Witam wszystkich. Interesuje sie sportem, muzyka, wyjazdami. Uwielbiam zwierzeta, koncerty i spotkania ze znajomymi.
Jezeli chodzi o samo odchudzanie to planuję zrzucić około 2-3 kg, ale w sposób nieinwazyjny. Ostatnio mam problem z utrzymaniem wagi i nie za bardzo wiem z czego to wynika - pewnie z faktu, ze po rzuceniu palenia wkoncu zaczelam sie normalnie odzywiac :).
Dzisiaj dzień ósmy mojego nowego lifestajla :). Czuję się bardzo dobrze. Coraz lepiej. Mam coraz więcej energii. Nie mogę się doczekać kiedy kontuzja nogi minie na dobre - wtedy będę mogła konkretniej biegać. Póki co biegam po jakieś 6 km z rana około 5 razy w tygodniu. W wakacje biegałam conajmniej 15km, najchętniej 6x w tygodniu, więc dla mojego organizmu to totalne wakacje :).
Pomiarów nie zrobiwszy. Na wadze nie stanęłam, ale ciągle kontroluję sprawę za pomocą centymetra. Codziennie rano się mierzę i sprawdzam żeby w razie czego wszcząć alarm, że coś jednak nie tak... Póki co jest dobrze. Nie spodziewam się jakichś spadków w obwodach, bo ogólnie jestem szczupła. Chcę natomiast być bardziej smukła, bardziej uwidocznić mięśnie na brzuchu oraz pozbyć się boczków - niewielkich, bo niewielkich, ale tym trudniej mi się ich pozbyć. Zarejestrowałam jednak zmiany w lustrze. Już teraz czuję się bardziej smukła, a minęło tylko 8 dni. Jedzenie z dużą zawartością wody oraz spora dawka płynów jakie pochłaniam powoduje, że często chodzę do toalety. Jest to prawda, że żeby się pozbyć wody trzeba dużo pić i jeść mniej "suchych" pokarmów. Zmiany są praktycznie natychmiastowe, wyglądam jakbym schudła na brzuchu, a to tylko woda zeszła :D. I absolutnie nie można powiedzieć, że jestem odwodniona - wręcz przeciwnie - nie pamiętam kiedy byłam tak NAWODNIONA.
Ahh uwielbiam fakt, że mogę jeść owoców tyle ile mi się zamarzy. Kiedyś wręcz od nich stroniłam - jedno jabłko na śniadanie i może jakiś owoc na drugie śniadanie - potem już nie, bo przecież to sam cukier :|. Ehhh... Dla kontrastu napiszę co dzisiaj zjadłszy na śniadanie: Przed bieganiem dwie szklanki wody i pomarańcza. Po bieganiu zrobiłam sobie mleko bananowo-gruszkowe. Do blendera wrzuciłam 4 banany, 4 gruszki, wlałam jakieś 800ml wody i zblendowałam. Wyszedł taki dosyć rzadki smoothie. Przepyszny, słodki i mega nawadniający. Wypiłam to, ale jeszcze mi brakowało cukru - miałam ochotę na coś jeszcze. Zjadłam do tego jakieś 8 daktyli (świeże, jeszcze z pestkami), banana i gruszkę. NO! Już niczego więcej mi nie trzeba było. Zgaduję, że 1000kcal stuknęło.
Dla zainteresowanych i ciekawych "skąd biorę swoje proteiny?" Odsyłam do tego Pana, który to ładnie tłumaczy. Poza tym polecam go pooglądać, bo bardzo ciekawie mówi :).
Dodam coś jeszcze. Muszę napisać, że brak przymusu liczenia się z kaloriami jest WYZWALAJĄCY. Nigdy ich nie liczyłam jakoś skrupulatnie, ale zazwyczaj się "z nimi liczyłam", pewnie wiecie o co mi chodzi...
Dawno nie zaglądałam. Zajeta byłam nieprzejmowaniem się dietą ;). Ostatnio pofolgowałam, ale nic takiego się nie stało - może 1-2cm gdzie-niegdzie przybyło, ale po takiej ilości refined sugars to nic dziwnego. Ogólnie zdrowego odżywiania trzymałam się pięknie, jedynie w weekendy trochę więcej luzu bywało. No i trochę mniej treningów ze względu na kontuzję lewej kostki/stopy.
