Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 106018
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lutego 2013 , Komentarze (1)

Dziewczynki moje drogie, mam problem. Nie potrafię się zmobilizować i wrócić do ćwiczeń. Jak przychodzę do domu, robię obiad, biorę prysznic i albo czytam, albo siedzę w necie, albo po prostu oglądam telewizję. Mam ten kupon na zumbę, ale nawet nie zadzwoniłam, żeby się zapisać.
Na saunę wybierzemy się w przyszłym tygodniu, bo w tym już nie da rady - jutro Pią ma jakieś spotkanie, w piątek ja dentystę, a weekend uczelnia. Bez sensu.
Ale wracając do tematu - nawet nie chce mi się z hantelkami poćwiczyć, taki leń we mnie wstąpił. Dajcie mi kopniaka może wtedy wezmę się do roboty.


Dieta wg planu, codziennie robię sobie przepyszne obiadokolacje i nawet sprawia mi to przyjemność no i w końcu wykorzystuje mój parowar . Chociaż mam wrażenie, że nie chudnę. Może to przez ten brak ćwiczeń?

Z innej beczki - w sobotę miałam dostać@. Jest środa i nie ma. Nie sądzę abym była w ciąży, bo wszystkie objawy przedokresowe u mnie występują, chociaż pms jakiś słaby w tym miesiącu . Jeszcze nie miałam napadu płaczu i nie rzuciłam się na czekoladę. Może dieta tak na mnie wpływa? Poza tym czuję się spuchnięta.


W ogóle ostatnio jakaś taka rozleniwiona jestem. Miałam uczyć się do FCE - nie otwarłam nawet pliku z ćwiczeniami, miałam ćwiczyć - tyłka ruszyć nie mogę, miałam wziąć się za pisanie różnych rzeczy - codziennie odkładam na jutro. Nie wiem, co się dzieje, bo zawsze starałam się być systematyczna.
Muszę wziąć się garść i do roboty!

A dzisiejsze moje meni było takie:
7.00 dwie kromki chleba orkiszowego z polędwicą miodową, jajkiem, kawa z mlekiem
12.00 jabłko
14.00 Knoppers
16.00 Activia
19.00 pół torebki ryżu brązowego, filet z łososia, brokuły.


Pysznie i zdrowo.

A jutro w meni zupa pomidorowa

24 lutego 2013 , Komentarze (4)

Typowa blondyna ze mnie. Zawsze mówiłam, że te kawały o blondynkach to jakiś stereotyp, a tu masz babo placek, sama się wczoraj zachowałam jak ta z tych kawałów.
Tak się cieszyłam na tę saunę, na to odprężenie, namówiłam nawet Pią, by poszedł ze mną zobaczyć co to za wynalazek to infrared i oczywiście nie dane nam było się wczoraj przekonać co, to za sauna. Po prostu nie sprawdziłam od kiedy kupon jest ważny. Całe szczęście, że zanim pojechaliśmy, mężu sprawdził wszystko i uświadomił mnie, że zniżka obowiązuje od 25.02. Cóż będziemy musieli jechać w tygodniu, bo w przyszły weekend jestem na uczelni.

Pomimo, że miałam się przed @ nie ważyć zrobiłam to. 200 g mniej niż na pasku. Jakieś pocieszenie, ale niewielkie. Swoją drogą odkąd przestałam brać tabletki rozregulowało mi się troszkę i moje obliczenia co do dnia dostania tego dziadostwa się nie sprawdzają.  . I licz tu teraz kiedy dni płodne a kiedy nie


Wczorajszy dzień był dla mnie porażką pod względem diety. Nie dość, że nadprogramowo wciągnęłam bułę z żółtym serem, to jeszcze piłam wino. Dużo wina. Fakt, że później próbowaliśmy z Pią spalić w wiadomy sposób te zbędne kalorie, ale mimo wszystko jestem z siebie niezadowolona i powinnam sobie wyznaczyć za to jakąś karę  Np. 300 skoków przez skakankę!

