U mnie wszystko gra...oprócz kasy bo ta jak zwykle gdzieś się upłynnia zbyt szybko. Straszą nas jeszcze media, że może być jeszcze gorzej. Po przyjściu z zakupów faktycznie nieraz okazuje się, że wydaje się o wiele więcej niż się zaplanowało.
Z moją giełdą też kiepściutko. Ładunków coraz mniej. W poprzednim tygodniu autko (a przede wszystkim kierowca w nim) stało od wtorku do czwartku pod Szczecinem. Jakoś go ściągnęłam, ale naprawdę z wielkim trudem i nie za tę kasę jaką zamierzałam. Szef zdecydował, że przejdziemy na stałe pod jakąś spedycję większą, no i dziś udało mi się złapać z jedną porządną kontakt, tak że pewnie tę robotę będę miała z głowy. Chodzi też o to, że dla transportu najgorsze są przestoje czyli mniej więcej od połowy grudnia nawet do marca i trzeba tak gospodarować żeby wtedy jeździć, bo potem tej dziury nie da się już załatać w ciągu roku. Tak było w tym roku. Auto praktycznie zaczęło jeździć dopiero w połowie marca. Mam nadzieję, że szef załatwi tę współpracę i wtedy nie będzie zmartwienia w zimie. Ja jakąś pracę napewno w końcu znajdę i...będzie ok.
U papużek - nowe pisklę okazało się, że ma...żółte upierzenie. Takiego jeszcze nie miałam. Będzie żółta papużka...fanie...albo papug, bo jak takie młode to jeszcze nie wiadomo. Wrzeszczy już w tej budce lęgowej, bo mu tam za ciepło chyba. Dopóki nie ma upierzenia to się tuli do "mamy", a potem słychać jak puka pazurkami po dnie i lata po tej budce. Czasem go wyciągam to widać, że skrzydła ma już tak rozwinięte, że jeszcze chwila i wyjdzie na zewnątrz. Z tym wyjściem to też ciekawie, bo najpierw wspina się pisklak do tego otworu w budce i wygląda jakieś kilka dni. a potem dopiero próbuje się wychylać do połowy, bada teren dzióbkiem, ogląda całą klatkę i...towarzyszy w klatce, a potem któregoś dnia wychodzi nieśmiało. Rodzice wtedy go asekurują, bo towarzystwo chce poznać tego śmiałka, a wtedy nieraz może oberwać dziobem w głowę. Inne papugi podskubują go, a on wtedy właśnie potrzebuje najwięcej wsparcia, bo nie siedzi jeszcze stabilnie na żerdzi. To trwa tylko dzień albo dwa, bo szybko orientuje się, że musi sobie sam radzić. Jeszcze mama z tatą dokarmiają go jak woła jeść, ale już go przyzwyczajają, że jak się sam o jedzonko nie zamartwi to będzie głodny. Obserwowanie takiego papuziego pisklaka to wielka frajda...Jest taki ufny, że jak go wezmę w rękę to nic się nie boi. Tak jest przez kilka tygodni, dopóki inne papugi nie pokażą mu, że jednak bać się należy. Te papużki faliste są wogóle bardzo płochliwe. Odbudowywanie zaufania trwa czasem kilka miesięcy...Gdybym sama się nimi zajmowała pewnie nie byłoby problemu, ale...mam w domu choleryka i czasem odczują te moje ptaszki tak jak i ja. co to oznacza w rzeczywistości.
Za chwilę przywitamy jesień...Pogoda już mało słoneczna...Najpierw narzekałam na upał, a teraz jednak tego słońca jeszcze bym trochę pooglądała..A kto Polakowi dogodzi..wiecznie na coś narzeka i wiecznie mu nic nie pasuje. Ja uwielbiam jesień i zawsze witam ją tak jak inni wiosnę, z utęsknieniem. Jeśli jest jeszcze ta nasza, czyli "polska złota jesień", kolorowa i słoneczna to...nie siedzę nigdy w domu. Codziennie staram się gdzieś wychodzić albo wsiadam na rower i trochę jeżdżę. Trochę, bo do lasu daleko i tu tak jest, że wszędzie z górki albo pod górkę, a ja mam rower z tymi szalonymi przekładkami, którymi wogóle się nie potrafię posługiwać i przeważnie jeżdżę na 2/3 biegu bo boję się go przestawić w trakcie jazdy...No ale a też tego dobre strony, bo wtedy np. pod górę muszę mocniej pedałować i...tłuszcz się spala jak diabli . Dziś jakoś pochmurno, ale jak wyjrzy słoneczko to popołudniu gdzieś popedałuję.
Nie ważyłam się dawno i myślę, że może jutro to uskutecznię, bo sama jestem ciekawa ile to mi rzeczywiście...przybyło...Niby po ubraniu nie widać żeby było ciasne, ale tak ze 2-3 kg może wlazło...kto wie, zobaczymy jutro. No a teraz..."polatam trochę po waszych wpisach bo jestem okropnie ciekawa co u was słychać.
Pozdrawiam najserdeczniej! i życzę miłego dnia!