Może zwykłe low carb?
Tak do mnie dziś dotarło, że nie mam ni krzty aspiracji do diety keto. Ani nie zamierzam sprawdzać, czy jestem w ketozie, ani nie skupiam się na skrzętnym liczeniu ile węgli pochłaniam (poza faktem, że oczywiście zależy mi, żeby ich było mniej niż więcej). Ba, do jutrzejszej szczawiówki zamierzam wykroić ziemniaka i nie spędzi mi to snu z powiek 😉 Na samym początku walnęłm, że to keto, a nie prawda. Pewnie dlatego tak wyszło, że jeszcze przed wakacjami bardzo chciałam dołączyć tutaj do bardzo fajnej grupki i ni hu hu mi to nie szło, ale ciągle trwało z tyłu głowy...
Także mam problem z nazwaniem na jakiej diecie jestem. Nie mam jednak, żadnego problemu, żeby stwierdzić, że na diecie jestem i mam się dobrze! 🎉
No dobra, wczoraj łeb bolał jak nie wiem, ale czego się spodziewać po ucięciu węgli...
Podczas tej diety przede wszystkim pracuję nad zmniejszeniem porcji, nie żarciem pączków/drożdżówek oraz rezygnacją ze słodkich (oraz gorzkich 😝) gazowańców. To ograniczanie węgli to tak z rozbiegu wyszło? Na bazie poprzednich doświadczeń wiem, że takie rozwiązanie mi bardzo służy, a i momentu lepszego nie mogłabym sobie zażyczyć, więc czemu by nie?
Dobra, to już się wytłumaczyłam z zakresu, że "nie bardzo wiem, co robię" 😅 ale wydaje się dobre, więc działam.
Dziś pojedzone:
sałatka z pekinki, papryką i wczorajszym schabem umiziane w majonezie. Na deser pół camemberta.
Drugi posiłek trochę na jednej nodze. Spędziłam dziś z pół dnia z pędzlem w garści i jedzeniowo nie do końca tak planowałam, ale wyszło zgrabnie.
Kolacja wygląda śniadaniowo, ale już drugi dzień ślinie się na ten boczek, więc wyszło, jak wyszło.
Na koniec kefir z siemieniem dokładnie jak wczoraj, więc bez zdjęcia. Chciałabym żeby wskoczył w jedzeniową rutynę, bo i smacznie i zdrowo. Chciałabym dogodzić jelitom, a z kiszonkami ostatnio u mnie słabo.