moja P. miała wczoraj urodziny. nie robiliśmy nic wielkiego, bo część znajomych (w tym ja:)) pracuje, ale też nie mogło się obejść bez małej celebracji 21 urodzin. stół zastawiony chipsami i chrupkami (tych akurat nigdy nie lubiłam), czekoladkami, żelkami, ciachem domowym ( moja zmora!) kanapeczkami i innymi przystawkami ale dałam radę. kusiło, żeby sięgnąć po te nieszczęsne żelki, ale jak tylko moja ręka (sama!) wędrowała w stronę stołu, to podjadałam kiszone ogórki. zjadłam ich ze 4, 2 jajka. wypiłam tylko jedno piwo. poszło mi więc lepiej niż się spodziewałam. za to po powrocie do domu zrobiłam tylko przysiady. na szczęście wybrałam się rano pobiegać, więc bez wyrzutów sumienia odpuściłam sobie skalpel, byłam już mega zmęczona.
w weekend szykuje mi się kolejna impreza, nieco większa, ale i tak mam zamiar zrezygnować:
a) z wódki na rzecz wina,
b) słodkich przekąsek!
szczęśliwie N. robi najlepsze pomidory w sosie czosnkowym, więc z radością będę je podgryzać :D
kiedyś byłam o wiele bardziej, imprezowa. ale i ostatnio zdarzało się, że piliśmy co weekend. teraz jestem w stanie to sobie odpuścić, nawet bez żalu.
nie mam wagi, przeszłam całe miasto i nigdzie jej nie znalazłam, więc nawet nie wiem czy waga leci w dół. mierzyć się chyba nie umiem, zawsze wychodzą mi jakieś dziwne pomiary, jedynie talii jestem pewna -3 cm :)