Zaczęłam swoją przygodę z raw food diet, dzisiaj 4 dzień. Nie było 100% raw cały czas gdyż w pierwszy i drugi dzień zjadłam na śniadanie trochę jogurtu sojowego, a wczoraj i dzisiaj wypiłam inkę z mlekiem kokosowym. Poza tym pięknie. Odstawiłam kawę, gotowane produkty. Kupiłam porządną, wolnoobrotową wyciskarkę do soku - więc dostarczam mnóstwo enzymów i witamin.
Co przykładowo znajduje się w moim menu: śniadanie: 1 litr wyciskanego soku (na który złożyło się: z 7 pałek selera, około 10 marchewek, 1 duży burak, imbir, pół limonki, jedna mała cukinia, czarny jarmuż, pół jabłka), dwa owoce perssimony (takie pomarańczowe, podobne do pomidora - pycha!, 6-7 świeżych fig)
II Śniadanie: 50-60 gram suszonego mango
Lunch: 3 gruszki, 2 perssimony, 2 banany
Przed kolacją: Świeżo wyciskany sok warzywny (jeszcze nie wiem jaki)
Kolacja: Duuuuża miska sałatki ze świeżych warzyw + pół awokado
Ogólnie dużo się interesuję tym sposobem żywienia i muszę powiedzieć, że mnie zafascynował. Przede wszystkim: NIE OGRANICZAĆ KALORII. Jest to dieta high carb i low fat. Proporcje 80/10/10 czyli 80% z węgli, 10 tłuszczu, 10 protein. Ja w porównaniu do osób, które oglądam, to jem niewiele - ale póki co tyle mi wystarczy żeby być najedzoną :). Dla zaciekawionych polecam kanał:
Poza tym wszyscy z tego raw food community wyglądają tak fantastycznie, nikt się nie głodzi, wszyscy są ciągle uśmiechnięci, szczęśliwi, pełni energii itd. Właśnie dlatego chcę tego spróbować. Każdy z nich twierdzi, że przejście na ten sposób żywienia odmieniło ich życie. To mnie bardzo intryguje. Dlatego też się na to zdecydowałam. Poza tym było to niejako naturalnym dla mnie etapem. Jakoś w styczniu przestałam jeść mięso, zaraz po tym odstawiłam produkty mleczne (jedynie twaróg pozostał), coraz więcej jadłam warzyw, potem coraz więcej warzyw surowych...aż trafiłam na Raw vegan food diet :D. No to jedziemy. Od 4 dni nie piję kawy. Odczuwam skutki detoksu, mimo, że i tak się zdrowo odżywiałam. Mam bóle głowy od 3 dni (nie mocne, ale czuję ćmienie).
Potem postaram się powrzucać zdjęcia mojego menu i będę informowała o rezultatach. Zrobię sobie też zdjęcia przed i kolejne za jakiś czas żeby zweryfikować czy działa to na moje ciało - czy robię się bardziej smukła itd. Powinnam się też zważyć, ale przez ostatnie ciastkowanie jakoś nie miałam odwagi :P. No nic, jutro rano się zważę i najwyżej popsuję sobie humor na weekend :D.
Jeżeli jesteście zainteresowane tym tematem to gorąco polecam Wam osoby stosujące tę metodę min (przekrojowo, w ciekawym filmiku).:
Tymczasem, jadę rowerem do miasta na pyszny sok :).
U mnie wporządku. Jem i ćwiczę i nie tyję :). Jem zdrowo, trenuję ciężko i pozwalam sobie nieraz na "co nieco" :). Po dzisiejszym porannym bieganiu waga pokazała 50,9 kg, ale daję sobie kilogram na odwodnienie (niech będzie chociaż jakoś się nie zmachałam dzisiaj). Uatualniłam zatem pasek wagi na 52 kg - powinnam już to zrobić daaaaawno temu, ale jakoś zawsze z tym czekałam - nie wiedzieć czemu...
Od kiedy rzadziej tu zaglądam mniej się przejmuję kaloriami itp - i myślę, że na zdrowie mi to wychodzi. Wcześniej każdą zachciankę musiałam "odrobić" na treningu - żeby czasem nie przytyć....:|. Teraz po prostu zachcianki traktuję jako coś naturalnego - podobnie z treningami. Nie biczuję się za karę na treningu, po prostu obie te rzeczy sprawiają mi przyjemność. Ale oczywiście staram się uważać na to co jem :). Staram się też zaskakiwać ciało na treningach, po pierwsze żeby rezultaty były lepsze - a po drugie - żeby się nie nudzić :). Także: bieganie trialowe, tempo biegi, easy biegi, interwały, górki oraz różne ćwiczenia bodyweight (w trakcie lub po biegach) znajdują się w moim menu :). Uwielbiam te uderzenie endorfin!
