Czy mieliście kiedyś wrażenie,że w czyimś towarzystwie źle się czujecie, coś Was odpycha lub jesteście zmęczeni? Opowiem od początku.Z panią "Z" znamy się już kilka ładnych lat. Mimo różnicy wieku i jej dość antypatycznego zachowania nie skreśliłam jej na początku znajomości ,bo każdemu daję szansę. A nóż ,widelec to jakaś fajna babka, tylko może przygnieciona rzeczywistością? Można nawet powiedzieć , że się przyjaźniłyśmy. Pomagałyśmy sobie w pracy i w życiu ale miałam wrażenie,że im więcej mam kłopotów tym bardziej "Z" jest zadowolona jakby karmiła się moimi porażkami.No i to poczucie zmęczenia ,które odczuwałam coraz częściej . Delikatnie podjęłam próbę odsunięcia się od toksycznej koleżanki .Nie konsultowałam z nią, ważnych życiowych decyzji , przestałam skarżyć się na los,narzekać na pracę , męża . W tym czasie zaczęłam też pracę nad sobą. Zmiana nastawienia, optymizm, radość życia to stałwało się moim priorytetem. Przestałam obgadywać, krytykować ,zaczynałam cieszyć się tym co mam. "Z" to typ osoby wiecznie niezadowolonej,narzekajacej i jeBo gdy mnie życie przygniotło szukałam winy wszędzie w koło. Kiedy zrozumiałam, że wszystko zależy ode mnie , zrozumiałam też , że jej rola w moim życiu się skończyła.Tylko,że "Z" nie chciała ze mnie zrezygnować.Jeszcze jakiś czas tkwiłam w takim stanie ale już wiedziałam,że kreuję rzeczywistość sama i rozstanie jest tylko kwestią czasu. W międzyczasie koleżanka ułożyła sobie życie,poznała mężczyznę swojego życia, urodziła dziecko. Myślałam więc,że może zmieni się jej nastawienie do ludzi i świata. Zmieniło się jedno zajęta nowym życiem, domem wyprowadzką ( dość daleko) zrezygnowała ze mnie . Dzisiaj w pracy rozmawiałam z inną koleżanką, której jeszcze się nie udało "uwolnić". I tak od słowa do słowa zapytała się mnie czy widziałam się ostatnio z "Z". Zaprzeczyłam . Zapytała czy dalej się przyjaźnimy bo "Z" wygaduje na mój temat różne rzeczy. No to zapytałam co????? Cytuję "Widziałaś ostatnio Agnieszkę? Strasznie wygląda Jak trup,tak się postarzała od kiedy schudła. Sama skóra i kości. Wygląda fatalnie."
Yyyyyyyyyyyyyyy czu ja mam zaburzone postrzeganie samej siebie. Bo to co widzę w lustrze,chyba nie przypomina anoreksji?
Pozostałe tematy pominę , bo dotyczyły mojego małżeństwa i ogólnie rodziny. Pochwalę się Wam bo mam czym. Kiedyś bym nie darowała, napewno bym się rozpłakała i zamęczał kwestią "a dlaczego? co ja jej zrobiłam?"i takie tam.Napewno też zarządałabym wyjaśnień. Jednak praca nad soba przynosi pozytywne skutki. Żal mi jej ale nie na tyle,żeby ją prostować. Niech sobie żyje zasklepiona w swojej małej skorupce złości. Mnie to już nie dotknie.
Pozostałe koleżanki zauważyły ,że ładnie, świeżo, wyglądam. Skomplementowały włosy,sylwetkę. Jedna zauważyła nawet zmniejszenie bruzd , wokół ust.
Czyż wobec takiego obrotu sprawy warto przejmować się jedną zołzą?