A teraz dziewczynki proszę rozjaśnijcie mój umysł, bo mam dylemat. Jeśli chodzi o liczenie kalorii jestem strasznym laikiem i nie wiem co i jak. Dzisiaj postanowiłam zamienić sobie jeden posiłek z mojego meni na inny i potrzebowałam przeliczyć kalorie wszystkich składników. Szło dobrze, dopóki nie zaczęłam sprawdzać kaloryczności ryżu brązowego. Jak to się dzieje, że w połowie szklanki ryżu surowego jest:
290kcal B:6,4 g T:1,7 g W:69,1 g Bł:7,8 g
a w połowie szklanki tego samego ryżu tyle, że ugotowanego jest:
90kcal B:2 g T:0,6 g W:21,5 g Bł :2,5 g
(dane pochodzą, ze strony ileważy.pl)

Ja rozumiem, że objętościowo to się zmienia, bo ryż "puchnie", ale przecież to jest pół szklanki! Skąd taka różnica? (jeśli chodzi o gramaturę w połowie szklanki ugotowanego ryżu jest go mniej o 20 g).
Różnica jest o całe 200 kcal a to sporo.



Jakie to prawdziwe!



22 lutego 2013 , Komentarze (5)

Ahoj dziewuszki!
Troszkę Was zaniedbałam ostatnio, bo w końcu w moje ręce wpadła książka Pięćdziesiąt twarzy Greya i się po prostu zaczytałam. Zamówiłam już drugą i trzecią cześć i mam nadzieję, że niebawem mi je listonosz przyniesie, bo lektura naprawdę dobra.


Ostatnio jakaś taka niedogrzana jestem więc wczoraj wymyśliłam, że pójdę dogrzać się w saunie. Jestem przed @ i mam nadzieję, że jutro nie nastąpi ten dzień i okresu nie dostanę. Saunę uwielbiam, dlatego jak zobaczyłam na zakupach grupowych (których de facto jestem wielką fanką ) godzinny seans w saunie infrared dla dwóch osób za jedyne 17 zł od razu kupiłam. Poszperałam też w internecie, co to infrared znaczy i oniemiałam. Oprócz dogrzania, relaksu i odprężenia czytam:
Spadek wagi oraz likwidacja nadmiernej tkanki tłuszczowej – dzięki dopływowi energii, która stymuluje przemianę materii. Podczas pół godzinnej sesji w saunie można spalić do 600 kalorii.
Dodatkowo: redukuje cellulit, ujędrnia i poprawia pracę układu hormonalnego.


Po co mi jakieś diety, ćwiczenia, cuda wianki na kiju, jak mogę na godzinę położyć się w saunie i pstryk 1200 kalorii spalonych, skóra ujędrniona i cellulit zredukowany. Bajka.

Oczywiście powyższe zdanie napisałam z lekką nutką ironii, bo nie chce mi się w to wierzyć.
Obiecuję jak tylko będę po swoim pierwszym razie w takiej saunie na pewno dam znać!.


Co do mojej diety - idzie fantastycznie, trzymam się swojego rozkładu, czuję się najedzona  i jest dobrze. Nie liczę kalorii, bo nie umiem , jak mam napisane trzy łyżki kaszy to właśnie tyle kładę na talerz, jak mam zjeść szklankę makaronu tyle właśnie gotuję. Na szczęście mam tak wszystko ułożone, że nie muszę niczego odważać. Wszystko na szklanki i łyżki i sztuki. Nawet jeśli chodzi o mięso nie mam podanej gramatury tylko jedna średnia pierś z kurczaka, bądź jedna pałka z kurczaka. I chwałą za to pani, która dietę mi układała.
Ważyć powinnam się w niedzielę, ale tym razem sobie chyba odpuszczę, bo @, a nie chcę się demotywować.

Na dodatek obiecałam sobie ćwiczenia, brzuszki, hantelki i co? Pstro Tyłka swego nie ruszyłam, bo leniwa byłam. Jedyny plus, że wróciłam do balsamów. Ale, ale, obiecuję wezmę się za ćwiczenia niebawem. Chyba.

Tyle na dziś. Muszę zobaczyć co u Was i wracam do lektury


A to mi dziś towarzyszy cały dzień KLIK boskieee.

