Cześć!
Właśnie mija pierwszy dzień moich zmagań z nadwagą. Przyznam szczerze, że był to całkiem udany dzień, zwłaszcza jeśli chodzi o aktywność fizyczną. O niej napiszę jednak później, bo najpierw krótką opiszę moją „dietę”. Otóż z prostego powodu nie stosuję żadnej wymyślnej diety - wiem, że długo bym na niej nie wytrwała. Postanowiłam więc, że stopniowo będę ograniczać kaloryczne, niezdrowe produkty na rzecz jako tako zbilansowanych posiłków (mam nadzieję, że przy okazji nauczę się gotować). Dzisiaj za swój pierwszy stricte żywieniowy sukces uznaję to, że zjadłam dzisiaj tylko jedną kromkę chleba! Jedną! Zdarzało się, że dziennie zjadałam nawet osiem (po dwie kanapki na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację). Owa kromka (z serkiem topionym i dwoma plasterkami pomidora) stanowiła całe moje śniadanie. Później wypiłam szklankę herbaty (teraz piję drugą), zjadłam miskę płatków kukurydzianych, zjadłam obiad (jeden kotlet mielony, dwa młode ziemniaki, sałata lodowa), dwa kotlety hamburgerowe (wiem, że to dziwactwo, ale często podjadam je na zimno jako przekąskę) i loda (jest zbyt gorąco, bym mogła mu odmówić). Łącznie zjadłam ok 2000 kalorii, więc całkiem mało. Wiem, że moje dzisiejsze posiłki nie były zbyt dietetyczne, ale zjadłam je w tak niewielkich ilościach, że nie mam wyrzutów sumienia. Jak na pierwszy dzień ograniczania dziadostwa w diecie nie jest źle.
O wiele, wiele lepiej jest w przypadku ćwiczeń. Dzisiaj zrobiłam trzysta pięćdziesiąt brzuszków (dwieście normalnych i 150 „utrudnionych”, np. z uniesionymi nogami), miałam treningi z Mel B na pośladki, ramiona i rozciąganie i trening „Sexy legs” z XHIT Daily. Jutro najprawdopodobniej nie będę mogła utrzymać długopisu w dłoni, bo ćwiczyłam dzisiaj z hantlami o ciężarze 1,25 kilograma i po zakończeniu treningu miałam wrażenie, że moja ramiona zaraz odfruną. Jutro do tego zestawu chcę dorzucić jakieś ciekawe ćwiczenia cardio (których szczerze nienawidzę!), spacer z kijami i partyjkę gry w badmintona. Oprócz tego planuję przyrządzić kilka smakowitych sałatek i lekkich przekąsek, najlepiej od razu na dwa dni. Mam nadzieję, że jutro moja motywacja będzie jeszcze większa niż dzisiaj!
PS: Miałam rację z tym, że fajne z Was babki. Od razu dostałam silnego motywacyjnego kopa od kilku z Was. Dzięki!
HappyWay
11 czerwca 2015, 21:24Moje ukochane kijki i badminton! Już Cię lubię! Pierwsze koty za płoty! Powodzenia z dalszą walką!
Zolaviana
11 czerwca 2015, 21:52Przez ostatni semestr chodziłam na nordic walking (w ramach mojego kierunku studiów muszę zaliczyć kilka semestrów wychowania fizycznego) i dopiero na tych zajęciach zrozumiałam, jak fajne są spacery z kijkami. Również życzę powodzenia!
tricked_beauty
11 czerwca 2015, 21:12Ooo! 350 brzuszków...podziwiam, bo ja mam do nich straszną awersję :) I przypomniałaś mi o istnieniu badmintona!
Zolaviana
11 czerwca 2015, 21:37Ja nienawidziłam brzuszków, ponieważ bardzo bolał mnie od nich kark. Na szczęście jakiś czas temu w moim domu pojawił się przyrząd do robienia brzuszków(kilka skleconych rur), który sprawia, że podczas ćwiczeń angażujemy główne mięśnie brzucha, a nie plecy i całą spółkę. Nie zrezygnowałabym z niego za nic w świecie! Jutro najprawdopodobniej nie będę mogła się schylać z powodu ostrych zakwasów, ale co tam - wysiłek i ból zwrócą się z nawiązką w przyszłości!
tricked_beauty
11 czerwca 2015, 23:29Chcę taki przyrząd!:)