poniedziałek był dla mnie niezwykle zabieganym dniem, zwłaszcza jak na moje ostatnie tempo życia młodej mamy
Rano pobudka ok. 6, śniadanie muesli z mlekiem
Wyjazd do koleżanki i zarazem moja pierwsza wyprawa z wózkiem autobusem
Maluch przestraszał się za każdym otwarciem się drzwi, sporo płakał ale przetrwaliśmy
było na maxa ciepło!!!!!!
u koleżanki przemiło, dawno się nie widziałyśmy, więc nadrobiłyśmy zaległości i gdzieś przy okazji skusiłam się na kawałek placka z rabarbarem
W drodze powrotnej Maluszek już mniej się bał tych drzwi, więc szybko się oswaja
Po powrocie do domku szybki obiad - pierś z kurczaka smażona z warzywami z patelni
I wyruszyliśmy do Łazienek spotkać się z zaprzyjaźnionym małżeństwem, spacer po łazienkach - jak tam jest przepięknie!!!!!!!!!
Wróciliśmy do domu i jeszcze na kolację przyjechał zaprzyjaźniony ksiądz, więc jeszcze dawaj szykować jedzenie... ja zjadłam naleśnika z serkiem i truskawkami, kawałek sernika na zimno (niestety jeszcze rano udało mi się go przygotować) i kanapkę z serem żółtym.
Najgorzej, że to wszystko zjadłam duuużo za późno, normalnie po 19 staram się nie jeść
Padałam wieczorem ale byłam bardzo zadowolona z tego aktywnego dnia
pod względem diety jednak to była raczej totalna porażka