że zdecydowałam się wczoraj ruszyć dupsko i pobiegać, bo wieczorem dopadł mnie taki ból głowy, że nie ćwiczyłam już nic więcej. i gdyby nie to, byłby to kolejny dzień kiedy się nie ruszałam.
zauważyłam, że skalpel ewy męczy mnie coraz mniej, nawet z obciążnikami. z szacunku do sąsiadów, nie chcę o 22, kiedy to zwykle ćwiczę, tupać im nad głową przy kilerze na przykład :P poza tym skalpel mogę ćwiczyć na pamięć, a to bardzo wygodne kiedy mam teraz w domu tylko jeden komputer i mój tż może w tym czasie grać w swoje gry, a mi w tle tylko ewka odlicza. pomęczę go do czasu aż laptop nie wróci z naprawy i zacznę rozglądać się za czymś innym.
ostatnie pomiary dały wynik:
talia: -4cm,
brzuch: -3 cm,
biust: -3 cm.
żałuję tylko, że zmierzyłam się dopiero po 2 tygodniach ćwiczeń, a nie na początku. ale chyba sama do końca nie wierzyłam, że tyle wytrzymam :D
następne będą 17 marca i mam nadzieję, że udka trochę się ruszą. bo chociaż nogi są moim najmniejszym problemem, to wewnętrzna strona ud mogła by wyglądać lepiej.
z planów na luty wykreślam basen. pokłóciłam się z przyjaciółką i poza jednym jej przepraszam na fejsie nie widzę chęci zmian, sama nie wyjdę z inicjatywą, bo mega mnie zawiodła. a, że sama jestem nie prowadząca, to nie ma mnie kto na owy basen wozić.
znając siłę wizualizacji motywuję siebie i was :D