Rozpoczęłam dietę z wagą 75 kg. Postanowiłam, że będę jeść 4 posiłki co 4 godziny.
8:00 śniadanie złożone z pasty z serka naturalnego, puszki tuńczyka, przypraw, łyżki otrąb pszennych i 2 łyżek otrąb owsianych. Plus zielona herbata.
Piękna była dziś pogoda, więc jadąc do pracy wysiadłam przystanek wcześniej i resztę drogi przebyłam
pieszo.
W pracy obiadek o 12, pieczona pierś kurczaka z sosem jogurtowym (jogurt naturalny, łyżeczka musztardy, chilli, czosnek, pieprz) - uprzednio zrobiona w domu. Plus herbata pu-erh.
Przekąska o 16, choć w ogóle nie byłam głodna! Serek naturalny ze szczypiorkiem i kilkoma kawałkami kurczaka z obiadu.
A potem musiałam jechać na zakupy...
W związku z czym dotarłam do domu 21:40 - a kolacja miała być o 20!
Czekolady, które mi zostały w domu mówiły "zjedz mnie!"
Musiałam sobie powtarzać "wytrzymasz, Dżasta, wytrzymasz". Żeby się zmotywować, wlazłam na wagę, a tam 74,6 kg :) Dotrwałam do naprędce zrobionej kolacji - łososia i jajek na miękko.
Po czym znowu wskoczyłam na wagę, nie wiem, po co, a tam... 75,1 kg :( Czy mogłam przytyć 0,5 kg po jednym posiłku?
A może jestem jakaś dietooporna?
Ech, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej :)