Nocny wyjazd do domu normalnie oznaczalby zarwana noc ale ze polozylam sie po 22, mimo motania po lozku jakos zasnelam, tak pobudka o 3 30 wyszla nawet niezle. Mozna by zaryzykowac stwierdzenie ze nawet troche wypoczelam:)
Pociag na lotnisko, ktorym planowalam jechac z racji niedzieli, wypadl z obiegu. Takze wsiadlam w drozszy ale i wczesniejszy - w konkurencje. A ludzi masa. Duzo lotow jest od 6 30, wiec niby nic dziwnego, ale jednak czekanie 10min na security check w niedziele po 5 rano, mnie zaskoczylo. Samolot opozniony. Usterka..., ktora probowali naprawic, nie mogli, kazali wysiadac ale jednak zostac. Ehhh grunt ze w koncu po ponad godzinie wylecialam. Majac na tyle duzy margines na intercity ze zdazylo mnie lekko przepizgac we Wrzeszczu. Dobrze ze mialam gruby szal!
Nie wiem czy to pora na sniadanie? Obiad? Nie spie juz 9h..na jogurcie proteinowym i børku.... Isc do warsa w poludnie...? Czy poczekac az dojade jeszcze 2h..
Juz bym chciala byc w domu..