale o tym za chwilę.Zacznę od zwapniałej matki;) Namówiłam mamę, żeby się trochę ze mną poruszała, bo razem łatwiej się zebrać. Świetnie się bawimy. O ile w zumbie mamcia jest kompletnie zagubiona to w ćwiczeniach z mel b nie ma sobie równych. Autentycznie aż mi wstyd. Ja już dawno puchnę a ona dalej macha;) Ja czuję moje mięśnie a ona nic...Na pocieszenie powiedziała mi, że mam jeszcze 25 lat, aby dojść do jej formy;D Usiadłam do pamiętnika a mama woła z sypialni:
-Napisz w tym swoim pamiętniczku jak Twoja zwapniała matka świetnie sobie radzi. Za kilka miesięcy będzie miała lepsze mięśnie jak mel b i będzie gorącą pięćdziesiątką!!!
A więc piszę;D Mamo specjalnie dla Ciebie ten wpis;) Dziękuję, że mnie wspierasz. Z mięśniami czy bez i tak jesteś najwspanialszą pięćdziesiątką na świecie;*
Kłody pod nogi. Nie wiem co jest z moimi psami, ale zarówno ten jak i jego poprzednik nie pozwala mi ćwiczyć. Mój wysportowany psiak chyba woli panią kuleczkę.
1. Podczas zumby gryzł mnie po kostkach i rozwiązywał sznurówki.
2.Podczas ćwiczeń na brzuch oczywiście siadał mi na brzuchu, próbował też na głowę (waży tylko 25 kg).
3.Ale podczas ćwiczeń na nogi przeszedł samego siebie. Nawet nie wiem kiedy przyniósł swój kocyk. Miałam zrobić skłon w rozkroku. Na jego kocyku wykonałam skłon życia. Tak się rozjechałam, że prawie szpagat wyszedł;) Jeszcze się na mnie położył. Mama się ubawiła a ja poobijałam;/ A ja się dziś z niewdzięcznikiem godzinę na śniegu bawiłam.
Jak tak dalej pójdzie to ćwiczenia będą zagrażać mojemu zdrowiu i życiu;DDietetycznie super. Zrobiłam dziś zapiekankę z łososiem i szpinakiem;) Mniam;) Ćwiczenia zumba, mel b brzuch, abs, biust i plecy oraz nogi. Najtrudniej zacząć a po jestem pelna energii i zadowolona;) Także warto;DPAMIĘTAJCIE NAJWAŻNIEJSZA JEST DROGOWSKAZ DO ODCHUDZANIA.Każdy ma inną, ale każdy musi ją mieć by osiągnąć sukces i nie poddać się w połowie drogi. A kiedy się zgubisz motywacja pozwala wrócić na właściwy tor!!
''Nic nie jest szczególnie trudne do zrobienia, jeśli tylko rozłożyć to na etapy."
Henry Ford
Największą motywacją jest wyobraźnia!!!Taką chcę się widzieć i taką zobaczę się za kilka miesięcy, bo to jest długa droga, ale warta każdego kroku.Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro.
Bezsenność. Głodówki. Kop w tłuste dupsko i
odkrycie miesiąca.
Boli mnie głowa i nie mogę spać,
chociaż dokoła wszyscy już posnęli,
nie mogę leżeć a nie mogę wstać,
mija ostatnia nocka w mojej celi.
Właśnie tak wyglądała moja noc. Bardzo źle znoszę zmianę dawki na Euthyrox100. Ból głowy, nudności, zawroty, ręce trzęsą się jak na odwyku a serce chyba ma ochotę wyskoczyć. O 7 zasnęłam. Dziś jest już lepiej, więc pewnie organizm się przyzwyczaja.
Skoro nie moglam spać to siedziałam na vitalii i czytałam pamiętniki. Jedne mobilizowały inne załamywały a nawet doprowadzały do rozpaczy. Owszem nie jestem specjalistką od odchudzania, ale ręce mi opadały kiedy czytałam o głodówkach lub o takim jadłospisie, który niezbyt różni się od głodzenia Najczęściej u bardzo młodych dziewcząt, ale nie tylko...Czy tak trudno zrozumieć, że głodzenie lub drastyczne ograniczanie kalorii nie przyspiesza metabolizmu a wręcz prowokuje organizm do odkładania na później, bo przecież Twój biedny brzuch i mózg nie wie czy jedzenie dostanie za 3 godziny czy może za 3 dni, więc woli się zabezpieczyć. Twój biedny mózg nie ma bladego pojęcia kiedy się nakarmisz.
