Spodziewałam się takiego hejtu pod ostatnim wpisem. Dziękuję wszystkim za zrozumienie i niezrozumienie, bo każdy jest inny, czego innego w życiu doświadczył i co jednemu nie mieści się w głowie, drugi ma za normę.
Musicie jednak wiedzieć parę rzeczy (szczególnie te co mi chórem zarzuciły, że dziecka nie kocham). Ktoś tu ma bardzo bujną wyobraźnię, albo za dużo filmów się naoglądał, bo już sobie uwiły co niektóre obraz biednego, bitego, zamykanego w piwnicy dziecka, na które matka ciągle krzyczy.
Otóż muszę zasiać rozczarowanie, bo ja okazuję Małemu bardzo dużo miłości, nigdy nie podniosłam na niego głosu, obsesyjnie się pilnuję, żeby nie odczuł ani odrobiny niechęci z mojej strony. Zajmuję się nim najlepiej jak potrafię i robię to pewnie tak samo jak te co krzyczały, że dla nich dziecko najważniejsze i nic innego na świecie się nie liczy.
Kocham mojego małego chłopczyka, jestem do niego tak przywiązana, że nie wyobrażam sobie żeby miało go nagle zabraknąć. Ale...
No właśnie, ale...
Od pół roku nie śpię po nocach, i nie jest to kilka nocy, jak mi ktoś uprzejmie raczył napisać, że narzekam po kilku nieprzespanych. Moje dziecko nigdy nie należało do tych co jedzą i śpią. Jest bardzo wymagający, ostatnio włączył mu się lęk separacyjny i płacze jak tylko nie ma mnie przy nim. Dodatkowo walczymy z zębami już 2 tygodnie a końca nie widać. Wczoraj płakał od 6:30 do 10, bez przerwy, już nie wiedziałam co mam z nim robić, jak mu pomóc. Nie dało się go zająć niczym. Byłam jak otępiała od tego krzyku, trzymałam go na rękach i stwierdziłam, że mam dość. o do pomocy
Nie mam nikogo do pomocy, Moi rodzice mieszkają 30 km ode mnie i pracują. A moja jedyna siostra mieszka 300 km ode mnie, więc też za często się nie widujemy. Po ślubie przeprowadziłam się w rodzinne strony męża, tylko dlatego, że on ma tutaj bardzo dobrą pracę, 3 km od domu.
Nie mam za bardzo towarzystwa. Z takim małym dzieckiem nie chcę się komuś pakować do domu, a i Mały w obcym miejscu nie jest sobą i strasznie marudzi. Przyjmowanie gości trochę mi się uprzykrzyło, bo żeby zgrać w czasie sprzątnięcie domu, przygotowanie jedzenia dla gości i opiekę nad dzieckiem, muszę na rzęsach stanąć. Oczywiście nie odcięłam się całkiem od ludzi, ale nie sprawia mi to już takiej przyjemności.
Musiałam patrzeć i jakoś to przełknąć, jak moje ciało, zmienia się w ruinę i nic nie mogę z tym zrobić. Staram się bardzo pozbyć kilogramów, ale moje ciało jest jakby zablokowane. Podejrzewam tarczycę (badania mam w poniedziałek). Straciłam całą pewność siebie. I ciekawa jestem czy każda tak pogodnie pogodziłaby się z utratą tego, na co tak ciężko pracowała. Jak ktoś i tak wyglądał źle to mu wszystko jedno, ale ja wyglądałam świetnie.
Mąż. Z nim akurat zrobiłam porządek, przyjeżdża z pracy i zajmuje się Małym, żebym ja mogła wyskoczyć po zakupy, poćwiczyć i przygotować jedzenie na następny dzień. Sam też ćwiczy i naprawdę ciężko jest nam to wszystko pogodzić, ale staramy się. I nie jest tak, że ja mu jęczę całymi dniami, jak to mi źle w życiu. Robię wszystko, żeby było dobrze. Jednak mam trochę wyrzutów sumienia, bo dziecko to był mój pomysł i teraz czuję się w obowiązku nim zajmować.
Jak to się stało, że w ogóle zapragnęłam mieć dziecko? Otóż wróciliśmy z bajecznych wakacji i byłam taka ogłupiona szczęściem, że stwierdziłam, że brakuje nam jeszcze tylko dziecka. Byłam pewna, że będzie dobrze i że to nas zbliży do siebie jeszcze bardziej. Gdybym to jeszcze ze dwa razy przemyślała, nie byłoby teraz tego całego zamieszania, ale pech chciał, że zaszłam w ciążę już za pierwszym razem i odwrotu nie było.
I nie jest tak, że nic nie robię, żeby zmienić tą sytuację, bo robię bardzo dużo. Jednak to wciąż nie wystarcza i nie jestem zadowolona. Ambitnym ludziom nie wystarcza przeciętność. Moje życie tak drastycznie różni się od tego jakie wiodłam przed ciążą, że nie za bardzo mogę się z tym pogodzić. I jedno jest pewne na 100%, jak to że 2 i 2 to 4, mój syn będzie jedynakiem. Bo z mojego punktu widzenia, decydowanie się na drugie dziecko jest jak skok do rwącej rzeki, z której dopiero co udało się cudem wydostać. Dla kogoś drugie dziecko może być największym szczęściem i nie potępiam tego. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Więc pozwólcie mi ponarzekać sobie chociaż w internecie bo codzienność muszę ogarniać, a czasami mnie ona przytłacza.