Do d*** !
Nie idzie mi nic - ani waga w dół, ani szukanie pracy, ani pisanie...Ćwiczę dalej i się zniechęcam - czuję się brzydka i wydaje mi się, że zawsze już tak będzie :( Że nie ma się co starać, bo nic mi nie wychodzi. Bo chciałabym od razu, bo zbyt łatwo się zniechęcam. Póki co nie przerywam, no może wczoraj - zjadłam Knoppers'a - ale spaliłam 3 na rowerze. I tak jakoś nie wiem jak się za to wszystko zabrać, nie umiem sobie wbić do bani, że nawet jesli nie schudnę to nic się nie stanie, a cały wysiłek który w to wkładam zaprocentuje chociażby lepszą kondycja ( po 2 tygodniach codziennego ruchu widzę jednak poprawę własnej sprawności i "żywotności")..czytam pamiętniki, staram się szukać sposobu, rad..ale i tak średnio to wygląda. Chciałabym być szczupła..po prostu. Wiem, że cały ten, hodowany przez lata tłuszcz nie zniknie z dnia na dzień, moje ciało się buntuje i chce jeść:) ech..Idę wyćwiczyć lepszy humor:)
Love is in the air:))
Wszystkim kobietkom życzę osiągnięcia apetycznych, kobiecych kształtów :)) cudowny poranek..:) miłość uskrzydla, kradnie rozum..i zbędne kilogramy ;)) może wczoraj nie miałam do końca racji? obudzona na dobre :))
Obserwacje
Niesamowite - z każdym dniem motywacja rośnie coraz bardziej - myślę, że to wynik działania kilku czynników - przede wszystkim miłych, wspierających komentarzy, które pozwalają uwierzyć, że nie jest za późno, że można coś z tym jeszcze zrobić - DZIĘKUJĘ. Po drugie - system zapisywania się sprawdza- zarówno posiłków, jak i aktywności- daje realny ogląd, bez tego "wydawało mi się". Poza tym dawno nie miałam takiej energii - do czegokolwiek - ani w związku, ani w pracy, ani gdziekolwiek- byłam zniechęcona, smutna i zła - na samą siebie, na niemożność przerwania tego, na nie wiem co. Może to błąd w myśleniu, ale z tym spadkiem wagi wiążę olbrzymie nadzieje - że w końcu znajdę wymarzoną pracę ( bo nie będę wstydziła się pójść na rozmowę ), że ożywię się towarzysko..itd. Niestety u mnie było dość typowo - wraz z narastającą oponą tłuszczową, która odgradzała mnie z każdym kilogramem od świata, przestałam w ogóle zwracać uwagę na siebie - nie pamiętam co to fryzjer, makijaż, maseczka na twarz...i efekt był taki, że coraz bardziej topiłam te nastroje w jedzeniu - przełomowym momentem było zdanie 3 lata temu prawa jazdy za pierwszym razem - dość dobrze radziłam sobie za kierownicą, sprawiłam sobie auto- i od tej pory, zafascynowana tym- pozbyłam się jakiejkolwiek dawki ruchu wykraczającej poza drogę na parking! Dodatkowo mam faceta, który akceptuje mnie taką, jaka jestem - gdy się poznaliśmy- 7 lat temu, ważyłam ok 80 kg ( to i tak było sporo, ale mam taką budowę, że nie było to aż tak rażące)..Cały czas powtarzał mi, że jestem piękna, pokazywał uwielbienie - a, że lubię jeść od zawsze- zaczęłam to robić bezkarnie- nie miałam, żadnej motywacji do niejedzenia..w końcu i tak "byłam piękna"..I tak kółko wzajemnej adoracji spowodowało, że wyglądam jak wyglądam.Odpuściłam sobie całkowicie. Nie chcę się już oszukiwać, tylko powalczyć o siebie - w końcu mam fajny potencjał i szkoda, by został pogrzebany w fałdach tłuszczu;)) Wczoraj było dobrze, dziś już po 30 minutach na rowerze - na razie nie daję rady więcej:) Ale wkrótce się to zmieni, o!!