Wasza
KzA

18 lutego 2013 , Komentarze (4)

Waga paskowa powróciła, teraz walczę o mój cel, który już dawno powinien być osiągnięty. Porażka na całe linii. Opamiętałam się i tym razem postaram się nie odpuścić! Dieta, którą mam jest świetna, nie czuję w ogóle głodu pomimo, że ograniczam się do około 1400 kalorii dziennie. Czasem nawet przygotowane porcje wydają mi się za duże i ich nie zjadam. Np. dzisiaj na śniadanie miałam sałatkę z kurzego cyca, pomidora, ogórka, papryki, rzodkiewki i sałaty. Zjadłam 3/4 porcji, resztę zostawiłam bo czuję się najedzona. Chyba nie o to chodzi, żeby napchać się do pełna, jak czuję, że mi wystarczy, to po prostu przestaję jeść.

Wykupiłam też na zakupach grupowych 4 wejścia na zumbę, także muszę zadzwonić i zaklepać sobie miejsce. Codziennie też zamierzam chociaż 15 min poświęcać na ćwiczenia z hantelkami, bo moja skóra na ramionach strasznie zwisa. Chyba u Kokoszanelki przeczytałam, że to co zwisa na ramionach to pelikanki. Fajna ta nazwa, ale mimo to nie chcę takowych mieć.

Weekend spędziłam cudownie. W sobotę pojechałam do domku, bo mój N. miał urodziny. Poszliśmy sobie na piwko (wypiłam małe, później tylko woda), pogadaliśmy, później dołączyli do nas inni znajomi. Z N. znamy się ok. 10 lat, poznaliśmy się na jednym z forów internetowych, później razem chodziliśmy na imprezy. Od razu się polubiliśmy, a wraz  upływem czasu staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Ani mój były chłopak, ani mój Pią nigdy nie byli zazdrośni o N. i to jest wspaniałe. Uwielbiam tego chłopaka.




Nachodzi dzień, kiedy robisz makijaż tylko dlatego, że jest on zdecydowanie najmocniejszym argumentem na to, aby powstrzymać się przed płaczem.

15 lutego 2013 , Komentarze (5)

Dieta idzie zgodnie z planem,nawet do tego stopnia, że wiem ile makaronu penne wchodzi do szklanki (60 szt. surowego) gorzej z ćwiczeniami. Tydzień miałam bardzo napięty więc o ćwiczeniach myśleć nawet mi się nie chciało, a co dopiero je wykonać.
Wczoraj byliśmy z Pią na tym walentynkowym kursie tańca i muszę Wam powiedzieć, że to były jedne z najlepszych walentynek jakie obchodziliśmy. Pią na wszystkich zabawach jest tancerz pierwszorzędny, ale jak przychodzi się nauczyć jakichś kroków zamienia się w kloc drewna , ale wczoraj dał niezły popis. Bawiliśmy się super i co więcej zamierzamy to powtórzyć!

Jutro mam ostatni egzamin i zaraz po nim jadę do Ostrowa, bo mój N. ma urodziny. W końcu go zobaczę. Już się nie mogę doczekać, bo spędzimy ten wieczór razem gadając, a mam mu tyle do powiedzenia i do wypłakania.

Dzisiaj na obiadokolacje jadłam ultradietetyczne naleśniki. Nie mam fotki, ale szczerze mogę Wam polecić, bo są dobrze. Na 3 sztuki potrzeba:
3 białka jajek
5 i 1/2 łyżki mąki
2 łyżki otrębów
1/2 szklanki mleka
1/2 jabłka
Białka ubić na pianę, dodać resztę składników, dokładnie wymieszać, smażyć na patelni wysmarowanej tłuszczem.
Proste i dobre.




12 lutego 2013 , Komentarze (7)

Drugi dzień na diecie i czuję się super. Fakt, opuściłam dzisiaj jeden posiłek z braku czasu, ale mimo wszystko przez cały dzień nie odczuwałam głodu. Muszę się pilnować, bo pomimo, że nie jestem głodna, nie powinnam mieć takich przerw między posiłkami, bo nie o to w diecie chodzi.

Na obiad miałam dzisiaj aromatycznego kurczaka z warzywami i nie dałam zjeść całej porcji, Pią musiał dojeść za mnie.

