Na poprawę humoru dla pań;)
http://www.obtampons.ca/apology wpisz swoje imię;)
Ten pan do mnie śpiewał ;) taka już jestem laska ;)
Helloo
Oj lasencje i faceci...
3 dni na stabilizacji i 0,5 kilo więcej... a jeszcze nie zjadłam chleba, posiłku skrobiowego, czy królewskiego- tylko pół malego jabłka. Dzisiaj robie chyba białkowy dzień- bo niby czwartki miały byc białkowe- ale poniedziałek był na bialym, więc czwartek to było za szybko.. więc dzisiaj zobacze, chociaz mam taki deficyt białka w lodówce, że nie wiem czy nie przełożę tego na jutro jak uzupełnie zapasy.
Wczoraj cały dzien byłam latwaica, gościlam sie u koleżanek z małym:) miło tak mieć dzień zajęty:) mały był taki zmęczony, że padł jak wróciliśmy i mogłam pranie poskładac, i obiadokolacje dla Mateusza zrobić- placek po węgiersku, mój debiut, ale wg mnie jak na pierwszy raz z palckiem ziemniaczanym i to takim mega wielkim na calą patelnie- to był ok, sos za ostry, bo całą papryczke chili dowaliłam- ja lubie ostre, ale Mateusz nie koniecznie az tak ;) ale zjadł :)
A ja wczoraj
3 babeczki dukana
pół jabłka
jogurt 370 gram
3 mini kotleciki schabowe z surówką (kotleciki bez tłuszczu i panierki)
kapucha, tradycyjnie do tv :)
Mocne postanowienie- zdjęcia- porównanie
Dodam dzisiaj troche fotek- tych starych, ktore juz sie tu pojawiły, i dzisiejsze.
Postanowiłam iśc na 3 faze, czyli stabilizacje, bo samą utrata kg nie osiągnę tego co chcę tak na prawdę, tu teraz potrzeba więcej pracy nad sobą niż tylko spalanie tłuszczu- oczywiście cel mniejszej wagi zostaje, ale postanowilam to odroczyć. Na chwile obecną mam zamiar utrzymac te kilogramy co są, ewentualnie kolejne moga spadać, ale już duużo wolniej 68 chce w maju. Kilo na miesiąc, wydaje mi sie to jeszcze trudniejsze niż obecna dieta- bo będzie wmagalo o wiele więcej kontroli, ale skora nie nadąża się napinac- mam nadzieje, że jeszcze kiedyś będę wyglądała jak za starych dobrych czasow.
To teraz zdjęcia:
Na początek punkt wyjścia- mam gdzieś w bieliźnie, ale nie mam siły go teraz szukac, więc jest to- które już tu było:
No i edit: znalazłam to pierwsze w bieliźnie
:
Teraz moje pierwsze porównanie- choć wg mnie tu różnicy nie widac nawet do obecnych:
Moje dzisiejsze zdjęcie:
Mój cel- czuć sie tak jak wtedy:
No właśnie- wtedy... miałam 6 kilo więcej niż obecnie- a czulam się dobrze ze sobą... bo teraz to czuję się strasznie:( i jak juz mi moj mówi, że wyglądam źle nago- to juz jest katastrofa:( A tak mi powiedział w ubraniu jeszcze jakoś wyglądam, ale nago to tragedia...
I jak tu nie zlapac depresji- człowiek się stara a tu taka reakcja:( Inni znajomi mówią, że jstem cieniem samej siebie- bo w ubraniu faktycznie widac jak schudłam... no ale bez ubrania... jest jeden wielki flak, tluszcz na brzuchu... chandrę mam:(
Drinkuje/ mieszane uczucia/ wyglądam niezdrowo
Od wagi wyjściowej czyli 92 (skrajnie po porodzie) zjechałam 20 kilo w 3 miesiące- za szybko. Za szybko...
Powobno wyglądam niezdrowo, jak połowa siebie. Moj M. mowi, że wolał jak wazyłam ok 78. Tak często oglada mnie nago- że szybko się zorientowal...
Jak juz pisałam dzisiaj wcześniej, z kilogramow jestem zadowolona, ale nie z wyglądu... porównująs starą siebie do obecnej- to mimo, ze kg mam mniej- to wyglądam o wiele gorzej.
Więc, myslę poważnie o przejściu na fazę stabilizacji, aby organizm troche odpocząl od diety tak rygorystycznej... i od jutra ćwiczę brzuch w domu! i koniec, bo samą utrata kg tego nie naprawię... myślalam, że rowery wystarczą.
Jutro dzien zabiegany, więc nie obiecuje fotek, ale i tak nie ma co oglądac...
drugi dzien i dobry wynik, ha zmieniam pasek ;)
No no, 71,5 ... ale nie wiem czy powinnam więcej chudnąc, czy już nie popracowac nad rzeźbą- bo kilogramy juz wg mnie ok, mam wystające obojczyki i żebra... nogi ofcourse grube i krzywe... może dodam jakies foto... ale kurde na zdjęciach nie wygladam zbyt korzystnie:(
Pasożyt przemieszcza się juz na dobre, wedruje po podłodze i trzeba pozabezpieczać mieszkanie... przecież on ma niecałe 7 miesięcy...
oho! "czy mnie się zdaje, czy coś tu smierdzi?" spadam... pieluchować :P
świętujemy 3 miesiące
I to świętujemy, bo weszlam na wage dzisiaj i zobaczyłam 70... ale nie uwierzylam, wytarowałam wage jeszcze raz, i ponownie weszlam- wyszło 71,5.
Ale to wina odwodnienia- bo ciągle sikam... nie wypijam tyle co wysikuje ;) ale mogło by juz tak zostać te kilogramy... no ale znając życie wrocą a przynajmniej 1...
No i nie toleruje mojego faceta... masakra, nie mam już do niego siły, i marzę o tym aby znaleźć prace i uciec... a że tak dobrze płatnej nie znajde- to chce chociaż aby mi nie rzygał, że nas utrzymuje...
3 dni do 3 miesięcy diety -15 kilo, - 61 cm
Duzo, mało? chyba jednak jakiś sukces, zostało 5 kilo. Miałam nadzieje, że do wielkanocy się wyrobie, i już podjem troche normalniejszych rzeczy, a tutaj z tym różnie może być- bo coraz wolniej kilogramy uciekają, i jeszcze mam tendencje do wahań...
Po wczorajszych rowerach
Jechałam, nie chciało mi się pedałowac, ale jechałam. Dziwne uczucie- bo miałam ochote usiąśc i się poddac, a nie byłam zdyszana, mięśnie pracowały jak trzeba, kolki żadnej też nie miałam... zauważyłam, że jak mi muzyka nie pasi to mi sie nie chce jechać... No i babka- nie czarujmy sie nie zagrzewa do walki... a jak muzyka chociaz jest odpowiednia, z bitem, że tak powiem to jakos bardziej sie chce.
Wczoraj żyłam na cieście marchewkowym i jogurtach. Dzisiaj rano niby 73... ale po południu znowu będzie pewnie więcej:( chciałabym już zmienić pasek, ale nie chce go potem cofać:/
Przepraszam, że nie dodaje Wam komentarzy... czytam czytam, ale często jakos nie mam nic do powiedzenie- obiecuję poprawę ;)
Ogólnie ostatnio częciej niz vitalie odwiedzam strony z ofertami pracy... niestety:/
Wręcz idealne wykształcenie
Tak mi napisał pewien headhunter ;) odnośnie jednego stanowiska, i że niedługo otwierają rekrutacje- ale wiadomo, pisanie pisaniem:/ a brak pracy swoją drogą.
Nie mniej jednak pozytywnie mnie to nastroiło- że nie jest tak źle z moją osobą ;)
Puki co jakoś mi lepiej- ogarnęlam chate, poukładałam pranie, kupka prasowania jeszcze czeka, ale to już wieczorem jak mój wróci, bo boje sie prasowac z malym raczkującym pod nogami, a na spanie mu sie nie zbiera.
Ale to moje dziecko jest żywotne... a to dopiero początek.
tak na szybko
Jakis nieogrrn, nie moge się wykurowac... z mojego kataru, we łbie mi się kręci, glowa mnie boli... a dziecko... zabkuje.
Upikłam ciasto marchewkowe, takie sobie, ale jego zaleta jest to, że można zjeśc praktycznie całe w jeden dzien, bo 2 łyzki otrąb i 2 mąki kukurydzianej... a reszta to jaja i marchew...
Rozdzieliłam sobie je na wczoraj i dzisiaj... i juz go nie ma
W smaku, ok ale mi się już chyba te otrębowe specjaly zbrzydły...
niby 73 jest... niby, bo juz raz było... poczekam jeszcze kilka dni i zobacze czy się utrzyma...
Ogarniam chate, mały o dziwo siedzi w foteliku i mi na to pozwala... więc ide, puki moge cos zrobic, bo jak szał się zacznie to znowu będzie kicha.
Miłego pączkowania... dla tych, którzy mogą.