- "Your Love is My Love" Whitney Houston - zaraz na dzien dobry dzisiaj, uwielbiam te piosenke i moge jej sluchac dniami i nocami
- a'propo nocy. Dwie udalo mi sie przespac bez wstawania na siku, tadam, tadam, cudownie po prostu. Wczoraj juz sie nie udalo, trzy razy wstawalam, ale za to spralam do 9! Rownie cudownie. No ale dzisiaj juz koniec dobroci, nieprzespana noc, pobudka o swicie i juz nie moglam zasnac
- wiosna, ach, to ty:) Jeszcze ciemno, a ptaki juz spiewaja, ile fabryka dala, glosne jak nie wiem co, ale jakie to piekne:) I powietrze zupelnie inne, az sie lepiej oddycha i zyc sie chce. Tylko niech sie pogoda nie chrzani juz
- a'propo oddychania. Chyba dzidzia sie troche opuscila, bo juz sie tak nie zapowietrzam i przeszly mi momenty, kiedy nie moglam w ogole zlapac oddechu
- imie. Tak. Chyba sie nie zdziwicie, jak wam powiem, ze Lena, Sophie i Jasmin to moje propozycje, reszta to inicjatywa i inwencja tworcza kierownika. Wciaz mnie zasypuje propozycjami, tak znienacka, a to Alina, a to Verena, a to Selina... Ja wiem, ze Lena to imie bardzo popularne na dzisiaj, ale skoro mi sie tak bardzo podoba...? Nie jestem az tak za tym, zeby nadawac dziecku polskie imie, bo - jak by nie patrzec - w koncu mieszkam tutaj, w Niemczech, moja maz jest Niemcem, dziecko tez bedzie mieszkac w Niemczech, tu chodzic do szkoly, tu miec znajomych, a wiem, jakie problemy maja Niemcy z moim imieniem. Po co? Z Sophie, ktora jest moja absolutna faworytka, mozna latwo zrobic Zoske:) Z kolei kierownik mowi, ze Sophie to zadne imie, i ze jezeli juz, to moze byc Sophia. Troche inaczej sie to wymawia, ale tez nie jestem na 100% przekonana, ale z drugiej strony, noz kurde, chyba w koncu bedziemy musieli isc na jakis kompromis, bo inaczej dzidzia pozostanie bezimienna. Wczoraj wprawdzie mi kierownik powiedzial, ze prosze bardzo, skoro tak, to on sie juz nie miesza, mam sama sie zdecydowac, ale tak tez nie chce, no bo co w koncu, kurcze blade, no. No dobra, grunt, ze mamy jakies tam pojecie, co kto chce, i poczekamy, az mala przyjdzie na swiat. Moze wtedy cos nam wpadnie do tych pustych glow. Ale patrzac na to, co piszecie, to naprawde dochodze do wniosku, ze faceci nie maja pojecia:) A najgorsze jest jeszcze to, ze kazde imie zawsze z kims sie kojarzy, i to nie zawsze dobrze, grrr. Myslelismy tez o Lilly, ale mamy Lilly w najblizszej rodzinie, to siostrzenica kierownika, i wprawdzie nazywa sie Lilian, ale tez sie zdrabnia Lilly, wiec bez sensu zupelnie. Ech...
- w czwartek kierownik wcisnal cos w aucie i zapomnial "odcisnac", i pokazywal komputer pokladowy, ile czasu jestesmy w drodze. Otoz spedzilam prawie 3 godziny mego cennego czasu w samochodzie, albo jako pasazer, albo kierowca. Do szpitala, na zakupy, do domu, do szpitala, na kurs do szkoly rodzenia... To obled jakis, co? W samym samochodzie, nie liczac czasu spedzonego na zakupach, w oczekiwaniu na lekarza... A kierownik cierpi na pewien chroniczny stan zapalny i od czasu do czasu musi poddac sie pewnemu niemilemu zabiegowi, i wlasnie to nam wypadlo w zeszly czwartek
- jeden krok do przodu i 77 do tylu, jezeli chodzi o jedzenie. Kazdy dzien zaczynam pelna optymizmu, z zapalem i z postanowieniem, ze dzisiaj bedzie TEN dzien. Ten zdrowy, dobry dzien, kiedy nie bede sie obzerac, kiedy sie nie poddam, kiedy po prostu bedzie dobrze. Dobra, czasami sie udaje, przestalam sie bowiem opychac do bolu, tak, ze nie moglam sie ruszyc, i ostatnie dni obyly sie bez zapychania geby po uszy czekolada, ale zueplnie bez slodyczy tez sie nie obyly. Jest tak: kilka dni w miare dobrych, a potem plyne z pradem, pol sloika nutelli, tabliczka czekolady (albo i dwie) w kilka minut, a potem zlosc, zal i rozczarowanie, bo przeciez dobrze wiem, ze bez tego mozna... No ale nic, nowy dzien, nowa nadzieja, moze sie kiedys uda:) Chociaz jestem bardzo przekonana, ze jak juz nadejdzie ten czas, to bede musiala sobie wykupic diete, bo bez takiego nadzoru, nie ma bata, nie uda sie
- i czy wiecie, ze koktajl owocowy mnie wczoraj niemal zabil?????????? Mialam taka ochote na koktajlik, wiec sobie zrobilam, z truskwkami, bananem, jogurtem i mlekiem, wiec teoretycznie samo zdrowie, a dostalam za to w nagrode takiej zgagi, ze mi uszami wychodzilo. Zostalo mi jeszcze pol szklanki, wyglada i pachnie pieknie, przeciez nie wyleje, sprobuje, moze dzisiaj sie uda:)
- mala pozdrawia, boksujac i kopiac mnie bez umiaru:) Dzisiaj lezy w miare symetrycznie, ale sa dni, kiedy mam brzuch zapadniety z lewej strony, a z prawej mam wielka bule:)
- i dobrze by bylo spakowac w koncu torbe do szpitala, co? Przyszly juz klapki pod prysznic, wiec nic nie brakuje, tylko jakos nie moge sie do tego zebrac, len jestem straszliwy, obiecalam, ze zrobie to wczoraj, i co? I chala
- i milego dzionka wam zycze:)