Witajcie po sporej przerwie.
Czym spowodowanej? Ano lawiną trudności, które na mnie z łoskotem się zwaliły.
Pomijając te drobniejsze, ta najgorsza:
ojciec mojego R. miał zawał.
Na szczęście już wszystko w normie, choć czeka go jeszcze koronarografia, która jeśli się nie powiedzie skarze ojca na bajpasy.
Cała sytuacja bardzo mnie roztrzęsła. I rzecz jasna odchudzanie było ostatnią rzeczą o której myślałam.
Zwłaszcza, że Mama R. zmarła niecały rok temu na raka.
Anyway, skupiając się na sprawach żywieniowych, bo temu głównie służy mi Vitalia:
prawidłowe i zdrowe odżywianie poszło na dwa tygodnie w odstawkę. wszystko w pośpiechu - w przerwach między kursowaniem na trasie szpital-praca.
Po dwóch miesiącach wzięłam do ust chleb ! Z tego całego zakręcenia nie uzupełniłam zapasów pieczywa chrupkiego.
Raz, czy dwa pędząc ze szpitala chwyciłam w rękę drożdżówkę. Na obiad, lub kolację - pizza.
A raczej zazwyczaj na kolację, bo na obiady nie miałam czasu.
Rano kawa, póżniej pośpiesznie kanapka, potem długo długo nic i spora kolacja, po której padając na twarz szłam spać. Czyli całkowicie nie tak, jak pownno być.
Tradycyjnie,
jak co dwa tygodnie
wzięłam dziś metr do ręki,
by dokonać pomiarów.
Bardzo się bałam. Byłam pewna, że wszystko przepadło.
I co ? Oczywiście, że nie schudłam.
Ale przybyło mi tylko po centymetrze w tali i biodrach.
Może to nie powód do radości, ale byłam pewna, że będzie gorzej.
Jakby nie patrzeć nadal mam 24 centy na minusie.
Nie należę do osób, które lubią się użalać. Nie płaczę nad tymi dwoma na plusie.
Nie pozwolę, aby to mnie zdemotywowało.
Jako, że ojciec jest już w domu, sytuacja się powoli normuje, dzisiaj po pracy pobiegłam po zdrowe zakupy.
Zrobiłam sobie spory zapas pieczywka, czerwonej herby i activii.
Dziopki Kochane, teraz mesydż do Was:
chociażby nie wiem jakie trudy, czy niepowodzenia! Nie poddawajcie się,
nie obwiniajcie! Znajdujcie
we wszystkim
coś dobrego!
Tak jest po prostu rozsądniej!