przegadałam dzisiaj ze sobą to, że w sumie spadek 1kg/10dni, wcale nie jest zły, bo to znaczyłoby, że zejdę poniżej 50 jeszcze w kwietniu :)
ćwiczyłam dzisiaj. jadłam, tradycyjnie, beznadziejnie, choć mega smacznie
- jajeczniczka z dwóch jajeczek ze szczypioreczkiem, plastereczkiem szyneczki i półplastereczkiem serka żółciutkiego (uwielbiam zdrabniać :D)
- jogurt naturalny z jabłkiem, cynamonem i odrobiną cukru wanilinowego - PYCHOTA. naprawdę, jestem zachwycona (wiem, że to nic skomplikowanego ani odkrywczego...ale dla mnie nowość)
- kawa z mlekiem i cukrem (nie wiem dlaczego wsypałam ten cukier, w sumie nigdy tego nie robię, ale to jak wychodziłam ze szpitala, to zakręcona byłam)
- ryż brązowy z sosem z marchewki z pulpecikami z indyka z pietruszką (to też jest super - można usmażyć albo ugotować, zmielona pierś z indyka z pietruszką, ciut pieprzu, ciut soli. PYCHOTKA)
nie wygląda aż tak źle... ale godzinowo - MAKABRA. nie wiem czy ja się tego kiedyś oduczę :/
[a szpital... kurczę... oiom jest straszny. podziwiam tych wszystkich lekarzy i pielęgniarki, którzy tam pracują, trochę wygląda to jak praca w NASA albo CERNie. Same kable, kabelki, rury, rurki, maszyny - większe mniejsze, tu coś się świeci, tu coś pika... sama chemia i technika. dobrze, że babci trafiło się łóżko trochę oddzielone od całej reszty... i oby jak najszybciej ją stamtąd przenieśli. okropne miejsce. ]
jestem tak niecierpliwa, że to straszne, nie mogę się już doczekać kolejnych spadków, spadeczków, spadeczkuniów:D
na przed-koniec pytanie/prośba..... mam nowe mp3.... i potrzebuję jakiejś fajnej muzyki, najlepiej takiej, której wcześniej nie znałam - podsuwajcie propozycje :D
na koniec - motywajki :)
dzisiaj większość z przymrużeniem oka.
hihi :D
nie wiem dlaczego #yolo yoga, ale mnie to urzekło :D
xoxo,
Aneczka.