II Śniadanie: Serek wiejki, 2-3 ciasteczka owsiane, czasami pokrojone surowe warzywa (ogórek, papryka, pomidor, seler, co w lodówce...)
Obiad: Gotowane warzywa (marchew, batat, brokuł, fasolka zielona - zazwyczaj jest 4-5 różnych warzyw - zależy co w sklepie dostanę, czasami pasternak, kalafior itp), dwie kromki chleba żytniego z tostera, jajecznica z 2 żółtek i 3 białek na oleju kokosowym, ogórki z occie
Po kolacji: pełna miseczka surowej białej kapusty - u-wiel-biam :P, czasami podjem fistaszki.
Staram się jeść co 3 godziny i nie jem między posiłkami. Chociaż wczoraj przed kolacją zaszalałam z orzechami :P. Jak widać nie trzeba się głodzić żeby schudnąć ani żeby nie przytyć.
Moim kolejnym celem będzie ograniczenie do minimum produktów nabiałowych - zauważyłam, że w momencie kiedy znów zaczęłam sięgać regularnie po twaróg - wcześniej długo nie jadłam - znowu pojawił mi się celullit (muszę ścisnąć udo żeby zobaczyć, ale wcześniej prawie całkowicie zniknął). Łączę ze sobą te dwa fakty :/.
To tyle na dzisiaj :). Życzę dużo uśmiechów i pozytywnych emocji :)!
Sobota... plany na menu były fajne, ale.. W okolicy się odbywał Vegfest! Oczywiście trzeba było zobaczyć co się święci jako, że od kilku miesięcy już nie jemy mięsa :). No po prostu byłam w raju. Indyjskie jedzenie! Postanowiliśmy zjeść lunch-obiad na mieście. W sumie jedliśmy na 4 stoiskach! Pierwsze to były warzywa w cieście, to tego jakieś ziemniaczki z ciecierzyca, jakaś sałata. Potem zjedliśmy Soya Mince w tortilli z warzywami i hummusem. Potem poszliśmy na ciacho - wzieliśmy 3 kawałki i każdego zjedliśmy po pół :) Potem trafiliśmy na stoisko z przysmakami indyjskimi - samosa i takie tam (nie znam nazw ani nawet nie wiem co to dokładnie było ;P - warzywa w cieście generalnie) Poza tym objedliśmy się próbkami vegańskich produktów - czekolada, batoniki itp. Ah ile radości było... i sporo wyrzutów na koniec :P
Niedziela... kolejne zawody biegowe. Tym razem całą trasę na miejsce startu zrobiliśmy rowerami. Pobudka 6:00 Szykowanko, śniadanko... wyjechaliśmy o 7:30 42km później (trochę błądzenia) i trafiliśmy na miejsce :) Godzina 11:00 wyścig 10 km Zwiedzanie miasta - cudowne! (zdjęcia) Pyszna kawka i ciacho! (zdjęcie) Koło godziny 15:00 wyjazd do domu DUŻO BŁĄDZENIA! Dużo górek, ogromne zmęczenie, powrót do domu...tym razem nie 42 km, a jakieś 70 km...
Przeżycia fantastyczne!
Widok z trasy na drodze powrotnej - po tym zdjęciu mniej więcej można nabrać pojęcia, jakie "górki" musieliśmy pokonywać po drodze...:)
Ciacho, pyszne Bosco Cheesecake, Cytrynowa tarta oraz Americano z mlekiem sojowym
Dorzucam przepis mojego autorstwa :) (chociaż pewnie oryginalny nie jest :P) Ostatnio często jemy na kolację. Fantastycznie pasuje do tego pokrojone w kostkę tofu, dzisiaj wkroiliśmy kilka korniszonów MNIAM.
Chciałam w podobny sposób wrzucić przepis na placek ciecierzycowy z rabarbarem - zilustrować moje poczynania. Wysłałam lubego po zakupy. Rabarbar mam, jednak ciecierzycy luby kupić zapomniał :). Także przepis pojawi się jutro lub pojutrze :). Tymczasem bardzo polecam pyszny i szybki krem z dyni i szpinaku!
