Dzieeeeeeeń dobry bardzo :D
Zacznę od objaśnienia tytułu... Ja wiem, że ja nic nie robię i w ogóle, ale postanowiłam zrobić sobie to malutkie wyzwanie z sexy leg workout. Że codziennie, że przez 15 dni.... po raz kolejny powiem - ja wiem, 15 dni to nic, efektów nie będzie... No, ale stwierdziłam, że od tego zacznę, tym bardziej, że dopiero wychodziłam/wychodzę (alergia pozostała) z tej durnej anginy.... I pierwsze trzy dni poszły mi z górki. Dzisiaj miał być dzień czwarty i tak mi się nie chciało TAK! mi się nie chciało.... Nawet miałam już piękny zestaw wymówek... a to, że jednak powinnam się uczyć, a to, że już późno a w zestawie są pajacyki, a to, że nie, bo nie, a może jednak trzeba dzień przerwy, bo przecież tak codziennie, a to, że pies znowu będzie mnie irytował (uwielbia kłaść się na mnie jak leżę i robię wymachy i ZAWSZE się łasi jak robię krzesełko, ZAWSZE :D), a to, że herbatka mi wystygnie.... ale udało mi się! dałam sobie mentalnego liścia w twarz (hihi), wstałam i zrobiłam! KLIK . no i zrobiłam 10 pompek zamiast zwyczajowych 5 :) ponowię pytanie - robił ktoś jakieś pompkowe wyzwanie? byłabym szczerze zainteresowana :)
co do jedzenia:
Śniadanko:
miseczka musli, otrębów i lnu z mlekiem + kawa z mlekiem - 220kcal
II Śniadanko:
jabłko i jogurt malinowy 180kcal
Obiad:
Rosół z makaronem i kurą :) nie mam pojęcia ile to może mieć kalorii !
Podwieczorko-kolacja:
jogurt naturalny 90kcal
ten ostatni posiłek taki skromny, bo obiad był ogromny i do tego wszystko było bardzo późno. Mój tryb spania 4:00 - 12:00 na pewno nie pomaga w dobrym rozplanowaniu diety. a właśnie! a propos! kolejne zwycięstwo na dziś! to, że powiedziałam NIE czekoladzie nie robi już na mnie wrażenia ( ), ale.... późnym wieczorem, gdy zalewałam kolejną tego dnia herbatkę... mamusia ma rzekła: 'zapomniałam ci powiedzieć! dostaliśmy chruściki od pani Ani' och... byście widziały moją minę.... ale powiedziałam dumne NIE :) fakt, tak sobie wymyśliłam....że pewnie zjem tego chruścika jutro do śniadania lub drugiego śniadania... w końcu może wstanę wcześniej a węgle z rana to nie aż taki grzech :)
hmm... tak patrzę na te kalorie... i nie wiedziałam, że wyszło aż tak mało.... fakt, rosół miał pewnie z 500 kcal jak nie więcej.... ale i tak wychodzi 1000. Naprawdę muszę się skupić bardziej na tym co jem i kiedy jem.
zdjęcie na dziś! tylko jedno, ale z historią/przemyśleniami pod spodem :)
nie wiem czy próbowaliście kiedyś wspinaczki? ja miałam przyjemność być kilka razy na ściance.... ale moja przygoda zaczęła się przeuroczo, bo pierwszy raz w życiu wspinałam się po ściance na lodowcu - ścianka była malutka, ot taki bajer dla turystów... ale wiecie jaka frajda? czekan - rak - czekan - rak.... tylko w sumie nie o tym chciałam... ;) stanowczy end of my comfort zone przeżyłam na innym lodowcu... wchodziliśmy na najwyższy szczyt Norwegii.... w środku lipca. Pogoda była koszmarna, do góry szliśmy w absolutnej mgle,wilgoci (ten moment, kiedy się już nie wie czy to coś pada z nieba czy to po prostu wilgoć) i zacinającym wietrze przez topiący się śnieg.... a potem jeszcze prawie pionowe podejście po kamieniach na szczyt. To było niesamowite. To zmęczenie po wejściu na szczyt (nie mówiąc już o tym po zejściu :D), ale takiej satysfakcji to chyba nigdy w życiu nie odczuwałam. Chciałabym więcej i bardziej, ale jestem chickenem, tchórzofretką po prostu. Liceum -> studia (dobre) -> praca. a potem będę spełniać te szaleńsze marzenia. Nie dla mnie wolne zawody i 'jakoś to będzie'. Dlatego nie będę wielką zdobywczynią... ale lubię te momenty, kiedy odważę się przekroczyć granicę i robić rzeczy, które potem tak fajnie jest wspominać....
tak było na dole 'trochę mgła... e tam!'
a tak wyglądało jak schodziliśmy po lodowcu 'zobaczcie jak się przejaśniło! to my już tędy szliśmy?'
A góry kocham i żałuję, że mieszkam tak daleko i, że tak rzadko bywam. I najbardziej kocham kraje, gdzie są góry :D
Norwegia w słońcu:
o, właśnie sprawdziłam - jeden faworek to jakieś 90kcal. to stanowczo zjem jutro na któreś śniadanie!
xoxo,
Aneczka
Aneczka
ALBO SIĘ MA WYMÓWKI
ALBO SIĘ MA WYNIKI
jak chodziliśmy po lodowcu to naszymi przewodnikami było dwóch panów z Nepalu - jeden był na Evereście 16 razy a drugi 'tylko' 6 :)
lisekcytrusek
25 lutego 2014, 00:17:-) Fajnie. Lubię i Norwegię (chociaż ostatnio zakochana jestem w Islandii) i wspinaczkę. Ostatniej dawno nie uprawiałam w związku z niedawną ciążą i noworodkiem, a szkoda. Nie wiem kiedy znów będzie okazja, sprzęt grzeje się w szafie... Strefę komfortu zdarza mi się opuszczać, ostatnio właśnie na Islandii wczesną wiosną (baaardzo wczesną), kiedy w drodze do jednego wodospadu zastanawialiśmy się czy odnajdziemy drogę z powrotem, wszędzie było tak samiuśko: biało, biało i biało. I jeszcze zimno. I 2.5 letnia Młoda z nami :P. A Młody w brzuchu. Ale było warto.
kingulka1990
25 lutego 2014, 00:05przepiękne widoki ! i kurcze cały dzień ten tekst chodził mi po głowie xD Albo się ma wymówki, albo się ma wyniki ! TAAAAK !! Życzę powodzenia w postanowieniach :)