Na początek chciałam serdecznie przeprosić Was Moje Kochane za to, że ostatnio tak rzadko tu wchodzę. Już się tłumaczę: otóż mam cały czas teraz w domu męża. Nie jeździ w trasy, bo nie ma narazie ładunków, a co za tym idzie ja mam więcej roboty w domu, a swoje w dodatku przy komputerze muszę odsiedzieć, bo codziennie tych ładunków na giełdzie szukam. W sumie pracuję na 2 etaty, bo kiedy wstanę od komputera to ruszam do kuchni, albo do innych obowiązków, a wieczorem już się nawet odpalać komputera nie chce. W dodatku mąż "cięgiem" siedzi przy kompie i albo gra w jakieś gry, albo siedzi na YT. Jak mi się uda dorwać w końcu do Vitalii to poczytam was trochę i już nic nie piszę, bo zaraz mąż przychodzi i śledzi co wypisuję, a to już niezbyt komfortowa sytuacja, więc...odpuszczam...
Nie ważyłam się jeszcze, bo waga leży gdzieś u góry na meblościance...i jakoś mi ciężko (?!) po nią sięgnąć. W weekend był siostrzeniec z rodzinką, on, żonka i roczny Filip i dlatego waga wywędrowała tak wysoko. Jest szklana, a maluszek już się nią zainteresował i baliśmy się, że np. spuści ją sobie na nóżki. W każdym razie wytłumaczenie jest....Dietki pilnuję jak mogę. Jem dietetycznie, ale niekonicznie ściśle "dukanowo". Rano np. dziś zjadłam sałatkę z tuńczyka z jajkiem na twardo i czerwona cebulką z dodatkiem jogurtu i przypraw, ale już bułeczka (malutka) pełnoziarnista ale z otrębami owsianymi już nie była w pełni "dukanowska". Myślę, że ważne żeby nie jeść tych tłustych i słodkich rzeczy. Chociaż...teraz zdarza mi się zgrzeszyć malutkim kawałkiem rogalika (sama piekłam), albo jogurt z otrębami granulowanymi, śliwkowymi, ale jakoś się tym za bardzo nie przejmuję, bo większość posiłków jest prawidłowa. Piję też codziennie czerwoną herbatę, która działa wybitnie na przemianę materii, czego dowodem są dość częste wypróżnienia (na czystym Dukanie było z tym gorzej...) i dużo wody.
Weszłam jednak na tę wagę, bo ktoś pomyśli, że...przybyło mi nie wiadomo ile, a tu prosz..., prosz..., waga stoi w miejscu 89, 30 kg no i trzeba brać pod uwagę, że ważę się w momencie kiedy mam "w sobie" już śniadanie, kawę, garniec herbaty 0,5 l i jogurt mały z tymi otrębami śliwkowymi. No, ale chciałam sprawdzić...Nie jest źle! Zważę się jak znów ruszę z kopyta z dietą. Teraz uznałam, że w taki mróz jak teraz trzeba jakoś zaopatrzyć organizm w potrzebne składniki. Zdarza mi się zjeść 2-3 orzechy, albo migdały...Ważne żeby nie przybywało kilogramów. Pewnie żebym wolała żeby spadały, ale przyjdzie na to czas. Byle utrzymać tę wagę, którą "wywalczyłam" i jej zamierzam bronić jak się da.
Muszę przyznać, że trochę znudziły mi się już te placuszki i baaardzo tęskniłam za jakąś kanapką. Teraz jedna malutka bułeczka z pełnego ziarna z otrębami wystarcza mi na cały dzień. Nie używam żadnego tłuszczu i stronię od tłustych mięs oraz sosów. Tak przecież zamierzałam - żeby zmienić te swoje zasady żywieniowe, które powodują przyrost wagi.
Z "rozweselaczy" tylko od czasu do czasu 1-2 lampki wina półsłodkiego. Na zawsze pożegnałam ciężkie alkohole i piwko i dobrze mi z tym.
W lodówce znów do mojej dyspozycji jest sernik dukanowski, ale dziś będę piekła ciasteczka piernikowe (ciasto już leży w lodówce), bo tęsknię za nimi od świąt. Takie ciastka są świeże bardzo długo i jak (szczególnie wieczorami) mamy ochotę na coś słodkiego to można schrupać dwa ciasteczka i...po głodzie. Ja chyba bardziej piekę je ze względu na te orientalne, piernikowe zapachy niż na ochotę na ich jedzenie, bo jedno albo dwa małe ciasteczka czasami nie uważam za wielkie przestępstwo. Ktoś pomyśli: no dobra..., ale tu ciasteczko, tu bułeczka i w sumie efekt taki, że odchudzania brak. No tak..Może i tak, ale powiedzmy, że...zrobiłam sobie przerwę. Nie śpieszy mi się. Mam czas.
Buziaczki dla Was! Trzymajcie się dietki bo wiosna tuż, tuż....
Ja jak widać za bardzo przykładem nie świecę...