- 1kg
Coś ruszyło, a nawet niech to będzie tylko woda- to i tak lepiej wygląda:) 3 dzień za mną, to o 3 dni dłużej niż zwykle:) Dziś był trudny dzień, miałam zajęcia na uczelni od 8:00 i - uwaga - wstałam o 5:30, po to by pojeździć na rowerze (30 min) i przygotować sobie posiłki do szkoły - kończyłam o 21:00, więc wiedziałam, że w przeciwnym razie cały dzień zapychać się będę bułami z bufetu. Kryzys miałam na przerwie obiadowej - poszłam ze znajomymi do uczelnianej stołówki - a tam- pierogi uśmiechały się do mnie, schabowy chciał się rozgościć w moim brzuchu itd. Ech - to BYŁO trudne, szczególnie, gdy zjadałam swój brązowy ryż z gotowanymi warzywami - nie był tak dobry:) Ale satysfakcja, że nie uległam kolejnej pokusie - ogromna:) Jem 5 małych posiłków dziennie (tego też się uczę) - i zauważyłam, że rzeczywiście nie mam napadów głodu - jestem głodna cały czas:))) - ale tak znośnie;) W powietrzu czuć wiosnę, świat wydaje się coraz piękniejszy - dziś pomyślałam, że poszukam w W-wie i zapiszę się do jakiegoś klubu grubasów:)) - tak by poznać kogoś z podobnymi bolączkami, podzielić doświadczeniem, wesprzeć..jeszcze nie szukałam, ale myślę, że coś takiego powinno funkcjonować:) A może są jakieś sportowe zajęcia organizowane dla takich niepełnosprytnych, jak ja?? Poszukam i dam znać :) Dobranoc
Pierwsze chwile
Wczoraj szło gładko - mniej więcej do 17tej:)ale - nie złamałam się!, nawet PMS i gotowość do oddania wszystkiego za COKOLWIEK słodkiego okazały się niewystarczające, by pokonać moją silną wolę;) Rano pojeździlam na rowerku, 20 minut, wieczorem szybkim marszem przez 45 minut przemierzałam osiedlowe uliczki i dziś nie czuję pięt...:) Dziś rano też już popedałowałam 30 minut. Kiedyś uwielbiałam pływać, jest to w zasadzie jedyna rzecz, która pomimo ogromnej wagi, sprawia mi masę przyjemności - ale nie umiem się przełamać, obiecałam sobie, że po pierwszych zrzuconych 10 kg wybiorę się na basen:) Do tego za trochę ponad miesiąc mam urodziny, a że cierpię na chroniczny brak ciuchów - postanowiłam sobie, że nie będę kupować czegoś teraz, tylko za te 5 tygodni, gdy będę już choć trochę mniejsza- to dodatkowo motywuje:)U mnie to spory przełom, szafę mam przepełnioną ubraniami w rozmiarze 40, które kupowałam, bo wydawało mi się, że wtedy schudnę:)Nigdy się tak nie stało, część i tak już dawno posprzedawałam na allegro - nie tędy droga;) Najpierw trochę "pocierpię", potem przyjemność - nie odwrotnie - jak to było do tej pory:) W moim przypadku odchudzanie to dodatkowo nauczenie się własnych emocji - niewątpliwie w tym zakresie jestem upośledzona - gdy mi dobrze- jem, gdy mi źle - jem..w zasadzie jem , a może inaczej- jadłam!- non stop..jak to ktoś kiedyś ładnie powiedział - od kilku lat jadłam tylko jeden posiłek- zaczynałam rano i kończyłam wieczorem:) Bardzo dziękuję za wsparcie, każde ciepłe słowo daje mi masę energii:) Miłego dnia:)
Marzenia
Dziś po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna odważyłam się na to, by pomarzyć.. Widziałam w głowie siebie, latem na plaży, której od lat unikam,siebie uśmiechniętą zdobywającą polskie szczyty, siebie w normalnym sklepie, kupującą ubranie w normalnym rozmiarze, a nie śledzącą strony www w poszukiwaniu ubrań dla wielorybów. Chcę być zdrowa, sprawna, ciesząca się życiem- taka, jak byłam kiedyś. Mam dość przenikania pokątnie ulicami - byle szybciej do domu, odpalania komputera i zajadania - bo wtedy mi dobrze. Mam dość ukrywania się przed światem we własnym pokoju, ubierania bezkształtnych czarnych rzeczy. Chcę podjąć to wyzwanie - po kilkunastu miesiącach obiecywania sobie, że "od poniedziałku" i rezygnacji w poniedziałkowy poranek w końcu dotarło do mnie, że muszę coś z tym zrobić! Czytam wpisy wielu z Was, sukcesy inspirują - podziwiam determinację, silną wolę, wytrwałość. Zaczynam - i na samą myśl czuję lekkie podekscytowanie:) Przede mną długa droga - ale na pewno warto nią kroczyć. Trzymajcie mocno kciuki :)