Waga się nie zmieniła. Tak się zastanawiam czy dam radę wyznaczyć sobie jakiś dzień "ważenia i pomiarów", czy jest we mnie na tyle dyscypliny, aby to utrzymać. Otóż Ja bzikomanka wagi???? może spróbuję i następny dzień wyznaczę sobie np. sobotę. Tak na dobry początek, ażebym czasami za długo czekać nie musiała. Tylko czy ja wytrzymam???
Mam obawy, że jeżeli nie będę jej miała pod codzienną kontrolą szlag trafi wszystko i znowu popadnę w jakiegoś doła.
Wczorajszy dzień i to prawie cały, spędziłam na Vitalli, miałam wzloty i upadki, czytając Wasze pamiętniki. Ale to motywuje powiem Wam szczerze. Kiedyś tak nie przesiadywałam. I może dlatego tak się "zmieniłam".
Dziś w planach miałam wstać nie wcześniej niż o 8:00, no niestety jak zawsze coś zaplanuję to nic z tego. Nie mam pojęcia co i dlaczego postawiło mnie na nogi już o 4:57. Następstwem czego było hop-siup na wagę i smutno mi, że mniej nie ma.
Teraz siedzę przy kawusi
i obmyślam plan na dziś.
Myślę, że pora HULA z kurzu otrzeć, bo od czasu przeprowadzki to chyba raz był w moich rękach.
Plan na śniadanko bez zmian:
* płatki owsiane + mleko +rodzynki i śliwki (melduję dalsze braki musli w mojej kuchni, z resztą i tak nie wiem co lepiej pałaszować musli zbożowe czy płatki owsiane z rodzynkami?)
Obiad- i tu pojawia się problem. Rodzinka chce wątrobę wieprzową z cebulką, a jak my wszystkie wiemy równa się to z ogromną ilością smalcu!!! I co ja biedna teraz smakiem muszę się obejść. Z wczoraj został 1 gołąbek, jak go nikt z lodówy nie wygrzebie to będzie mój!!!
Kolacja- tu to już w ogóle nie mam pojęcia, Msza za śp. szwagra i cała rodzinka na wyjeździe, wszyscy jesteśmy zaproszeni na kolację do szwagierki i jak to będzie??? oj, biedna ja...
Postanowiłam, że dam radę, nie pokuszę się na nic...no dobra postaram się, obiecuję