Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Orbitrek zdechł. Jestem wściekła z tego powodu, bo przyzwycziłam się do codziennych ćwiczeń na nim, widzę ich efekty i przede wszystkim nie mam czym ich zastąpić. Treningi cardio z Mel B, Chodakowską itp. to nie to samo, buty do biegania zostały w domu (boję się biegać w szmaciakach, zwłaszcza, że nigdy nie biegałam dalej niż na autobus), rower podobnie. Chyba będę musiała poświęcić więcej czasu na treningi siłowe i w miarę możliwości po prostu jak najwięcej się ruszać. Przyzwyczaiłam się do codziennych ćwiczeń (nie migam się nawet od tych na brzuch, a szczerze ich nienawidzę!) i nie chcę wypaść z rytmu, a poza tym odkąd zaczęłam ćwiczyć o wiele lepiej czuję się w swoim ciele. Głupio byłoby to zaprzepaścić.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym, na ochudzeniu jakiej części ciała najbardziej mi zależy. Pierwsze co mi przyszło do głowy to brzuch. Wiadomo, płaski brzuch to coś pięknego. Po chwili zorientowałam się jednak, że wbrew logice bardziej zależy mi na wyglądzie... moich pośladków. Mam fioła na ich punkcie, nawet u innych kobiet. Dzisiaj dowiedziałam się o istnieniu niejakiej Jennifer Selters i... rany, zazdroszczę jej pupy. Zresztą same zobaczcie.
Idę poćwiczyć. Może za X lat będę tak wyglądać (błahahaha!)...