Heja Ho! Dzisiaj w nastroju całkiem niezłym :). Godzina 14...a ja zdążyłam już: - zrobić 7,5 km biegu (dzisiaj górki - zbiegi i podbiegi) - po powrocie szybko strzeliłam 12 minut ćw interwałowych Trening jak zwykle wspaniały, bo wyczerpujący :) - wziąć długi prysznic i zrobić kawowy peeling - zjeść pyszne śniadanko - kasza jaglana, zblendowane mrożone owoce leśne, jogurt sojowy, pół granata, migdały - posprzątać chatę - weekendowe sprzątanie, a skończone już dzisiaj :) - zjeść II śniadanie - 6 ciasteczek owsianych z tesco (skład: owies 96% + olej), 2 pałki selera, musztarda, pomidor, pasta z soczewicy - luźne pitu-pitu na facebooku i przeglądanie wiadomości - zrobić wpis do pamiętnika ;)
Oto kilka fotek obiadów:
jajka na miękko, batat, surówka z pora, selera, papryki, jogurtu sojowego, dwa wegetariańskie gołąbki, jakaś zielenina
Potrawka z warzyw (oberżyna, marchew, pasternak, papryka, pieczarki), makaron z mąki gryczanej - soba, seler
Gotowane warzywa (cukinia, marchew, pasternak, pieczarki), surówka z buraka, fasolki białej, pora i jogurtu sojowego, dwa jaja sadzone
Ostatnio uskuteczniam placek ciecierzycowy. Na obrazku z rabarbarem! PY-CHA! Robiłam jeszcze z jabłkami i marchwią i też dobre, ale rabarbar wymiata :)
Ostatnio mocno się wciągam w trenowanie. Do tego stopnia, że postanowiłam zrobić kurs na trenera personalnego. Długo sie nad tym zastanawiałam - kursy takie do tanich nie należą. Jednakże wszyscy na około mi mocno kibicują i popierają podjęcie takiego kroku. W końcu uwielbiam sport, codziennie wstaję o 6 (nawet jak mam wolne) żeby coś porobić - zwykle albo bieganie albo szybkie interwały przed pracą. Dlaczego by nie spróbować dla odmiany poznęcać się nad innymi? :) I jeszcze może mi za to zapłacą! :D W każdym razie otworzyłam sobie taką możliwość, pożyjemy zobaczymy :). Może będę tą szczęściarą w życiu, która będzie robiła dla pieniędzy to co sprawia jej przyjemność :).
Ostatnio z moim lubym wciągnęliśmy się w biegi organizowane. W tę niedzielę będzie już nasz trzeci wyścig (3 tygodnie z rzędu). Idzie nam całkiem fajnie, a atmosfery takich eventów są naprawdę wyjątkowe. Poza tym mamy szansę pozwiedzać trochę angielską wieś (na wyścigi dojeżdżamy rowerami + pociągami). Jest to fantastycznie i jakościowo spędzony czas! Pakujemy jedzenie, pakujemy picie, ubrania na zmianę i jazda :). Jest cudownie. Cieszę się straszliwie, że mam takiego kochanego chłopaka, który mnie wspiera praktycznie we wszystkim co robię. A ile mi przyjemności daje fakt, że on sam zaczyna kochać to tak samo jak ja... i że ma tyle satysfakcji. Ostatnio jak rozmawialiśmy to stwierdził, że nie rozumie jak mógł tyle czasu (w Polsce) marnować na granie na kompie (a lubił czasami posiedzieć i pograć w te czaso-zżeracze World of Warcraft...).
Pochwalę się moim nowym zakupem. Ostatnio kupiłam nowe butki do biegania. Teraz kupiłam kolejne do ćwiczeń siłowych, interwałów typu Bodyrock itp. Są MEGA wygodne. Jak włożyłam je na nogi to się rozpłynęłam - właśnie tak powinno się dobierać dobre buty :) (noga wybiera), bo wizualnie średnio mój styl :P. Najpierw pokochałam wnętrze,a teraz to nawet wygląd mi odpowiada :).
Kilka fotek z wczorajszego porannego biegu. Było wcześnie rano, słońce, zieleń...zdjęcia wyszły pięknie :)
Ogólnie nie lubię przerywać biegu żeby robić fotki, ale nie mogłam się oprzeć :).
