Hej,
przekroczyłam ponad 30% mojego 69 celu dniowego. Efekt -2,1 kg... Idzie jako tako. Ale dostałam @ wczoraj jak dodałam wpis... I tym samym ważenie dopiero po @. Bo ja nienawidzę widzieć na wadze więcej niż widziałam ostatnio, to najwcześniej w kolejną sobotę. A już przedwczoraj brzuch miałam jak w 3 miesiącu ciąży, normalnie bania... Na szczęście gdzie indziej nie napuchnęłam.
Jestem w dołku. Wczoraj popołudniu cała radość z tego, że jest mój Ukochany poszła sobie daleko. Ogólnie stało się coś niezbyt przyjemnego i teraz nie ma tej radości życia, ogólnie kiszka... Później jedziemy do miasta, ale pewnie z kina nici i zakupów i ogólnie ze wszystkiego nici... Najbliższy weekend znowu będę sama, bo on będzie miał na głowie tą sprawę. Wyć mi się chce do księżyca. I jeszcze ta ciota musiała przyjść na dobitkę, żeby człowiek jeszcze bardziej wkur.... chodził. Ja nie wiem co to dalej będzie, ale bardzo męczy mnie życie takie jakie mamy. Wiem, że musimy coś z tym zrobić. Ja mam odwagę, ale Krzysiu nie. I mam wielkie opory. Bo ja go bardzo kocham, ale nie chcę sobie życia spierdolić przez sprawy jego rodziny.
Ale wracając do tematu vitaliowego. Wczoraj zrobiłam trening siłowy. Chciałam iść teraz na rower. Ale jeszcze czekają mnie gary. Czeka mnie sprzątanie. Zrobię szybko pomidorową. A sama nie wiem... Bo do miasta tak o 15... może wcześniej. Idę.
Jest mi źle. Dziś jest mi źle.