Stosując ciągłe głodówki czy kilkudniowe diety cud tylko niszczycie własne zdrowie!!!
Lepiej jeść mało, często i REGULARNIE!!!
Jako, że nie jestem specjalistką to podeprę się poniższym tekstem: Jeśli kogoś uraziłam to nie przepraszam. Proszę tylko, aby przed podjęciem walki z kilogramami trochę poczytac, popytać, zagłebić się w temat. A nie igrać z własnym zdrowiem po przeczytaniu durnego forum pełnego "porad" i mądrości życiowych z d. wziętych!!!
Jeśli chodzi o mnie to dziś zmobilizowałam się do ćwiczeń.W nocy ułożyłam sobie plan działania, więc od dziś nie będzie dnia bez ćwiczeń. Do wspólnej zabawy zaprosiłam też mamę. Nieźle się ubawiłyśmy przy zumbie. Naprawdę byłyśmy spocone jak świnie i bardzo z siebie zadowolone.
Oto link jakby ktoś chciał się skusić- www.youtube.com/watch?v=uDgbBdS9W54
Gość rusza się lepiej niż nie jedna babka;D
Po ostrej rozgrzewce pobawilyśmy się z Mel B i tu już nie bylo tak zabawnie. Zrobiłyśmy brzuch, plecy i biust i nogi. Moje ciało miało z tym spory problem. Niby 10 minut każda część, ale daje w kość a raczej w tłuszcz- tak się łudzę;D
Dzięki mojej idolce z dzieciństwa dokonałam niezłego odkrycia.
JA MAM MIĘŚNIE.
Pod zwałami mojego tłuszczu kryją się mięśnie i obiecuję im ( ba nawet uroczyście przysięgam;D), że zrzucę ten balast, który noszą!!!
Kropla drąży skałę...
22 dzień zmiany nawyków żywieniowych i walki o siebie. W tydzień stałam się lżejsza o 0,7 kg.
W 3 tygodnie jestem lżejsza o 2,5 kg Jest mnie mniej o 26 cm Mogłoby być lepiej, ale:
JEŚLI CHCESZ PRZENOSIĆ GÓRY
ZACZNIJ OD MAŁYCH KAMIENI!!!Cieszę się i z takiego wyniku. Małymi kroczkami do przodu. I tak sukces, że przy moim poziomie TSH waga idzie w dół, wiec łudzę się, że jak unormuję wszystkie wyniki to ślimak dopiero ruszy z kopyta;DDietetycznie jest perfekcyjnie. Ćwiczeniowo....Wstyd. W minionym tygodniu poszalałam 2x2h. Muszę ustalić jakiś plan działania. Może wtedy będzie jakaś regularność.
A to chyba sobie wydrukuję i powieszę na każdej ścianie w domu;P Jakie to proste zamień kluseczki na figurę laseczki, olej pigułeczki i rusz tłuste dupsko z kanapy!!!
Jesteś tym co jesz- wyglądasz tak jak ćwiczysz;)dieta + ĆWICZENIA = sukcesA to wytatuuję sobie na czole. Ile razy spojrzę w lustro przypomnę sobie o aktywności;)
Yes I can!!!
Dokładnie tak;) Wystarczy chcieć, bo chcieć to móc a móc to chcieć;DSILNA WOLA- NAJLEPSZY PREPARAT NA ODCHUDZANIE.Wczoraj miałam babski wieczór. Najpierw byłyśmy w restauracji. Dziewczyny piły piwko i zajadały pizze a ja grzecznie sałatka z kurczakiem i kawka. Później przemarsz do baru i dalszy ciąg piwkowania. A ja po raz kolejny zaskoczyłam samą siebie i wypiłam hektolitry wody z cytryną. Pierwszy raz w życiu w knajpie przez pół nocy piłam tylko i wyłącznie wodę. Trzeba przyznać, że to była najdroższa woda jaką przyszło mi spożywać;D Ale czego się nie robi by spędzić miło czas;) Muszę przyznać, że kiedy po północy na stole pojawiły się frytki to miałam chwile zwątpienia... Ten zapach...Już wyobrażałam sobie ich smak i zaczynałam myśleć, że przecież jedna czy dwie mi nie zaszkodzą. Przecież tak dobrze się trzymalam. To bedzie jeden malutki grzeszek. Na szczęście w pore się ogarnęłam.
Wiem, że lampka wina nie zaszkodzi, że od czasu do czasu mały grzeszek też nie zaburzy wszystkiego. Ale znam siebie i wiem, że mi nie wolno!!! Albo robię coś na 100% albo wcale. To nie pierwsza walka z kilogramami i wiem, że jak pozwolę sobie raz to pozwolę i drugi i trzeci i czwarty i wszystko pójdzie sie walić;( Więc jestem dumna. Pierwszy raz jestem taka zdeterminowana i mam nadzieję, że silna wola mnie nie opuści.
W konfrontacji strumienia ze skałą strumień zawsze wygrywa. Nie przez swoją siłę, ale przez wytrwałość.
I tej wytrwałości życzę Wam i sobie. Wszystko w naszych rękach;)Jutro poniedziałek. Dzień ważenia. Ciekawe jak będzie. Gdybym więcej ćwiczyła to pewnie wynik byłby lepszy. Póki co ze mną jak z tą panią poniżej.
DUMNA, DUMNA, BARDZO DUMNA!!!!!!!!!
Trochę zaniedbałam wpisy, ale jakoś czasu zbrakło;/
Wasze wpisy czytałam i cieszę się z każdego sukcesu i każdej porażki, bo na błędach przecież się uczymy. Trzymam kciuki kobietki!!!
Sprawozdanie czas zacząć.
Waga z poniedziałku 91,2 kg. Czyli straciłam 0,7 kg. Ślimak wlecze się dalej;) Powoli do przodu. Dietetycznie trzymałam się bardzo dobrze. Gorzej z ćwiczeniami....I stanowczo za mało piłam.
Mój pierwszy powód do dumy. Tłusty czwartek.
Mimo,że zewsząd spoglądały na mnie pączki. Wołały mnie z każdej piekarni i ciastkarni, goniły mnie. Dałam radę. Patrzyłam na mojego tłustego brzusia i nie zjadłam pączusia;) Patrząc w lustro doszłam do wniosku, że przecież ja mam nie tylko tłusty czwartek, ale tłusty tydzień, miesiąc, rok. A najbardziej tłusty mam zad. Więc mimo ślinotoku dałam radę. Pierwszy tłusty czwartek bez tradycyjnego pączka.
DUMNA, DUMNA, BARDZO DUMNA!!!!!!!!!!!
WALENTYNKI!!!
Wczoraj sprawdziłam swoją silną wolę! Jako singielka (czytaj baba, która jeszcze nie znalazła chłopa) spędziłam wieczór w gronie znajomych. Spotkaliśmy się o 20 więc byłam już po ostatnim posiłku. I bardzo się bałam, że przy suto zastawionym stole i alkoholu wymięknę. Każdy przyniósł coś pysznego, było wino (mniam), drinki itp. itd. I jakimś cudem dałam radę. Pierwszy raz na imprezie byłam abstynentką;) Wypiłam kawę, zieloną herbatę i litry wody. I wspaniale się bawilam;D Sama sobie udowodniłam, że można. Szłam tam przerażona, że się złamię. A wyszłam szczęśliwa i cholernie dumna!!!!!!
Teraz wiem, że dam radę do końca. Chociaż końca nie widać. Nawet zakrętu jeszcze nie ma, ale dam radę!!!!!!!!!!!
A jak już o walentynkach mowa.
Rozmowa telefoniczna moich rodziców z dnia 13.02.13 r. Tata dzwoni z delegacji.
-Żonko jutro jadę do domu na weekend. Wieczorem będę.
-O to przyjeżdżasz na święto.- cieszy się mama
-Jakie świeto?-pyta zdziwiony tata
-To nie wiesz co jutro jest?
-Rocznica ślubu już była, do urodzin,imienin czas. No nie wiem, mów.