No i na koniec mój brzucho. Jest w coraz lepszej formie. Prawdę powiedziawszy jeszcze chyba nigdy tak nie wyglądał... ciężka praca...ciężka praca moje drogie i wkońcu dopnę celu :). Chcąc być tym personalnym trenerem muszę być swoją, jak najlepszą wizytówką prawda? :)
Kochani moi drodzy, dzisiaj miałam z lubym dzień dziecka :).
Menu: Śniadanie: kasza jaglana z jabłkiem i cynamonem + jogurt sojowy 21 km rowerem na miejsce startu (wyścig 10 km) Przekąska przedbiegowa: 2 ciasteczka owsiane + kilka rodzynek Wyścig biegowy 10 km Po biegu: 1/3 Kitketa + woda kokosowa Lunch: Makaron pełnoziarnisty + surówka z sałaty lodowej + tofu + sos z jogurtu sojowego + ogórek konserwowy 21 km rowerem z powrotem na stacje Obiad: pół kawałka ciasta polenta cake, pół kawałka cheese cake, pół kawałka ciasta orzechowo-kawowego, lód śmietankowy z automatu xl maczany w polewie czekoladowej z posypką orzechową, lód śmietankowo-czekoladowy large maczany w polewie czekoladowej z posypką czekoladową :) Kolacja: Garść surówki z sałaty lodowej, ogórek konserwowy, placek z ciecierzycy
Wyśmienicie dzień się zaczął :). 22km stuknęło. Dzisiaj trochę dłużej więc w tempie umiarkowanym (ale nie wolnym:P). Zakupiłam sobie nowe butki! Jeju ile radości. Panowie w salonie mi pomogli dobrać profesjonalnie - także skorygowaliśmy praktycznie całkowicie moja pronację. Buty były już ze mną 3 razy w terenie i póki co sprawują się dobrze :).
Moje stare dziady vs. nowe cudeńka :D. Stare dziady przebyły ze mną conajmniej 1500 km także sprawowały się cudownie :).
No i doszła do mnie, zamówiona ostatnio, paczuszka :>. A zamówienie nie byle jakie, bo pewnie dla niektórych to istna gratka :D (ale głupie słowo...gratka :P). No więc przyszły bezkaloryczne NOODLE. Tak zwane Noodle Zero. Zamówiłam 24 opakowania po 200 gram (taki miałam deal na necie).
Jedną paczuszkę już z moim wszamaliśmy na kolację - a raczej do kolacji :).
Króciótki opis z internetu:
Makaron Shirataki? wyjątkowy japoński produkt spożywczy dla osób pragnących ograniczyć ilość spożywanych kalorii. Jest to cienki, galaretowaty, przeźroczysty makaron uzyskiwany z azjatyckiej rośliny konjac (amorphophallus konjac), o praktycznie zerowej zawartości kalorii (tak naprawdę makaron zawiera ok 3% węglowodanów co daje ok. 10 kalorii na 100g ale w porównaniu do innych makaronów ilość tą praktycznie możemy zaniedbać). Dodatkowo makaron ten zawiera wyjątkowy, rozpuszczalny w wodzie błonnik Glukomannan o dobroczynny działaniu dla organizmu: reguluje trawienie, zapobiega zaparciom, obniża poziom cholesterolu i trójglicerydów, reguluje ciśnienie krwi, wspomaga odchudzanie. Składający się głównie z wody i błonnika makaron, stosowany jest głównie w zupach i potrawkach jako bardzo niskokaloryczny zamiennik tradycyjnego makaronu. SHIRATAKI nie ma praktycznie własnego smaku, przyjmuje smak sosu (zupy), w którym jest podawany. SHIRATAKI oznacza po japońsku ?biały wodospad?, ale występuje także w wersji czarnej, barwionej za pomocą sproszkowanych alg. ? Skład: mąka konjac, woda, stabilizator (wodorotlenek wapnia). Produkcja: Chiny.
Z lubym wszamaliśmy już pierwsze opakowanie do kolacji :). W smaku - oczywistym jest - że makaronu nie przypomina, ale jego konsystencja jest właśnie taka "makaronowata". Nie kupiłam go żeby się na nim odchudzać, ale po to by móc zjeść bardziej syto bez wyrzutów sumienia :). Lubię nieraz się zapchać jedzeniem i ten makaron jest idealny do tego. Można go dodać do zupy, zjeść na słodko, zjeść z jakimś sosem itp. Będę próbować na różne sposoby.
