Dzień 308 - waga 96,8
Piątek rano - siłownia, po południu basen
Sobota - cały dzień w ogrodzie, ręce miękkie miałam od roboty. Nie było czasu jeść i się nudzić. Wieczorem wypiłam kilka naparstków słodkiej nalewki i zjadłam garść czipsów. Ale i tak waga dziś była cudna. Dziś gorzej - siedzę w domu, Mąż odsypia gości, a ja sprzątam, piorę i porządkuję kwiaty. Gdybym mogła, to ruszyłabym na podwórko, ale niedziela...
Mam nadzieję, że jutro, po weekendzie, szklana też będzie tak łaskawa
Dzień 305 - waga 98,2
Oj ciężko to idzie. Wczoraj rano byłam na siłowni, a po południu w ogródku. No i łaskawie 40dag mniej się pokazało. Dobre i to. Pichcę właśnie obiad dla chłopaków bo po pracy znów chcę ruszyć do ogrodu. Jest co robić po zimie, a weekend ma być zimny. Tak jak myślałam ciągle walczę ze sobą: ogród czy siłownia. Trudno znaleźć czas na jeno i drugie.
Dzień 302 - waga 98,6
Dawno nie pisałam bo nie miałam weny. Za dużo się działo. Święta i goście - najmniejszy problem. Doszły problemy zdrowotne: Syna - chcą go wysłać na kolonoskopię!!! 17-latka; moje - serce szalało, holter nic nie wykazał, więc znów próbuję na siłownię, tylko ostrożniej; no i do tego koleżanka wylądowała w szpitalu na operacji jajników. Torbiel w ciągu miesiąca urosła 8 centymetrów, a markery są dużo powyżej normy. Jest po zabiegu, czekamy na wyniki histopatologiczne.
Po świętach zostało mi 2kg. Jeden już odpracowałam, a po sobocie w ogródku nawet kawałek drugiego. Ale wczorajsze lenistwo miało swoje skutki. Sukcesem jest to, że pierwszy raz od dawna po weekendzie ważę tyle co przed.
Dzień 277 - waga - 97,8 - lubię takie dni
Pasek zmieniłam o kilogram w dół. Cieszę się bardzo, mam nadzieję, że to utrzymam, bo przed Bożym Narodzeniem też byłam na tym poziomie. Więc na Święta robię tylko sałatkę dla całej rodziny, w zamian dostawałam ciasto, ale w tym roku nic nie biorę. I tak będę miała pokuszenie.
Wczoraj byłam na siłowni, zaliczyłam godzinę na bieżni, po 10 minut na rowerku i orbitreku no i 3x15 na przyrządach. Spędziłam tam dwie godziny i ledwo zipałam.No i chyba pierwszy raz od dawna dietka była idealna, nawet mniej niż w planie. Żadnych wyskoków typu Aero (185kcal) ani chleba. I efekty są.
Dzień 275 - niby więcej a jednak mniej - waga 98,7
więcej bo 98,0 było chyba pomyłką wagi. Mniej bo ostatnio po weekendzie dobijałam w poniedziałki prawie do setki. Tym razem oparło się a 99,0. Czyli mogę przyjąć, że ten jeden kilosek zgubiłam na stałe. Ale tempo, nie ma co...
Dzień 272 - waga 98,00
Ucieszyłam się bardzo! Z tej radości na razie oparłąm się kanapkom i zaliczyłam siłownię. Spaliłam 350kcal i nawet nie przegięłam z tętnem. Lekarka kazała mi nie przekraczać 140 uderzeń. Jutro niedziela, najgorszy dzień. Miałam jechać na pokaz gotowania w Thermomixie, ale rozwiało się. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie.
Dzień 270 - waga 98,8 - bałwanki wróciły
i tym razem się z tego cieszę. Nie wiem czy to prawda, ale mam wrażenie że to dzięki niejedzeniu chleba waga w końcu drgnęła. Bo nie jem go od poniedziałku czyli trzy dni. Zawsze tak było, że jak przestawałam jeść chleb to waga spadała. Jakiś czas temu zrobiłam testy na nietolerancje pokarmowe i wyszło, że nie toleruję drożdży. A w dzisiejszych czasach znaleźć gotowy chleb na zakwasie to niemal cud. Więc muszę się obyć całkiem choć uwielbiam.
Jadę niedługo do kardiologa. Zobaczymy co powie. Już mi się ckni za bieżnią...
Dzień 270 - waga 98,8 - bałwanki wróciły
i tym razem się z tego cieszę. Nie wiem czy to prawda, ale mam wrażenie że to dzięki niejedzeniu chleba waga w końcu drgnęła. Bo nie jem go od poniedziałku czyli trzy dni. Zawsze tak było, że jak przestawałam jeść chleb to waga spadała. Jakiś czas temu zrobiłam testy na nietolerancje pokarmowe i wyszło, że nie toleruję drożdży. A w dzisiejszych czasach znaleźć gotowy chleb na zakwasie to niemal cud. Więc muszę się obyć całkiem choć uwielbiam.
Jadę niedługo do kardiologa. Zobaczymy co powie. Już mi się ckni za bieżnią...
Dzień 268 - waga 99,1
Dobrze mieć koleżanki, które postawią do pionu za kokardy (Bardzo mi się to powiedzenie podoba). Moja imienniczka nakłada mi do głowy, że mam:
- po pierwsze odchudzać się wolno - co by skóra nadążyła
- po drugie - masaże - takie prawdziwe 2x w tygodniu a w domu dodatkowo
-po trzecie - siłownia - tyle, że muszę zaliczyć najpierw kardiologa bo po mi po niej
serduszko za szybko zasuwa.
Tak więc plan nakreślony, czekam na werdykt lekarza i aż się @ skończy, dietę trzymam i do boju.
Dzień 267 - marazm i widmo obwisłych ud
Od zeszłego tygodnia prześladuje mnie wizja obwisłej skóry. Jakiś pajac, w formie komentarza pod moim robótkowym blogiem przysłał mi link do pięknych zdjęć typu: co się dzieje po... Jeszcze zdjęcia to nic. Te zawsze mogą być podrasowane. Ale załączył filmik, na którym dziewczyna pokazuje jak jej wachluje skóra na udach. Zemdliło mnie. Przy mojej nadwadze widzę to czarno. Nie zamieszczę linku, żeby nie dołować innych, ale jak mam tak wyglądać to chyba wolę być gruba. Gdyby nie kwestia zdrowia, chybabym se darowała.