Święta na lenia z anime w tle ;)
Nie robiłam zupełnie nic. Zostaliśmy z mężem sami bo miał w te święta pracować, ale i tak było go więcej w domu niż w biurze ;)
Czyli relaks i lenistwo na maksa ;)
I maratony z anime ;D
Niestety produkcja naszego ukochanego tasiemca została wstrzymana ;( :/ Trzeba było się rozejrzeć za nowym pożeraczem czasu ;)
A teraz wracamy do rzeczywistości.... Trzeba się ogarnąć i pogodzić z tym, że zima nie odpuszcza...
o tym, jak vitalijki pierwszy raz podniosły mi
ciśnienie :/
Pierwszy raz zrobiło mi się trochę głupio, niezręcznie i odczułam delikatnie mówiąc chamstwo... A wszystko przez temat, który założyłam w dziale kosmetyki, dotyczący wcierek do włosów.
Pierwsze trzy strony odpowiedzi pojawiły się w tonacji kpiącej, a obracały się wokół pytania "co to jest wcierka?". Nie wiesz? To znaczy, że nie możesz mi odpowiedzieć na pytanie, więc po co wchodzisz na taki temat.
Po lekkim wnerwie pomyślałam "dobra, ok" i przeedytowałam temat, który niejako mógł pomóc domyślić się, czymże owa wcierka jest... ale nie! Nie odczepiły się. Okazało się, że zadawanie o to pytania jest całkiem fajną zabawą....
Potem przeczytałam, że to chyba na wszy jest i pewnie takiej porady oczekiwałam.
Pojawiły się też komentarze w stylu "google nie gryzie". A otóż mnie pogryzło! Mam problem z wypadającymi włosami, naczytałam się różnych komentarzy i już sama nie wiedziałam co myśleć o danym kosmetyku... Postanowiłam się poradzić kobietek z Vitalii, bo przecież nie tylko kwestie z odchudzaniem są tutaj poruszane. Ktoś może prosić o opinie na temat butów, sukienek, podkładów to chyba można też pogadać o kosmetykach do pielęgnacji włosów?!
Potem pojawił się głos, że to głupie pytanie. Hmm.... myślałam, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi....
I co? Rozżaliłam się strasznie i właściwie nie wiem dlaczego.
Może po prostu za długo jestem na tym forumi i zapomniałam, że jest to tylko forum, w którym udziela się masa różnych ludzi. Nie są to ani moi bliscy znajomi ani przyjaciele, więc skąd we mnie przekonanie, że należy mi się jakaś życzliwość z ich strony?
Mój błąd.
spora dawka cukru...
Nie wiem co mi odbiło, pewnie jakieś zło podkusiło
Miałam dzień rozpusty ukierunkowany na słodycze (co dziwne, bo właściwie nie jest ze mnie "słodka babka"). I tak skończyło się na kupnym ciachu, drażach i nektarze porzeczkowym. Niby nie tak wiele, prawda? A jeszcze dzisiaj czuję cukier miedzy zębami.... Już dawno nie miałam ochoty na takie perfidne słodkie bzdetki...
I dzisiaj stwierdzam, że absolutnie nie było warto. Te ciacho jakieś takie niedorobione, nektar posiadał ledwo aromacik porzeczki, no jedynie draże były w smaku takie jak pamiętałam.
Konkluzja?
Jak już grzeszyć to chociaż czymś smacznym i sprawdzonym. Ciacho najlepiej zrobić samemu, a jak ma się ochotę na sok porzeczkowy to go szukać do upadłego, a nie zadowalać się pierwszym lepszym nektarem (bo do innego sklepu daleko...)
O dziwo, wyrzutów sumienia brak
Jedynie jakieś takie niepocieszenie, że się chciało, produkty zdobyło, ale nie było smacznie... Gdzie tu frajda?
Rozpoczynam przygodę z drożdżami ;)
Naszukałam się, naczytałam i ostatecznie zgłupiałam... Na wypadające włosy farmaceutyków jest masa, opinii na ich temat jeszcze więcej... Jedyną metodą, która zdaje się mieć więcej zwolenników, niż przeciwników jest właśnie picie drożdży. Niestety tutaj trudno o jakiekolwiek konkrety. Większość osób pije drożdże
bo tak, ile chce i jak długo chce. Tylko jedna z kuracji oparta była na podstawie książki, dlatego zamierzam trzymać się wskazówek właśnie tej metody. Mianowicie drożdże można pic dwa razy dziennie (po jednej łyżeczce zalanej wrzątkiem) przez 6 tygodni. Potem powinna nastąpić pół roczna przerwa.
Mój pierwszy kubeczek stoi przede mną i pachnie...hmmm... apetycznie
Co prawda mój ulubiony napój to to nie jest
Chociaż charakterystyczny aromacik podpiwka posiada
Heh, zobaczymy co z tego wyniknie
Trądziku pozbyłam się sama, dopiero po tym jak podziękowałam za współpracę chyba dwunastemu dermatologowi. No to może włosy też uda mi się uratować samej? Trzymajcie kciuki!
pierwszy raz 'od poniedziałku'
Nigdy nie uważałam się za osobę przesądną, ale zawsze mam w pamięci babcine mądrości
Stąd wzięło się przekonanie, że w poniedziałek nie można niczego zaczynać, bo już założenia nie ma szans żeby to skończyć (??) Ciekawe, prawda?
Natomiast od rodziny męża podłapałam przekonanie, że to piątek jest takim dniem (bo dzień przed weekendem, nikomu się nic nie chce i nic nie idzie załatwić, więc po co w ogóle się fatygować?). W ten oto sposób straciłam dwa dni w tygodniu na ewentualny przełom. Ignorując własne "chcenia" przeczekiwałam feralne dni, bo jak coś to od wtorku lub soboty, inaczej przecież nie można
Zbuntowałam się! Dziś jest poniedziałek, i właśnie dziś postanowiłam wprowadzić nieco zmodyfikowaną wersję mojej diety
Nie będę czekać do jutra!