-No to pomyśl- łudzi się mama.
-8 marca?
Umarłam. Mój tato żyje w innej czasoprzestrzeni;) Ale dobrze kombinował;D
Ślimak ruszył z kopyta;)
Po tygodniu zmian wypuściłam ślimaka. Ruszył w bardzo długą podróż...
Cóż to nie przypadek, że na moim pasku jest ślimak. Wiem, że to już moja ostatnia wojna z kilogramami a żeby tak było musi być długo i zdrowo.
Krok za krokiem, bo każdy kolejny krok zbliża Cię do celu!!!Dziś był dzień ważenia. Nie potrafię się cieszyć...Z jednej strony to tak niewiele. A ja należę do osób, które chcą już, które muszą widzieć efekty. Chciałabym załozyć obcisłą kieckę i nie wyglądać jak peklowany baleron. Te wszystkie destrukcyjne diety dawały takie szybkie efekty. Ale co z tego? Kolejnym ich efektem był efekt jojo. Już tak nie chcę!!!
Kolejny cel do osiągnięcia:
Nauczyć się cieszyć z każdego, nawet najmniejszego kroku, który przecież zbliża do celu!!!AKCJA MOBILIZACJA!!!W piątek przyszedł pulsometr. Boże, jakie to cudowne, mobilizujace urządzenie. Ustawiasz czas, kalorie i nie możesz się poddać, bo chcesz zrobić to co zaplanowałeś. Kocham człowieka, który wynalazł to urządzenie!!! Gdyby żył zostałabym jego szczupłą żoną;P
To sposób na moje podejście do ćwiczeń. Zazwyczaj mam problem, żeby poderwać moje pulchne dupsko z kanapy a z tym cackiem ćwiczyłam
UWAGA UWAGA
3 GODZINY!!!!
Zlana potem i szczęśliwa;)
Nawet jeśli mnie oszukuje z ilością spalonych kalorii to i tak jest to MEGA motywujace
PODSUMOWANIE:
To był wyjątkowo trudny i długi tydzień. Tydzień walki z własnym umysłem. Uczyłam się jeść od nowa...zresztą dalej się uczę. Popłynęło wiele łez. Może dlatego straciłam ten kg;D Znów jestem mięsożercą a raczej drobiożercą i rybożercą...Dalej na samą myśl mam mdłości, ale dzielnie walczę, bo wiem, że walczę o zdrowie. Pokonałam najwiekszą barierę psychiczną i juz nic nie jest dla mnie trudne w tym odchudzaniu. Cokolwiek się stanie nie będzie gorsze od pierwszego kęsa mięsa... Pokonałam to, więc pokonał każdy nadprogramowy kilogram!!!!
Kilogramy nie ważcie się wracać, bo potraktuję was jak Chuck Norris z półobrotu!!!!!
Wtedy będę zgrabna i wysportowana;D
Jestem jak słoń.
I nie chodzi o to, że jestem gruba. Przepraszam otyła. Grunt to uświadomić sobie pewne kwestie. Dawniej gdyby ktoś miał czelność powiedzieć mi, że jestem otyła pewnie pod wpływem mojego wzroku padłby trupem;) Ale BMI nie kłamie...Także:
Mój cel na najbliższe dni to mieć nadwagę!!!
I będę szczęśliwa z moja nadwagą, bo to duży krok do sukcesu.
Małymi krokami do celu.
Zawsze byłam lubiana (nie ma jak skromność). Szczególnie przez kilogramy. Zawsze do mnie wracają i jeszcze zabierają kumpli...
Nikt mi z tego powodu raczej nie dogryzał, ale często wmawiano mi ciążę. Tak często, że dziwię się, że jej sobie nie uroiłam;) Sąsiadka musiałaby mnie zabrać do weterynarza razem ze swoją suczką, bo ona biedna ma ten problem. Wracając jednak do ciąży oto kilka opowiastek z życia wziętych. Może na poprawę humoru;)
1. Osiedlowy sklep, wracam z kursu na prawo jazdy i miałam dziką ochotę na coś słodkiego.
-20 dkg ciastek z adwokatem poproszę.
-Ale one są z alkoholem.- odpowiada uprzejma pani.