Tym razem zjedliśmy go o tak:
Po wyjęciu z paczuszki i przepłukaniu wodą:
Makaron z twarogiem półtłustym, jogurtem sojowym, cynamonem i stewią
Po pomieszaniu (trochę mniej apetycznie :P):
Było całkiem smacznie, no i przede wszystkim syto. Żeby nie było, oprócz tego na kolację zjedliśmy jeszcze górę surówki z dodatkiem Mint Sauce, który nota bene idealnie się komponuje z mieszanką sałat :).
Także reasumując: Noodle Zero uważam za ciekawy pomysł. Nie jest to oczywiście takie comfort food jak makaron z mąki, ale dla urozmaicenia i zaspokojenia głoda się nadaje. Polecam wypróbować i samemu się przekonać.
A oto kilka fotek z ostatnich dni:
Kawka z bardzo hipsterskiego lokalu :P
Hipsterski lokal:
Jajka w koszulkach, warzywa gotowane, kilka grzybków shitake ze słoika.
Pieczony bakłażan, mieszanka sałat z mint sauce, pieczone buraczki i ser Camembert z piekarnika.
Ostatnio z lubym odkryliśmy w sobie smakoszy kawy. Jest to już taka nasza nowa tradycja (to chyba oksymoron :P), że szukamy fajnych miejsc, gdzie podają dobrą kawkę. Jak przyjechaliśmy na wyspy to zaczynaliśmy od szukania dobrej kawy latte. Bywały lepsze i gorsze, ale czasami miałam wrażenie, że trochę nas "przycinają". Zdarzało się, że miałam wrażenie, że piję ciepłe mleko - a kawy prawie nie czuć. No więc zaczęliśmy próbować Americano z mlekiem sojowym - w tej kawie nie da się ukryć już niedoskonałości :) - albo kawa jest dobra i mocna albo lura. No i zakochałam się w dobrej Americano z mleczkiem :). Polecam bardzo. Oczywiście kawy nie słodzimy - tylko psułoby to efekt. No i żeby nie było - tych dobrych kaw nie szukamy w Starbucksach itp, ale w niezależnych lokalach gdzie każdy parzy kawę na swój sposób :). Mówię Wam - fantastyczna sprawa odkrywać takie nowe miejsca. Czasami pozna się kogoś fajnego, człowiek dowie się czegoś nowego :) itp.
Dzisiaj standardowo zdrowe odżywianie (przynajmniej wg mnie:P):
W zeszłym tygodniu niewiele się działo. Dzielnie biegałam, zdrowo się odżywiałam (z małymi wyjątkami ;)). Na rowerze jeździłam. W tym tygodniu przebiegłam 65 km! Także ładny wynik. Na rowerze km nie liczę, bo to mój środek transportu.
Tydzień temu byliśmy z Lubym na najlepszej kawie na świecie. W miejscowości położonej około 20km od naszego miejsca zamieszkania. Pojechaliśmy pozwiedzać, połazić. Trafiliśmy do kawiarni gdzie naprawdę się znają na rzeczy! Tam nawet nie ma cennika :P, w karcie znajdują się jakieś 3 podstawowe kawy, ale pewnie i tak nikt z niej nie korzysta, bo bariści - kiedy powiesz na co masz ochotę - od razu Ci sugerują co będzie najlepsze i najsmaczniejsze. No to się zdaliśmy na baristów i zamiast zwykłej Americano z soją dostaliśmy Flat White z mlekiem sojowym. Nie wiem jak oni ją przyrządzili, ale była pycha :). Zachęceni wyśmienitym smakiem w tę sobotę pojechaliśmy znowu na kawunię. Niestety ZAMKNIĘTE :(. Bariści pojechali do Londynu na jakieś ogólnokrajowe zawody baristów...no niech im będzie - wymówka słuszna...szkoda tylko, że jechaliśmy 40 km na darmo :(.
W tym tygodniu jadłam coś naprawdę interesującego - mianowicie noodle bez cienia kalorii... W kolejnym wpisie trochę się na ten temat bardziej rozpiszę i zrecenzuję :).
A oto moje fotomenu z ostatnich dni, robiłam zdjęcia wyrywkowo więc nie jest to pełna lista posiłków, a jedynie zarys :).
Kasza jaglana z tartym jabłkiem, z cynamonem, kiwi, mieszanką mestek (słonecznik, dynia, orzeszki piniowe), migdałami, jogurtem sojowym i stewią
Podobnie jak wyżej - w tej wersji w jogurcie sojowym namoczyłam wcześniej łyżeczkę nasion Chia.