Mam nadzieję, że co do tego, babcia nie miała racji...
Kupiłam wagę,
a miałam tego nie robić. Cóż... nie potrafiłam się oprzeć różowym motylkom
Teraz pewnie zacznie się cyrk z codziennym ważeniem
Małżonek Mój Wspaniały śmieje się tylko i mówi żebym ważyła się codziennie i raz w tygodniu wyciągała średnią
Coś w tym jest
I tak właściwie nie jest źle
Nie przybyło mnie przecież to i jest się z czego cieszyć
jak do fryzjera, to tylko z mężem ;D
Dlaczego?
Zawsze jestem skrępowana sytuacją, w której fryzjerka próbuje mnie zagadywać. Nie lubię i już.
Po części rozumiem, większość klientek nie trzeba "namawiać" do rozmowy, same takową rozpoczynają. A ja? Mam wrażenie jakby ktoś przeprowadzał ze mną wywiad środowiskowy.
Nie interesuje mnie jej życie, nie widzę powodu żeby zaspokajać jej "ciekawość". No i wychodzę na takiego mruka, który się głupio uśmiecha (mimo wszystko nie potrafię uciąć stanowczo takiej rozmowy o wszystkim i o niczym - ot, takiej dla zabicia czasu) No, ale z drugiej strony, cala moja wizyta trwa nie więcej niż 15 minut. Czy przez kwadrans nie można posłuchać radia? Ta pani na prawdę musi wiedzieć czy mieszkam w sąsiedztwie, co robiłam w zeszły weekend, albo czy daleko dojeżdżam do pracy? Serio, to już wolę monologi o dzieciach siostry, czy dziwnych szwagrach....
Ostatnio się wzięłam na sposób, zabrałam ze sobą męża, którego "wszyscy się krępują". Od taka facjatę ma, że nikt nie pytany do niego nie zagaduje ;) Pomogło? A skąd! Pani fryzjerka zaczęła zasięgać konsultacji motoryzacyjnej ;D
Nie ma mocnych ;) Kobita lubi pogadać i tyle. A ja ją uwielbiam za odwagę: jak mówię, że ma być krótko i mocno wycieniowane - wychodzę zadowolona ;)
Tylko ten wywiad środowiskowy.... ;)
frustrujące zakupy
Co innego jak się chodzi po sklepach z ciuchami przy okazji czegoś, a inaczej jest jak się musi kupić jedną, konkretną rzecz...
Potrzebowałam białej koszuli. I to nie była prosta sprawa... to było polowanie okraszone horrorkiem :/ Tak oto cały wczorajszy dzień spędziłam w marketach różnych maści...
Problem podstawowy - w ramionach rozmiar 36, w biodrach 40. Kupienie porządnej koszuli staje się praktycznie niemożliwe. Znalazłam jedną ładna podfruwajkę, która pasowała mi krojem, ale była tylko biała, klasycznej koszuli nie przypominała w żaden sposób :(
Wzięłam się w końcu na sposób i zaczęłam szukać po sklepach dla kobiet w ciąży. Cóż... najwidoczniej kobieta w ciąży musi mieć bardzo wycięty dekolt... Mając rozmiar A musiałam spasować...
Ostatecznie kupiłam koszulę za dużą. Zaniosłam do przeróbki i mam nadzieję, że krawcowa mi tego nie spier****
I jeszcze jedna kwestia. W średnio co 3 sklepie pojawiały się bluzki ubrudzone podkładem... Rety, jak tak można? Czy tak trudno rozpiać koszulę do końca, trzeba ją wciskać przez głowę? Normalnie żal mi personelu, w takim sklepie... przecież to dla nich może być duży problem....
No, ale bluzka jest. Jest też podwójna motywacja, żeby ten mój brzuch w końcu zrzucić...
wracam do życia :)
Zarówno chorobę i @ mam już za sobą - świat od razu wydaje się piękniejszy. Można działać ;D
Ostatnie 3 tygodnie czegoś mnie nauczyły - same chęci nie wystarczą... Nie ma nic bardziej frustrującego, jeśli się chce, a nie ma siły. Co z tego, że miałam ochotę poćwiczyć, jak po chwili musiałam usiąść i złapać oddech/równowagę... Jedyna forma aktywności to spacery (oczywiście dopiero po chorobie). Rozruszałam się i przewietrzyłam, dobre i to :)
Nie opuszcza mnie jednak wrażenie, że ostatni miesiąc zwyczajnie zmarnowałam... To drugi miesiąc diety, w którym miałam właśnie postawić przede wszystkim na ćwiczenia... :(
Dobra, marudzę strasznie! A przecież nie przytyłam, metr pokazuje to samo co przed chorobą. Niby nic nie schudłam, ale przynajmniej nie wróciłam do wymiarów z początku grudnia, to już coś, nie? ;)
......@....
Jak to jest u Was dziewczyny? Odpuszczacie/ograniczacie ćwiczenia w czasie miesiączki?
Bo u mnie nawet nie to, że się źle czuję albo że boli... Raczej czuję się zwyczajnie "brudna" i podchodzenie do jakichkolwiek ćwiczeń wydaje mi się mało higieniczne... :(
Trochę głupie, wiem :(
Niby sprawę mogłoby załatwić stosowanie tamponów, ale nie mogę.
No i patrzcie jaka złośliwość. W końcu zaczęłam się ruszać, a teraz kilkudniowy przestój :/ Ciekawe jak się będzie miał mój zapał, jak przestanę krwawić... Eh....