Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Moje życie od kilku miesięcy jest tylko wegetacją. Próbuję walczyć z samą sobą. Chcę wreszcie być niezależna. Podejmować decyzje samodzielnie, nie zastanawiając się czy znajdą one akceptację u innych.
Nigdy nie przepuszczałam,że relacja matki z córką może być tak trudna. Wyniszcza mnie to od środka. Boję się cokolwiek powiedzieć. Zanim o coś spytam w myślach wertuję słowa, których chce użyć - z obawy przed gniewem, który mogę wywołać. Mam 27 lat, a czuję się tak jakbym miała 13. Od niedawna znów mieszkamy razem. Jest trudno. Znowu jestem tą zagubioną dziewczynką sprzed wielu lat. Kłótnie pojawiają się nagle. Spadają na mnie jak z nieba. Podobnie jak pytania-szczegółowe, zawierające podtekst "powiedz mi wszystko, chcę Cię na czymś przyłapać". Podsłuchane rozmowy, otwarta korespondencja, pretensje o zasłyszane pojedyncze słowa.
Nie słucha mnie lecz wypytuje. Mówi, że nie myślę, że zachowuję się jak smarkacz, że gdyby tylko mój facet tego ode mnie zażądał zostawiłabym własne dziecko. Łzy same płyną do oczu. Bo jak powstrzymać łzy skoro ktoś powtarza Ci, że jesteś do niczego. Najgorsze jest to, że uważa mnie za bezmyślną. Wyciąga po tysiąc razy moje błędy. Nie jestem święta. Mam dużo za uszami. Zrobiłam wiele głupstw. Tylko czy wszystko co zdarzyło się w przeszłości ma żyć teraz?? Jak długo można oceniać kogoś po tym co było 2, 5 czy 7 lat temu..
Kiedy powiedziałam jej, że nawet nie zauważyła, że miałam depresję parsknęła : "Ty???"
Nie mam już siły.