Kasza jaglana, jogurt sojowy, blendowane mrożone owoce leśne z dodatkiem stewii i Hemp Protein (śniadanie + posiłek potreningowy), migdały i pestki. P.S. tych mrożonych owoców jest sporo, ale są pod spodem :).
OBIADKI:
Mieszanka zielska polana sosem miętowym (nowe odkrycie - bardzo fajna kompozycja), ogórek kiszony, oberżyna pieczona w piekarniku z serem kozim i burakiem.
Omlet z 2 jajek, z kozim serem, papryką, pieczarkami i szczypiorkiem, cieniutko pociachana pekinka z sosem miętowym i ogórkiem kiszonym, burak z porem polany odrobiną jogurtu sojowego i posypany pestkami.
Makaron soba z czerwonym pesto, warzywka gotowane i fasola butter bean.
Chociaż pogoda ostatnio coraz lepsza, to niestety...nie obyło się bez przeziębienia :(. Poranne biegi i silny wiatr zrobiły swoje. No, ale nie łamię się, przeboleję ten katar :). Wypocę go na kolejnych treningach. Nie wiem czy dziewczyny, które biegają też tak mają, ale ja czuje się absolutnie uzależniona od tego sportu. Jest to sprawa tak fantastyczna, tak naturalna i tak piękna, że nie wyobrażam już sobie życia bez dawki endorfin, które bieganie powoduje :).
Dzisiaj pogoda piękna, niebo bezchmurne, zaraz lecę do pracy. Jutro upgrejduję chyba pasek wagi, bo już od dłuższego czasu pokazuje nieprawdę. No zobaczymy co pokaże jutrzejsze ważenie.
Na wyspach wiosna, podobno w Polsce też. Niestety wiatry wieją nieprzerwanie - niedługo zwariuję... czy zanotowano kiedyś, że ktoś popełnił jakieś zbrodnie pod wpływem wiatru :P? Wiem, że niektórzy słyszą głosy... Ja czuję narastającą irytację kiedy wiatr dmucha prosto w twarz, gdy jadę pod górkę z ciężkim plecakiem (kilogramy warzyw :P).
Wrzucam kilka obiadów z ostatnich dni i jedno - pysznie wyglądające - śniadanie :D
Oto warzywa gotowane (marchew, pasternak, fasolka, mała kukurydza, batat, brokuł), surówka z selera, pora, zielonego groszku i jogurtu sojowego, makaron z mąki gryczanej - soba - z pesto.
Omlet z dwóch żółtek, trzech białek, z kurkumą i wędzonym łososiem, warzywa gotowane (podobnie jak wyżej), tarte buraczki
Stek z tuńczyka, frytki z selera, pieczony czosnek, papryczki, cukinia oraz surówka z tartych buraczków, selera naciowego i jogurtu sojowego.
Ostatnio zrobiłam sobie śniadanie w formie smoothiesa, ale dodałam do niego spiruliny i chia seeds :P. Efekt był taki, że moje przepyszne śniadanko wyglądało tak (yummy :P):
Efekt wizualny był na tyle obrzydliwy, że musiałam go uwiecznić :D.
Kilka fotek z porannych biegów :)
Poza tym dzisiaj pierwszy raz zrobiłam sobie peeling kawowy! OMG, kocham :]. Gdybym wiedziała wcześniej, że to takie cudo to bym już dawno się skusiła :). Mój poranny przepis na peeling to: fusy z kawy, łyżeczka cynamonu, łyżeczka oliwy z oliwek i troszkę żelu pod prysznic. Zasyfiłam całą wannę, ale efekt fantastyczny. Porządne złuszczanie i gładziutka skóra! Na pewno będę sobie go robić regularnie. Ostatnio skończyło mi się BCAA, więc postanowiłam z rana przed bieganiem jeść lekkie śniadanie. Myślałam, że będzie mi ciężko, ale o dziwo nie jest źle - normalnie wolę biegać na czczo żeby kolki mnie nie łapały. Teraz zjadam jedną cienką kromkę chleba żytniego i jedno kiwi. Jem powoli i dobrze gryzę żeby jak najwięcej pożywienia strawiło się już w buzi :P. Kolki mnie nie łapią, a dzięki temu, że nie wychodzę głodna mogę sobie dłużej pohasać przed głównym śniadaniem ;).