Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem studentką, dorabiam udzielając korepetycji z angielskiego :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5976
Komentarzy: 44
Założony: 17 maja 2015
Ostatni wpis: 24 czerwca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Wonder_Girl

kobieta, 31 lat, Raszyn

173 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 czerwca 2015 , Komentarze (5)

Dziś skorzystałam z całkiem przyjemnej pogody i wybrałam się na 2-godzinną przejażdżkę rowerem po Lesie Kabackim, a dodatkowo zahaczyłam o Konstancin. Łącznie przejechałam 32 km :)

Bardzo lubię Las Kabacki, odkąd pamiętam jeździłam rowerem do Powsina na lody. Kiedyś był tam chyba basen na powietrzu, a w nim dziki tłum rozwrzeszczanych dzieci ( w samym środku ja). Zawsze jak się wybiorę w tamte okolice to sobie wspominam jak z mamą zasuwałam na rowerku ;)

Wszystkim z okolic Warszawy gorąco polecam wypad na rower, bo pogoda jest super! (nie jest zbyt wietrznie ani za ciepło).

Lada chwila powinnam dostać okres, nawet ważę już te 1,5 kg więcej i udka z brzuszkiem są napuchnięte. Napiję się zaraz herbatki z przywrotnika, jest bardzo przydatna na czas @.  Dowiedziałam się o tym ziółku od mamy mojego chłopaka, namówiłam też swoją do wypróbowania i efekty są super. Człowiek tak nie pęcznieje (jeśli zacznie się pić kilka dni przed @), nie ma wzdęć, a dyskomfort też jest dużo mniejszy. Trzeba tylko pamiętać że pije się tego 1 filiżankę dziennie! A kupić można w aptekach (takich bardziej zielarskich) lub w necie. Paczka to koszt ok. 4-5 zł.

Kilka fotek:

S- spacer

D- dywanówki

R- rower

RB- rolki

B- basen

Dwutygodniowy plan: (w poprzednim wpisie coś pomieszałam daty :D)

21.0622.0623.0624.0625.0626.0627.0628.0629.0630.061.072.073.074.07
S, DSSR

23 czerwca 2015 , Komentarze (14)

Pojechałam dziś do Maximusa, zupełnie tego nie planując, ale licząc że wreszcie znajdę coś co mnie zadowoli w kwestii odzieżowej. Próbowałam różne sklepy ale jestem dość wybredna zarówno jeśli chodzi o jakość jak i cenę ubrań. Ostatnio NIC, KOMPLETNIE NIC nie wyglądało na mnie ciekawie. Nie lubię luźnych szmatek bo wyglądam w nich jakbym ukrywała wielkie sadło. Kupowanie koszulki w rozmiarze XS też nie ma sensu, bo nawet jak idealnie pasuje w tali to spłaszcza mi cycki. 

W końcu pojechałam dziś z chłopakiem do sklepu (przynosi mi szczęście, bo zawsze coś kupię jak jest ze mną) i udało się. Może nie zrobiłam zakupów stulecia, ale cieszę się tą dodatkową rzeczą w szafie (w której jest pełno za dużych ciuchów). 

Kupiona za 50 zł :)

S- spacer

D- dywanówki

R- rower

RB- rolki

B- basen

Dwutygodniowy plan: (w poprzednim wpisie coś pomieszałam daty :D)

21.0622.0623.0624.0625.0626.0627.0628.0629.0630.061.072.073.074.07
S, DSS

21 czerwca 2015 , Komentarze (4)

Postanowiłam, że codziennie będę spacerować 5,5 km (takie "kółeczko" wokół domu), pomaga mi w tym endomondo :D Oczywiście, spacer będzie obowiązkowy jeśli nie będę miała w planach innych ćwiczeń (jazda na rowerze, rolkach czy ćwiczenia w domu). 

Z dobrą muzyką, ta godzinka spaceru mija mi bardzo przyjemnie, jedyny minus jest taki, że nie przez cały czas mam chodnik. Na ulicy po której idę jest miejsce na półtora samochodu (jak jadą z obu stron to zwykle zjeżdżają prawą stroną na pobocze, żeby się wyminąć). Wiadomo, w naszym cudownym kraju wariatów drogowych jest niemało, więc muszę uważać i nie chodzę po zmroku.

Muszę koniecznie kupić sobie strój kąpielowy! Basen czeka!

Z dietą u mnie różnie, ale staram się jeść regularnie. Schudłam w tym tygodniu 1,5 kg mimo że mcd, kebaba i lodów sobie nie odmówiłam. Pamiętałam jednak o sporcie, spacerowałam, jeździłam na rowerze (sesja jest, to szukam "przerw" od nauki w aktywności fizycznej)

w tym tygodniu po raz pierwszy spróbowałam ćwiczeń Mel B (brzuch, ramiona, pośladki, rozgrzewka) i zrobiłam coś na wewnętrzną stronę ud, ale nie od Mel. Przy ćwiczeniu na ramiona i rozgrzewce dodawałam ciężarki (mam różne, i sobie w trakcie zmieniałam).