-Jazdę już miałam, więc mogę pić:)
-Jazda jazdą, ale dziecko w drodze.
-Słucham? Przecież ja nie jestem w ciąży.
-Jak to nie? Przecież Pani tak przytyła.
-Zdarza się.-odpowiadam, bo szok nie pozwala mi na tłumaczenia.
-No, bo my już tak sobie na osiedlu gadałyśmy, że brzuch rośnie a chłopa nie widać. A takie to grzeczne dziecko z Pani było.
Pamiętajcie-osiedlowy sklep to najlepsze źródło informacji:)
2. Idę do lekarza, podchodzę do rejestracji i pytam o doktora. Pani informuję, że limit wyczerpany i zaprasza w przyszłym miesiącu. Po czym podnosi wzrok znad papierów i każe mi siadać. Wykonuje telefon i mówi:
-Panie doktorze wiem,że już nie ma miejsc, ale przyszła pacjentka w zaawansowanej ciąży i nie wygląda najlepiej.Dobrze. Dziękuję.
Prosi o nazwisko, podaje kartotekę i mówi:
-Proszę do pokoju 103, doktor już na Panią czeka.
Pamietajcie- czasem brzuch może pomóc w słusznej sprawie;) (ale i tak warto się go pozbyć!!!)
A mówią, że NFZ nie dba o pacjenta;)
3. Wracam do domu z zakupami. Czasy kiedy z powodu nieleczonej tarczycy czułam się fatalnie, więc nawet torby sprawiały mi problem. Przystanęłam, żeby odpocząć. Obok mnie zatrzymuję się pani ok. 50 lat.
-Wszystko w porządku? Może pomóc?
-Dziękuję bardzo wszystko dobrze, dam sobie radę.
Na to oburzona Pani odpowiada:
-Swoją drogą fajnego ma Pani chłopa. Biedna w ciąży toboły dźwiga a on pewnie z jajami przed telewizorem leży. Do czego to doszło. Zostawić gnoja, bo nic dobrego z niego nie będzie.
-Droga Pani ciąża to nie choroba.
Zabrałam zakupy i szybko się oddaliłam.
Swoją drogą chłop, którego nie mam to straszny drań.
Dobrze, że są jeszcze osoby które znają się na życiu i chcą pomóc w Twoim;)
Mam dystans do siebie i z jednej strony mnie to bawiło, a z drugiej nie ma co ukrywać trochę irytowało i bolało. W akcie desperacji zaczęłam mój brzuch nazywać Gabrysiem;) Nie rozumiałam jak można mylić otyłość brzuszną z ciążą. Aż do dziś. Tak z nudów zmieniłam sobie moją vitalijną sylwetkę na widok z profilu. I klapki mi opadły. Matko Święta, wyglądam jakbym szła na porodówkę. I w rzeczywistości też tak jest. Moja zimowa oponka jest większa od biustu (a do małych on nie należy).
Czas zmienić ogumienie na letnie;D
Dziewczęta z uśmiechem od ucha do ucha
gubimy paskudnego brzucha!!!!!!!!!!!!!!
Zmiana życia...
NIE MUSICIE TEGO CZYTAĆ. BĘDZIE TO BARDZO DŁUGI WPIS.
JAK TO BABA MUSZĘ SIĘ CZASEM WYGADAĆ:)
Ciężko mi dziewczyny,oj ciężko. Wywracam moje życie do góry nogami. Łamie dawne postanowienia. To trudne. Nie odchudzanie, ale zmiany, które za tym idą...
Muszę być twarda!
Muszę ciągle powtarzać jak mantrę, że to dla mojego zdrowia.
Wczoraj zrozumiałam, że nie ma gorszej przeszkody niż ludzka psychika. Wszystko, absolutnie wszystko, zaczyna się w głowie.
Moja głowa niestety za mądra nie była. Teraz to widzę, ale zawsze uważałam, że wiem lepiej od lekarza co jest dla mnie dobre.
Od 2008 r choruję na niedoczynność tarczycy. Raz się leczyłam, za chwilę przestawałam. Miałam czas to szłam do lekarza po receptę. Tak przy okazji od czasu do czasu zrobiłam badania krwi. Miałam to gdzieś. Bo co może mi zrobić tarczyca? Mnie? Młodej, zdolnej, niezależnej. Zresztą jaki student ma czas na bieganie po lekarzach. Po co? Przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia. Byłam głucha na tłumaczenia.
