Zjadłyśmy z małą pyszne śniadanie
(kakao na pełnym mleku i kolorowe kanapki)
Mniam, a jakie sycące!
Na podwieczorek zrobiłam Zosi gofry
z truskawkami i bitą śmietaną
a sama zjadłam jeden na sucho
i popiłam zieloną herbatą z imbirem i pomarańczą.
Na obiado-kolację zaplanowałam sadzone jajko i kalafior
-wiadomo, dla rodzinki full wypas
z bułką tartą na masełku i młodymi ziemniaczkami
a dla mnie z koperkiem.
Oskar ma przed sobą egzaminy pisemne
ale jako że on się w ogóle nie stresuje,
mało tego stwierdził że ustny był banalnie prosty,
postanowiłam i ja trochę wyluzować,
choć to wcale nie takie proste.
Wczoraj też zaliczył zajęcia z fortepianu na 6
a dzisiaj polazł do szkoły ze swoim Fenderem,
bo chyba nam szlag trafił elektryczny kamerton
i nie umiemy sobie poradzić z nastrojeniem gitary.
Nie wiem czy dobrze zrobiłam,
bo to droga gitara,
ale ... musi mieć na czym grać przecież,
a na rozstrojonej to koszmar,
a nie granie ...
Dzisiaj leżakuję na całego,
w nosie mając obowiązki pani domu,
choć moje samopoczucie jest dzisiaj całkiem dobre.
Wiatr niepokojąco silnie dmucha,
temperatura około 16 stopni,
więc raczej nie wyściubię nosa do ogrodu.
Zrzucę sobie muzykę na telefon i mp4
i skataloguję fotki.
Stary lapek też czeka by go w końcu uruchomić
i ściągnąć dane z ledwo zipiącego twardziela ...
pewnie jeszcze poczeka,
bo ja wolę gnić w wyrku :)
Miłego dnia!