...
Dzisiaj po raz pierwszy od kiedy rozpoczęłam dietę, zawitałam w toalecie..
Mimo wpierdzielania otrębów, moje jelita działają topornie :/
Gdyby nie mocna kawa, pewnie wybuchłabym, gromadząc to wszystko w sobie...
Mam dość tych odwiecznych problemów z chodzeniem do toalety... śliwki, owoce popijane mlekiem, kawa na czczo, tabletki, błonniki, otręby i inne... nic nie pomaga :/
Mama mówi, że to jest spowodowane brakiem ruchu - ale ja już nawet na wf zaczęłam chodzić, na spacery chodzę i nic...:(
Przeziębienie na szczęście powoli ustaje, za sprawą cudownego syropu cebulowego- jest on niezawodny ;)
Dzisiaj jak na razie zjadłam 384kcal... ( w tym 150- kawa na mleku+ cukier),
mama robi dewolaje, a więc wskoczy ich pewnie dużo więcej... ale wszystko z umiarem ! ;)
Na kolacje pewnie zjem jakieś jajko z otrębami ;)
A tymczasem spadam się uczyć...
Dzień 4.
Dzisiaj sobota a więc popuszczam trochę ;)
Śniadanie I
-2kanapki z serkiem twarogowym 147kcal
Śniadanie II
-mleko + płatki mussli 241kcal
Obiad
-łosoś ok.400kcal
-kartofle ok.100kcal
Kolacja
-bułka ziarnista +szynka+pomidor+ cebula = kcal nie wiem ile;)
Dziś wszystko ale z umiarem...
Chora;/
Dzień 3.
Śniadanie
-kawa (mleko+cukier) ok 150kcal
-jajecznica : 2 jajka + 100g otrębów 173kcal
Obiad
-ogórkowa ok 150kcal
-kopytka ok.400kcal
Kolacja
-gorący kubek 55kcal
-chleb 74kcal
SUMA: 1003kcal
Tragedii ni ma.
Ale gardło siada na maxa... hm zapomniałam doliczyć kcal za 2 łyżki syropu cebulowego, ale już mniejsza z tym...
Jutro będę musiała w ramach przeziębienia odsiedzieć cały dzień w domu i się kurować, boję się tego apetytu - który zazwyczaj mam z "nudów"...
Dzień 2.
Chyba łapie mnie jakieś przeziębienie, prawie mówić nie potrafię.
ŚNIADANIE
-kawa mleko+cukier 150kcal
-ryba w occie 309kcal
OBIAD
-gotowana na parze pierś z kurczaka 121kcal
-frytki 425kcal
PODWIECZOREK
-gorąca czekolada ok.300kcal
KOLACJA
-gorący kubek 50kcal
SUMA : ok.1355kcal
Tragedii nie ma , ale szału też nie. Czuję się fatalnie, chyba dzisiaj pójdę wyjątkowo wcześnie spać.
Tylko przygotuję się trochę na jutrzejszy wypad na uczelnię...
Dzień 1.
Śniadanie 10.30
- sałatka gyros ok.300 kcal
Obiad 13.30
- kotlet z kurczaka + sałatka gyros ok.570 kcal
Kolacja 17.20
-ryba w occie ok.265 kcal
SUMA: ok. 1135 kcal
Podsumowanie ? Jestem już po kolacji i wypitych hektolitrach herbaty. Ssie mnie na słodkie jak cholera !!!!!!
Jak ujarzmić tą potworną ochotę na czekoladę......
bylebym się nie złamała...
w szufladzie czuję obecność mlecznej czekolady...
DAM RADĘ!!!
a w lodówce ciasto czekoladowo bananowe :/
jak nie jestem zwolennikiem ciast tak teraz szarpałabym jak Reksiu szynkę :/
Leń
Spałam do 9.30... kości bolą mnie niemiłosiernie, gardło też mi się trochę daje w znaki...
w dwóch słowach : mam dziś lenia... a esej do napisania czeka...od godziny siedzę i zbieram się do zmiany pościeli i ogarnięcia trochę pomieszczenia w którym przebywam. Ostatni raz robię sobie posiedzenie przed kompem do 2 w nocy... muszę się jakoś ogarnąć i zabrać do roboty...
Śniadanie : 10.30
*sałatka gyros -250 g (ok. 300kcal)
*herbata z dwoma łyżeczkami syropu malinowego
Jedyne co już zrobiłam to zrobiłam sobie dwa dzbanki herbaty : zieloną i czarną.
Zmobilizowana do tego aby dzisiaj duuuuużo pić.
ekhm
Zrobiłam właśnie coś, czego bym się nie odważyła od lat.
W związku z tym, że od jutro rozpoczynam na nowo dietę... pomijając fakt, że jest godzina o której grzechem dla mnie było jeść, za co dopiero słodycze....
NA pożegnanie wyjadłam wszystko co miałam słodkie aby pożegnać się ze słodyczami z hukiem i aby nie korciło... została mi jeszcze tylko 1 czekolada - jutro ją oznaczę datą i zobaczę jak długo wytrzymam aby jej nie zjeść... każdy dzień, który przetrwa ta czekolada będzie dla mnie satysfakcją i motywacją.
A co do dzisiejszego obżarstwa sumienie gryzie, oj bardzo gryzie ale, ale jest ono uzasadnione wyższą ideą..
No dobra ssało mnie i w sumie nigdy wcześniej nie skusiłabym się aby zjeść o tak później porze.. ale to tak na pożegnanie ;)
ale szczerze? mam ochotę iść to teraz zwymiotować...powstrzymuje mnie fakt iż nie potrafię wymiotować "na zamówienie"... chyba brzuszki zrobię zaraz czy coś innego aby się rozgrzeszyć z tego haniebnego czynu...
REAKTYWACJA po raz III
Miejmy nadzieję, że po raz ostatni... wracam tu już po raz trzeci z podkulonym ogonem i wagą wyjściową, taką jak 2 lata temu.
Najgorsze jest to, że pozbyłam się większości nałogów żywieniowych a nawet raz w tygodniu zaczęłam ćwiczyć.... A waga ni drgnie...a jeżeli ju drgnie to 3 kg przy czym na dniach znów wracają..
Nie słodzę herbaty od 2 lat.
Nie jadam białego pieczywa- okazjonalnie i z umiarem zdarzyło się parę razy.
Bywa tak, że wcale nie jadam pieczywa.
Staram się więcej pić, najczęściej wody lub herbaty, czasami wody z syropem malinowym.
Staram się jeść regularnie i nie przejadać się.
Mam więcej ruchu.
A na wadze nic a nic ;(to jest smutne i żałosne, chyba znów muszę wrócić do głodówek :|
Udało się:D
Udało się, mam pracę - moją pierwszą ! :D
Jeszcze tylko na szybciacha wyrobić książeczkę sanepidowską i idę pracować :)
W nagrodę za to pokusiłam się na puszkę Pepsi - z powodu chyba jakiegoś spadku cukru,
ale robiąc łyka, poczułam się strasznie rozczarowana tym za słodkim, mdłym napojem.
Jak mi to mogło kiedyś smakować, gdyby nie fakt, że byłam spragniona i senna wyrzuciłabym to w cholerę ;)
Dziękuję dziewczynki za trzymanie kciuków - przydały się :)
AAAAAAAAAAAAAAaaa ;)
Za chwilę jadę na moją pierwszą w życiu rozmowę kwalifikacyjną,
Siemianowice nadchodzę! ;D
Oby się udało /:)