I chyba zrezygnuję z karnetu na siłownię... w zeszłym roku w wakacje nie pojawiłam się ani razu! (głównie dlatego że mają kiepską wentylację). Teraz też daaawno nie byłam bo a to okres, a to wyrwanie ósemki, znowu okres, śmierć naszej kochanej, 13letniej suni :( wszystko na raz. Teraz doszła sesja więc na siłowni nie pokazywałam się od dwóch miesięcy.

Tak sobie myślę... po co mam bulić te 100 zł miesięcznie za nic? Nie lubię kisić się w budynkach jak jest tak fajnie na zewnątrz. Zimą owszem, karnet się przydaję bo zwykle pojawiałam się tak 2 razy w tygodniu żeby poćwiczyć na sprzęcie i skorzystać z sauny. Nie chodziłam na aerobiki/zumby bo mnie drażniło jak wpadałam na kogoś albo ktoś wpadał na mnie. Zumbę mam w domu na xbox kinect (4 różne płyty). Nie muszę się stresować, że coś mi nie wychodzi albo nie widzę prowadzącej zajęcia, więc ćwiczę sobie na luzie i bez tłumu wokół. 

Mam też rolki i rower (w zasadzie podkradam rodzicom rowery, bo swój muszę dać do serwisu po sesji), za niedługo kupię nowy kostium kąpielowy (i basen też kosztuje) więc w najbliższym czasie przejadę się do Calypso i wypowiem umowę.

Niedługo też mija mi umowa z Orange... w zeszłym roku dałam się wrobić w kolejną ale tym razem będę stanowcza i powiem "Żegnam".


S- spacer

D- dywanówki

R- rower

RB- rolki

B- basen

Dwutygodniowy plan:

26.0627.0628.0629.0630.061.072.073.074.075.076.077.078.079.07
S, D

16 czerwca 2015 , Komentarze (12)

Piszę w pamiętniku, bo wolę się uzewnętrzniać w miejscu gdzie nie każdy zauważy, forum jest bardziej popularne do tego typu spraw ale posty potem idą w zapomnienie, a ja pewnie będę chciała wrócić do tego co napisałam.

Od zawsze byłam raczej "zdolną" osobą i w szkole nie miałam problemów z ocenami (lenistwo lub niechęć do jakiegoś przedmiotu pogarszało czasem moje oceny). W podstawówce była taka drobna rywalizacja między mną i paroma koleżankami, które też dobrze się uczyły (rywalizacja była napędzana głównie przez rodziców tekstami "A N. dostała 5 z matematyki, a ty 4+ a przecież jesteś lepsza od niej z tego przedmiotu" lub "Dostałaś 38/40 pkt z testu, patrz jakbyś się nie zagapiła to miałabyś 40). Oczywiście rodzice i dziadkowie cieszyli się z ocen od 4 do 6, ale wiadomo zawsze słyszałam "Ania jesteś zdolna, możesz mieć same 6". 

Może to jest śmieszne, że wypominam rzeczy sprzed 10-12 lat, które mogą wydawać się nieistotne ale wydaje mi się, że to jakoś wpłynęło na mnie w późniejszych latach.

Jestem jedynaczką, moja mama też, a rodzice mamy zawsze byli blisko (ja nadal mieszkam z rodzicami). Ogólnie jesteśmy tym typem rodziny gdzie starsze pokolenie pomaga młodszemu kiedy tylko może, do pewnego stopnia "poświęcają się" swoim dzieciom, zawsze wiedzą najlepiej co jest dla nich dobre, nie chcą żeby doświadczyły w swoim życiu niczego złego i nie popełniały błędów rodziców. Do pewnego stopnia dobrze jest mieć wsparcie rodziny, cieszę się że nie jesteśmy skłóceni itp. ale zauważyłam że ja, w wieku 22 lat, czuję się jakbym przechodziła "nastoletni bunt".

Moim problemem z rodziną zawsze była szczerość. Nawet w sytuacjach gdy coś zawaliłam chciałam to powiedzieć. Jednak zniechęciły mnie reakcje na tą szczerość. Zawsze, jak zachorowałam (bo np. źle się ubrałam) albo dostałam złą ocenę słyszałam wywód o tym że powinnam wiedzieć lepiej, że mnie ostrzegano, że się nie słuchałam, że stać mnie na więcej. Teraz boję się cokolwiek mówić, co jest niezgodne z ich poglądami na moją przyszłość i studia (bo i tak usłyszę, że nie mam racji i oni wiedzą lepiej bo znają się na życiu), panicznie boję się przez to podejmować decyzje sama, bo boję się nie tyle porażki co późniejszego wytykania ze strony rodziny pt. "a nie mówiłam, trzeba nas było słuchać". wkurza mnie to, że chcę realizować swoje plany, liczę się z tym, że może coś nie wyjść (zawsze myślę o konsekwencjach moich decyzji, dobrych i złych), ale rodzina nie potrafi tego zaakceptować. Oczywiscie argumentuję swoje decyzję, a nie mówię "chcę tak zrobić, bo tak", wyjaśniam itp. Ale KAŻDY argument jest podważany do momentu kiedy kończą mi się argumenty i wtedy ja się "łamię" i zaczynam np. płakać głównie z irytacji i braku zrozumienia. Naprawdę nie oczekuję, że rodzice zmienią punkt widzenia, tylko zaakceptują że chce podjąć jakąś decyzję za siebie.

Ostatnio jest taka sytuacja, kończę 3 rok studiów i zdecydowałam, że chcę bronić się we wrześniu (w drugim semestrze sporo się działo: praktyki, praca, studia, śmierć mojego 13letniego psa i rozpoczęcie terapii, o której rodzina nic nie wie i chociałam się skupić na egzaminach, bo są ciężkie w 2 semestrze). Rodzinie bardzo zależy żebym skończyła licencjat i najlepiej poszła dalej na studia. NIestety ja mam inne plany. W zasadzie miałam kilka opcji: 1. pójść na studia zaoczne i do pracy 2. pójść do pracyi dodatkowo zarabiać na korkach 3. wyjechać za granicę z chłopakiem na kilka miesięcy w celach zarobkowych 4. pójść na studium pedagogiczne bo lubię pracę z dziećmi. Oczywiście każdy z tych planów został skrytykowany (a ja też chyba podświadomie zrobiłam ich tyle licząc że któryś może im się spodoba i ten wybiorę- wiem głupie).

Ogólnie plan obrony we wrześniu był tragedia narodową dla rodziny. Zaczęły się przekonywania np. "damy ci 2000 zł jak obronisz się w lipcu (takie przekupywanie słyszałam też jak chciałąm wyjechać za granicę do pracy: np. wolę dać ci równowartość pensji w Polsce niż żebyś jechała zmywaćgary), na pewno się nie obronisz?", oskarżania "to wina tego, że za często spotykasz się z chłopakiem i on tobą manipuluje" i podchody "jesteś zdolna, dasz radę" Ja czułam się tym przytłoczona, tłumaczyłam się jak tylko się dało, że dużo jest nauki na egzaminy (a ja po prostu i tak wątpiłam czy dostanę absolutorium i na terapii na której jestem od prawie pół roku, zaczęłam się otwierać dopiero teraz), Czułam się źle, że zawiodłam rodzinę i od momentu jak im o tym we wrześniu powiedziałam to minimum raz w tygodniu temat jest poruszany, czy to w mojej obecności czy nie. Dodatkowo nie zaliczyłam jednego egzaminu i drugi też mi pewnie nie poszedł bo spanikowałam (w trakcie pisania nakręciłam się sama myśleniem co to będzie jak go obleję). Więc oto moja porażka: mój plan zaliczenia egzaminów i pisania tylko pracy w wakacje się nie powiódł, ja osobiście czuję się jak debil i nie chcę mówić że czegoś nie zaliczyłam, ergo skłamię że zaliczyłam (nie pierwszy raz tak się dzieje, nie wiem czemu rodzina nie potrafi zrozumieć że poprawa egzaminu to nie jest nic strasznego, ale widzę że oni jak czegoś nie wiedzą to jest i mi i im lepiej). Jestem zła na siebie że nie mogę być szczera a jednocześnie jestem złą na rodzinę bo oni na tę szczerość mi nie pozwalają.

Przez to coraz bardziej się od nich oddalam, wyjeżdżam na weekendy bo mam wrażenie że nie czuję się u siebie swobodnie (nawet kurde jest komentarz jak chodzę po domu w majtach i tshircie, że spodnie powinnam założyć). Nie chcę nawet jeździć z nimi na rower, spędzać czas(co kiedyś lubiłam) bo wiem że najczęściej pojawi sie rozmowa na temat mojej przyszłości i ogólnie jak jestem w domu to siedzę u siebie w pokoju. Dosłownie jakbym miała 16lat! Rozumiem to że mieszkając w domu z rodzicami są pewne zasady (rozumiem że jak jadę do chłopaka na weekend to im to mówię żeby nie planowali obiadu ze mną, że mam zadzwonić jak jadę gdzieś dalej, czy nic mi nie jest itp., jak jestem potrzebna w domu to zostaję) ale bardzo często nie czuję się jak osoba dorosła.

