Jestem chora. Sieklo mine nagle, ale idzie to po rowni pochylej ku dolowi. Zalzawione oczy, goraczka, katar I ciagly bol glowy. W srodku lata. Jak zwykle. 12sto godzinne zmiany w pracy ostatnie dwa dni nie pomogly.
Ale nie dalo ready wyjsc szybciej. Nowy miesiac - kolejna inwentaryzacja. Juz prawie skonczylam ale wpisywanie w apple przy goraczce I lzawiacych oczach to ciezka sprawa. Jutro mam nadzieje poczuje sie lepiej I skoncze sie z tym babrac. Poki co kicham, kaszle, leze .. I odliczam dni do urlopu..
Waga w dol! Zmieniam pasek! Walka o kazdy kg trwa! W koncu kupilam 3 kostiumy kapielowe I jakos musza sie na mnie prezentowac.
Na kolacje wege szaszlyki z tofu. Troche babrania z tym jest, ale efekt smakowity. I cos innego niz curry.
Czuje kolejna fale goraca wiec wracam do zalegania przed tv. v dal mi jakies leki, wiec kaszle mniejszy ale dalej nie widze sie w pracy jutro..a oczywiscie nie ma komu robic;(