Od 4 może 5 lat nie jem mięsa. Tak po prostu postanowienie noworoczne. Już jako dziecko próbowałam, ale wymiękałam przy kotlecie z piersi. Mama wiedziała co robi:) Ale kiedy byłam już pełnoletnia nie mogli mi nic zrobić. Naczytałam się o byciu wege. Zobaczyłam zdjęcie biednej, wykrwawiającej się krowy a obok zdjęcie hamburgera ze znanej sieciówki z dopiskiem: "Własnie tak wyglada Twój hamburger". Przemówiło to do mojej wyobraźni i z dnia na dzień zrobiłam sobie prezent na Nowy Rok. To było jedyne postanowienie, które utrzymałam od początku do końca. Pasował mi ten styl życia. Kocham zwierzęta, więc ratuję je przed pożarciem. Nie robię cmentarza ze swojego żołądka, żyje w zgodzie z naturą. No i najważniejsze to najzdrowsza dieta.
Jak się później okazało zdrowa, ale nie dla każdego...Zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Nie będę się zagłębiać. W każdym razie moja 80-letnia sąsiadka wygląda lepiej i ma lepszą formę ode mnie. Byłam jak zombie. Wzięłam urlop na uczelni, bo nie byłam w stanie ogarnąć siebie a co dopiero otaczający świat. Spakowałam manatki i wróciłam do domu. Poszłam do lekarza. Moje wyniki były tragiczne.
Zgłosiłam się do znanej, zachwalanej Pani doktor z miasta X.(endokrynolog i specjalista od spraw dietetyki). Zabrałam wyniki, przeprowadziła wywiad środowiskowy i zjechała mnie na czym świat stoi, że jak mogę być tak nieodpowiedzialna i robić sobie taką krzywdę. Już nawet nie chodzi o to jak i czy się leczę, ale o moja dietę. Wmawiała mi,że to głównie przez mój wegetarianizm, że przez moje widzimisię wyniszczam własny organizm.Wizyta skończyła się na tym, że wyszłam obrażona z gabinetu trzaskając drzwiami. W domu oznajmiłam, że więcej tam nie pójdę, bo ta głupia guła na niczym się nie zna.
Doszłam do wniosku, że skoro nie muszę płacić za wizyty u endo to może dietetyk pomoże mi schudnąć i dobierze dietę do mojego stylu życia. On niestety potwierdzil tezę poprzedniczki. Tłumaczył jak dziecku, że dieta wegetariańska to wróg chorej tarczycy. Białko uzupełniałam soją i strączkami. A tu niespodzianka nie powinnam tego jeść, bo spowalniją pracę tarczycy. o ilości węgli nie wspomnę...Plus brokuły, kapusta, kalafior. Przez tyle lat żywiłam się czymś co ich zdaniem mnie wyniszczało.
Nie zdecydowałam się na dietę, bo dalej chciałam być mądrzejsza od nich. Po 5 latach zaczęłam interesować się własną chorobą. Czytać, pytać, dowiadywać się. I o zgrozo. Oni mieli rację. Punktem zapalnym były już wcześniej wspomniane spodnio-szorty;D
Dotarło do mnie, że to co wydaje się dobre dla mnie niekoniecznie jest dobre na mojego organizmu...
Zdecydowałam się na dietę, która w moim przypadku jest ogromną zmianą w życiu, bo zawiera mięso i ryby. Powoli wprowadzam to czego wyrzekałam się przez tyle lat. Jest mi cholernie ciężko, przeżuwam i płaczę.
Ciągle powtarzam, że to dla mojego dobra, bo wszystko zaczyna się w głowie.
Miła niespodzianka;)
Kurczę, kurczę. Dziewczyny miło tu u Was. Ledwo się wpisałam a już jakieś komentarze. Nawet zaproszenia. Mimo późnej pory. Czyste szaleństwo;) Dziękuję za miłe przyjęcie. Myślałam, że nikt nie będzie czytał tych wypocin..
Ale żebym ja miała takie wypociny podczas ćwiczeń to nie. Gdzie tam!!! LENISTWO!!!
I zapalenie zatok. Wiem, wiem znów mam wymówkozę, żeby nie ćwiczyć. Z tym zawsze miałam problem. Lubię basen, ale w moim aktualnym stanie wstyd mi się rozebrać. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie. I nie czuję się jak gwiazda. Raczej oni moga poczuć się jak w kolejnej części "Uwolnić orkę"...Dziwię się, że jak mnie zobaczą to nie wychodzą z basenu. Przecież jak ja wejdę to juz nie będzie wody. Wiem durna jestem, ale zblokowałam się i póki co basen mimo swej efektywności odpada. Polubiłam ostatnio nordic walking. Sprawia mi to frajdę i będzie moim głównym aerobem, ale dopiero kiedy pozbędę się gorączki. Mam też serie ćwiczeń. Zrobiłam aż 1, słownie jedną i myślałam, że zdechnę. Taka ze mnie sportsmenka;/ Z czasem będzie lepiej. Musi być!!!
Jeśli chodzi o jedzonko to największa niespodzianka. W życiu nie jadłam tak dużo i tak rozsądnie. Mam problemy, żeby to zjeść. A ja głupia myślałam, że im mniej jem tym lepiej. Że 3 posiłki to świat. Żebym jeszcze tej regularności pilnowała, ale po co? Śniadanie po 3 godzinach jak już mi flaki wykręcało. Jakiś jogurcik, bo nie przytyję. Póżniej jakiś owoc, warzywko. Na wieczór obiadokolacja, bo przecież wcześniej nie było czasu. No mądre to nie było. Teraz jak mi metabolizm przyspieszy to go nie dogonię :D
Nowa strategia. Ja sie wcale nie odchudzam. Ja zmieniam styl życia, który doprowadzi do wytopienia mojego największego wroga. Patrz tłuszcz:) Będzie się smażył jak na patelni!!!
To stan z dnia 28.01. czyli pierwszy dzień zmian.
Jutro napiszę o 29.01 ( było dość traumatycznie) i o 30.01. i będę na bieżąco.
Tymczasem mykam spać, bo to był ciężki dzień.
Dobre złego początki...
A więc jestem. Wiem, nie zaczyna się zdania od więc, ale jakoś musiałam zacząć, żeby słowa łatwiej płynęły.
Witam wszystkich, którzy już schudli, tych którzy walczą i tych, którzy zdecydują się podjąć tą walkę. O zgrozo, należę do każdej grupy. Pewnie nie ja jedna...
Zapewne jest tu mnóstwo osób, które zaczynały odchudzanie z marnym skutkiem. Próbowałam glodówek, "cudownych" diet, tabletek gwarantujących satysfakcję.
Jedyną gwarancją były powracające kilogramy. Efekt jojo to moje drugie imię. Przykre,ale prawdziwe. Odkąd pamiętam jestem na diecie. Powinnam nazywać się człowiek dieta. Dieta Niewypał. Chudłam, tyłam, chudłam, tyłam. Takie błędne koło. Stwierdzilam, że z moją niedoczynnością tarczycy i tak nie mam szans. Pogodzenie się z tym sprawiło, że żyło mi się łatwiej. Do czasu.
Pewnego pięknego dnia ubrałam moje ukochane, czarne jeansy. Ubrałam to za dużo powiedziane. Jakimś cudem się w nich upchnęłam. Fałdka po fałdce. Gimnastyka na łózku z rozporkiem, obszerna bluzka, aby ukryć to co się wylało i mogę ruszać. Patrzę w lustro, myślę gorzej być nie może. Owszem może. Udowadniam to sobie podczas zakładania butów, kiedy to z moich ukochanych spodni zrobiłam szorty!!!! Bez umiejętności szycia. Można? Pewnie, że można. Tylko po co? Spojrzałam w lustro, oprzytomniałam i powiedziałam dość!!!!!!!!!! Tak źle jeszcze nie było:(
Pierwszy raz jestem tak zdeterminowana. I pierwszy raz skorzystałam z pomocy dietetyka.
Może więc pierwszy raz schudnę zdrowo i już na zawsze.
Moją ostatnią wędrówkę ku zdrowej sylwetce zaczęłam 28.01.2013r