Przede mną zwyczajny dzień. Nic nowego się raczej nie zdarzy. Spędzę go w domu na ulubionych zajęciach. Będzie pewnie tarot i malowanie. Będzie pisanie, bo zaczął się nowy tydzień na kursie pisarskim i ćwiczenie trzeba odrobić. Wczoraj buszowałam po internecie i kupiłam karty i książkę M K Olszewskiej. Karty powinny do mnie przemówić, bo są piękne i chyba dla początkujących. Dziś znalazłam też tarot D Cecudy. Ten jednak będzie już trudniejszy w interpretacji, choć karty są przecudne. Może też je kupię. Warto mieć kilka talii, bo każde karty dodają coś od siebie. Ja w tej chwili mam Rider Waita i Tarot anielski D Virtue. Kusi mnie jeszcze talia kocia i to wystarczy. Nie będę szaleć w tym względzie. Są wpawdzie cudne karty w sprzedaży, ale włoskie i angielskie. Mógłby być problem...
Dietę trzymam, ale odnoszę wrażenie, że to walka z wiatrakami jest. Wystarczy kromka chleba albo kroket i już jest kilogram więcej. Zrzucanie za to strasznie ciężko idzie - nic prawie nie jem, głód mnie męczy, a zrzucam 20 dkg. Już nie wiem co robić. Zdrowa jestem. Więc co... Trzeba będzie chyba na psychikę podziałać. Innej rady nie ma...Ostatnio sobie przypomniałam jak to było, gdy spadało 4 kg w tydzień i jojo nie dokuczało. Miałam jednak wtedy 45 lat, a nie 50 i klimakterium. Nie wiem czy ja jeszcze w tym życiu kiedyś będę mogła zjeść to co lubię bez strachu i wyrzutów sumienia. zapomniałam już smak ziemniaków, klusek czy sałatek z majonezem. Nie pamiętam jak smakują potrawy z grochu czy fasoli. Tylko dieta i dieta...