22,69 km - tyle zrobiłam km biegając w czerwcu... A obiecałam sobie, że czerwiec zakończę pięknym wynikiem 60 km. :) A, że czerwiec jeszcze się nie skończył, to wszystko przede mną. Cóż - napewno kilka dni niepogody miało na to wpływ. Biegam po 3 km. Najwięcej przebiegłam 4. Jest to ok. 23-30 minut wysiłku. Nie chcę się rzucać na głęboką wodę i zaczynać od 10. Po pierwsze - nie chcę się do biegania zniechęcić, stąd takie długości tras. Po drugie - biegam po drogach bardzo piaszczystych z dużą ilością wzniesień i jest to dla mnie spory wysiłek, wcześniej nigdy nie biegałam, nigdy!!! Stosuję trening intewałowy: nie biegnę non stop, bieg-chwila marszu-bieg. Chociaż jestem w stanie coraz dłużej biec bez zatrzymywania.
Nie jestem nawet na półmetku, a trzy dni temu minęła połowa czerwca. CO TO OZNACZA? CZAS SPIĄĆ DUPĘ! Wczoraj podliczyłam te km i stwierdziłam, że trzeba się ogarnąć.
Przez bieganie zaniedbałam rower. Ale dziś zamierzam odpalić mojego bolida i zrobić 16 km + 4 km biegu. Myślę, że spore wyzwanie, ale pogoda za oknem spoko, nie jest ani za gorąco, ani za zimno... więc moje pytanie brzmi: CZEMU NIE?!... a w Polsce wiosna i lato krótkie i nie zawsze ładne, więc trzeba korzystać jak najwięcej.
Rower to w ogóle porażka, zrobione 25,69 km - na czerwiec miało być 100. Postaram się czym prędzej nadrobić straty. 5 treningów po 14 km. Mam taką trasę, więc muszę ją pokonać pięciokrotnie. :)
Myślę nad tymi butami. Boję się zamówić. :) Ale to chyba będzie dobra motywacja, że jak już będą buty, to biegać wypada, bo przecież - nie zapomnijmy - są od mojego Krzysia ,,w nagrodę". Nie chcę zawieść ani siebie, a tym bardziej jego. Bo wyrzucać kasę w błoto, to też niedobrze.
Mam agrafkę i jej nie wykorzystuję. Mam skakankę i leży odłogiem. Mam wioślarza - stoi nieużywany. Rower stacjonarny - no... on akurat czeka, bo na razie wykorzystuje swój terenowy. :) Wiadomo, że na wszystko nie ma czasu. Aerobiczna 6 Weidera (troszkę oszukana, wczoraj nie zrobiłam), rower, bieganie, Brazil Butt Lift - co za dużo, to niezdrowo. Sprzęt odczeka na zimę albo wykorzystam go bardzo sporadycznie. Po prostu.
CEL na 1 LIPCA pod względem wagi nie zostanie przeze mnie osiągnięty. Zostało 11 dni. To za mało czasu, żeby zgubić 1,5 kg. Miało być nawet 54, ale zmieniłam na 55... Co jak co, ale waga nadal stoi w miejscu. Uparciucha ma mnie w dupie. A tu jeszcze ciemne chmury gradowe, wielke czarne, ociężałe, bo @ się zbliża. Obiecuję wszem i wobec - kolejne ważenie po zakończeniu @!
Co niektóre z Was wiedzą, że byłam na urodzinach w sobotę i ominął mnie placek, bo jechałam na mecz. No i właśnie wczoraj wieczorem placek do mnie urodzinowy przyjechał sam. Ale maluteńki kawałek i do tego sernik. I wiecie... muszę zjeść. Psu nie dam. :) Dziś w ramach II śniadania lub przed treningiem jeden kawałek, następnego drugi.
Chciałabym Wam pokazać jak to jest, że ja ważę więcej, ale wyglądam ,,prawie" jak przy 54. :) Wynik sprzed 2 lat i mój obecny. I teraz nikt mi nie powie, że waga jest odwierciedleniem tego jak wyglądamy. NO BO NIE JEST! :-) Przy czym chciałabym zaznaczyć, że moje udo jest 52,5, a drugie 52. :) Ale zapomniałam zmienić wynik. :)
Krótka dygresja: waga nie jest najważniejsza, najważniejsze jest to jak wyglądamy. A doskonale odzwierciedli to centymetr. :) Zawartość tłuszczu: 18%. :)
Mój bilans kaloryczny wczorajszy prezentuje się następująco:
Jak widać delikatnie ponad 1500 kalorii. :) Jeszcze wypiłam sobie kawę zbożową z cynamonem.
Wczoraj, jak byłam w swojej byłej pracy, kupiłam sobie miód. Kolega ma pasiekę, więc się zaopatrzyłam. :) Do owsianeczki w sam raz. Mniam! Świeży, lejący, pachnący. :)
Wiecie, chciałabym oczarować Krzysia. Jak wróci, żeby powiedział mi coś miłego. To będzie dla mnie największa satysfakcja i najlepszy prezent jaki dostanę - może. Sport, dieta - robię to dla siebie, swojego zdrowia, dobrego samopoczucia i ciuchów w mniejszych rozmiarach, ale także dla niego. Po prostu chcę być dla niego wciąż atrakcyjna. Atrakcyjniejsza. :) Robić mu śniadanie w topie i stringach i nie myśleć, że gapi się na mój cellulit i zastanawiać, jak on mnie taką w ogóle może oglądać:P i znosić, tylko na fajną zgrabną laskę. :)
Burza była konkretna w nocy. Nie mogłam spać. Dopiero włączyli prąd, a ja od 7 n na nogach, więc przeżywałam katorgę. Nienawidzę jak nie ma prądu. :)
Dziś ambitne plany treningowe. Mam nadzieję, że je spełnię. A teraz idę przyprawić mięso, umyć sałatę i rzodkiewki. :)