W planach na dziś mam jeszcze brzuszki i może hantelki. Teraz odpoczywam, po tym jak nic cały dzień nie robiłam. Miałam dzisiaj urlop, bo mama przyjechała na badania, potem pojechałyśmy na zakupy i kupiłam sobie w lumpku nową sukienkę za całe 13 zł. Potem miałam 4 godzinne kawowe spotkanie z kolegą. Zabrał mnie do przytulnej kawiarni (J. musimy tam koniecznie pójść na kawę!) i tak gadaliśmy i gadaliśmy. Jak ja się cieszę, że mam wokół siebie ludzi na których mogę na prawdę liczyć bez żadnych zobowiązań. Bardzo pomaga mi w kwestiach prawnych w sprawie naszego niewybudowanego jeszcze mieszkania, doradza, wspiera. Dodatkowo zaproponował mi bardzo fajną współpracę, jak już tylko zdobędę uprawnienia pedagogiczne. Może spełni się moje marzenie o własnym mini przedszkolu. Zobaczymy.


Udało mi się również wczoraj porozmawiać szczerze z Pią. racji tego, że sytuacja w naszej firmie jest nieciekawa, szef jest dupkiem (dosłownie), Pią postanowił szukać pracy za granicą. Oczywiście nie podoba mi się to za bardzo, ale z drugiej strony, może warto się przemęczyć dwa lata osobno, wykończyć mieszkanie po swojemu, spróbować z tym przedszkolem i żyć dalej razem w Polsce, lub jak nic z planów nie wyjdzie, zawszę mogę jechać do niego GdzieśTam. I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że pieniądze to nie wszystko, że można żyć razem tu w Polsce za najniższą krajową i być szczęśliwym. Pewnie, że można, ale jak? Mieszkanie na kredyt, opłaty, a jeść trzeba, ubrać się trzeba, jak się jest chorym lekarstwa kupić trzeba.


Rozmawialiśmy też z moim przyjacielem z Ostrowa i stwierdziliśmy, że jeżeli Pią uda się wyjechać, to N. rozważy możliwość przeprowadzenia się tutaj lub przyjeżdżania do mnie w miarę często. Pomoże mi też z mieszkaniem jak w końcu je dostaniemy.
Chciałabym, żeby N. mieszkał tu gdzie my.


Tyle na dziś, czas na brzuszki.

Wasza
KikizAfryki
(a raczej z Poznania)





11 lutego 2013 , Komentarze (7)

To ile ważę na dzień dzisiejszy pozostawię dla siebie. Strasznie się zaniedbałam przez sesje, ale biję się w pierś i ruszam do walki. Wstyd mi.

W weekend miałam łącznie 7 zaliczeń/egzaminów. Coś czuję, że matematyka poszła mi nie tak jak powinna, ale cóż zobaczymy, nie ma się co martwić na zapas. Wczoraj jak wróciłam z uczelni czekała na mnie kolacja przygotowana przez Pią i wino. Mieliśmy pogadać, ale nie byłam w stanie. Wszystkie emocje i stresy ze mnie zeszły i po prostu zaczęłam ryczeć. Pią mnie tulił a ja ryczałam i ryczałam. Jak się wyryczałam poszłam pod prysznic, zjadłam zimną kolację, popiłam kieliszkiem wina i po prostu zasnęłam. Pogadamy innym razem. Może dziś.

Od dzisiaj przechodzę na dietę od mojej dietetyczki - ułożona jest fajnie, będę jadła to co lubię. Nawet któregoś dnia w ramach drugiego śniadania mogę pozwolić sobie na moje ulubione ciasteczka Belvita. Wracam też do ćwiczeń, po pierwsze Zumba, po drugie, tak jak Tysia w swojej akcji fit - brzuszki. Codziennie.


Muszę Wam się czymś jeszcze pochwalić. W walentynki, studio do którego chodzę na zumbę zorganizowało dwugodzinny kurs tańca - salsa i bachata za jedyne 25 zł od pary. I mój Pią się zgodził pójść tam ze mną!!! Nie mogłam uwierzyć, jak mu o tym powiedziałam, a on po prostu powiedział: "Dobrze kochanie, jeśli chcesz, pójdziemy".


To tyle na dzisiaj. Uciekam do pracy.


6 lutego 2013 , Komentarze (5)

Dostałam w końcu dietę od dietetyczki. Zaczynam od poniedziałku. Ten tydzień jest jeszcze strasznie zakręcony, bo sesja. Jak przeżyję pod względem psychicznym ten weekend, to chyba nic nie będzie w stanie mnie zniszczyć.

Także dziewczynki, od poniedziałku biorę się ostro za siebie i swoje ciało.

Co do życia osobistego, narazie nie podjęłam żadnych kroków. Muszę się skupić na nauce i zaliczeniach. W niedzielę wieczorem, po egzaminach, chcę zrobić jakąś dobrą kolację, kupić winko i pogadać z Pią tak od serca.

Tyle dzisiaj. Krótko i na temat.


3 lutego 2013 , Komentarze (4)

Nie mam siły. Wszystko mnie przerosło. Dosłownie.

Tydzień w tydzień mam zajęcia. W przyszłym tygodniu mam dwa egzaminy i 5 zaliczeń. Zaliczenia na ocenę w formie egzaminu. Luz. Nie wiem jak to ogarnę.
W pracy jakaś masakra. Mój szef chyba przechodzi kryzys wieku średniego, bo nie dość, że obcina pensje, to zapowiedział, że będzie zwalniał, bo kryzys. Znając życie pójdę na pierwszy ogień, bo ktoś może robić to, co ja za połowę stawki. No cóż życie.
W domu też nie najlepiej. Potrzebuję wsparcia głównie psychicznego, bo naprawdę się rozsypuję, a takiego nie mam - wręcz przeciwnie.


Jeszcze dzisiejszy wieczór - siedzę i ryczę. Zostałam jako jedna z nielicznych do końca na wykładach i babeczka podyktowała nam pytania jakie będą na teście na egzaminie. Nagrałam je na telefon, a ten zaraz po wyjściu z uczelni mi się zepsuł. Wszystko szlag trafił. Jak go oddam na gwarancję znowu wykasują mi większość kontaktów, zdjęcia, muzykę, bo nie zgrałam tego na kartę pamięci.

Waga mi się zepsuła, a raczej baterie są do wymiany, także nie wiem ile ważę. Może to i lepiej, bo pewnie bym się załamała. Diety nie ma, co więcej obawiam się, że niedługo zacznę świecić, bo funkcjonuję tylko dzięki kawie i energetykom. Tak, wiem, że to cholerstwo, świństwo i chemia, ale uwierzcie, że przy takiej ilości nauki, przy pracy po 9 godzin dziennie, dodatkowych korepetycjach i innych zajęciach ponadprogramowych muszę się wspomagać. Mój organizm potrzebuje snu, a taki zapewnię mu dopiero po 16 lutym, Zajebiście nie? Jak jeszcze raz od kogoś usłyszę, że "wyśpisz się po śmierci" dam mu w zęby.

Przy tym wszystkim nawet nie mam czasu porządnie zadbać o siebie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się balsamowałam, paznokcie obgryzłam (pierwszy raz w życiu!), w buzię wklepuję tylko krem. Nogi nie wydepilowane, paznokcie u stóp niepomalowane. Obraz nędzy i rozpaczy. Jedzenie - co upoluję to zjadam. Czyli kanapki, jogurty, obiady odgrzewane, bo przywiezione od mamy i całe szczęście, bo jakbym ich nie miała, to pewnie żadnego ciepłego posiłku w ciągu dnia bym nie jadła. Jak tak dalej pójdzie to będę wyglądała jak mastodont, albo inne prehistoryczne stworzenie.


Potrzebuje zmian w moim życiu i to dość poważnych. Pracy już szukam innej, zaraz po sesji biorę się za FCE, muszę poszukać odpowiednich studiów magisterskich które połączą moją polonistykę i pedagogikę. Dietetyczka ułożyła mi dietę więc zamierzam na nią przejść. Nie wiem tylko co począć z moim życiem osobistym.
Zmiany zaczęłam od dzisiaj - zmieniłam tapetę na pulpicie.
Zawsze coś.


To tyle. Temu, kto dobrnął do końca życzę miłego wieczoru.
KzA.

29 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Marzę o cof­nięciu cza­su. Chciałabym wrócić na pew­ne roz­sta­je dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczy­tać uważnie na­pisy na dro­gow­ska­zach i pójść w in­nym kierunku

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.