Firma obchodzi 70-lecie i wpadli na pomysł, że załoga każdej z jednostek ma się sfocić do okazjonalnego albumu. Przyjechała stosowna ekipa, my w strojach galowych ustawieni na podestach, twarzą prosto w słonko. Miało być poważnie ale jak kiedy słońce oślepia i wywołuje grymasy na twarzach. A na dokładkę jeszcze to: ręce złączone dłońmi przed sobą. Ale jak? Rączki zawsze miałam krótkie a solidne brzuszysko pozwoliło je złączyć tylko jednym paluszkiem. Moim żałosnym stwierdzeniem "nie starcza" rozbawiłam do łez resztę towarzystwa.
Z mobilizacją nadal kiepsko. Na basen chadzam w kratkę, orbitreka nie odkurzyłam, kijków też. Pocieszające jest tylko, że badanie zrobione przez dobrego fachowca i na dobrym sprzęcie wykazało, wbrew wcześniejszemu alarmowi, dobrą kondycję naczyń, nawet bez zaczątków żylaków. A nogi puchną od tuszy i niszczonych nią stawów. Wniosek jest oczywisty tyle, że cholernie trudny w realizacji.
Właśnie męż zrobił ziemniaki zapiekane z boczkiem. O bojku jak pachnie....