Jednocześnie słyszę pretensje: daczego ciągle wyjeżdzam i mnie nie ma, dlaczego nie chcę iść na rower z mamą (ogólnie sport wolę uprawiać sama, bo wtedy sobie myślę o życiu, ale czasem się dostosuję do prośby mamy), dlaczego z nimi nie rozmawiam, oni nie widzą co ja robię itp. I jak staram się delikatnie powiedzieć DLACZEGO tak jest to oni twierdzą że wszystko zmyślam, że to nie prawda, że zawsze mogę robić co chcę itp. Więc nawet jak im mówię co mi leży na wątrobie to oni się ze mną nie zgadzają!

WIem, że najlepszą opcją byłoby wyprowadzenie się, żebyśmy nabrali dystansu (bo podobną sytuacje miałam przez dwa lata jak mieszkałam z babcią, a rodzice byli za granicą, też miałam wrażenie że muszę się wyspowiadać z tego ile piw wypiłam i jak wypiłam 2, to było o 2 za dużo). Teraz mieszkam z rodzicami i lubię wpadać do babci, bo obie doceniłyśmy to że nie mieszkamy razem - ona nie ma kontroli nad tym o której wracam do domu (dlaczego tak późno/wcześnie) a ja czuję się swobodniej w jej domu i traktuje rozmawianie z nią jako przyjemność nie jak spowiedź. Jeśli fundusze pozwolą to wyprowadzę się po wakacjach.

Uf. Musiałam się wygadać.


25 maja 2015, Skomentuj
krokomierz,3,0,0,25,2,1432558410
Dodaj komentarz

18 maja 2015 , Komentarze (1)

Czy tylko ja tak mam, że nieważne co bym nie robiła, czy to gotowała kluski czy przygotowywała dwudaniowy obiad, to bajzel jest zawsze taki sam?

A może taka ze mnie niezdara kulinarna?

W zasadzie to nawet nie znam się na gotowaniu, nie wiem po co do ciasta wrzuca się raz całe jajko a innym razem tylko białko, nie do końca ogarniam niektóre procesy gotowania czy funkcje pewnych produktów w daniu. Mimo to, jak już mam coś upichcić to raczej mi wyjdzie. Burdel zrobię nieziemski ale danie wyjdzie smaczne.

Nie lubię robić czegokolwiek według przepisu. Bazę dania staram się zachować oryginalną (np. nie zmieniam ilości mąki czy jaj bo to jest dla mnie czarna magia - co, ile i jakich proporcjach. Za to lubię kombinować z dodatkami bo nudzi mnie powtarzanie za kimś tego samego dania, często mieszam kilka przepisów ze sobą i wychodzą takie miksy-śmiksy.

Dziś wieczorem miałam chęć na ciasteczka z płatków owsianych. Poszperałam w przepisach i wybrałam kilka, nawet nie pamiętam jakich. Nie mam pojęcia ile płatków owsianych zużyłam ale postaram się to przedstawić jako tako:

+ płatki owsiane i otręby owsiane 1 szklanka tudzież 1,5 (czy w ogóle otręby i płatki owsiane czymś się różnią???)

+ banan sztuk jeden zmiksowany z solidną łychą masła orzechowego

+ dowaliłam też jajo ale nie wiem nawet po co, chyba żeby było bardziej ciapowate

+ rodzynki i żurawina ile dusza zapragnie (pokroiłam na drobniejsze części)

+ rozdrobnione kostki czekolady gorzkiej w liczbie pięciu

+ miałam dodać zmielonego siemienia ale zapomniałam

+ miodu nie miałam to wsypałam odrobinę brązowego cukru

Wymieszałam wszystko razem, zrobiłam kuleczki (jak pulpety) i zgniotłam na płasko. Położyłam na papierze do pieczenia i ciasteczka robiły się przez ok 15-20 min w temp. 180 stopni. W między czasie można posprzątać jeśli ma się równie wielki talent do bałaganienia jak ja :)

A tak się prezentują ciasteczka:


Pewnie ma to kalorii od cholery ale przynajmniej zdrowo wygląda ;)

18 maja 2015 , Komentarze (6)

Tak wyglądam przed rozpoczęciem diety, Ważę 67,1 przy wzroście 173 cm.

17 maja 2015 , Komentarze (2)

To mój pierwszy wpis na vitalii, ale nie pierwsza dieta z tego portalu :) Ponad rok temu wykupiłam dietę IGpro i schudłam 5 kg w dwa miesiące. Był to dla mnie spory sukces (i zaskoczenie), bo nigdy wcześniej nie odchudzałam się według jakiegokolwiek planu. W wieku 17-18 lat (mieszkałam wtedy za granicą, w kraju frytek i hamburgerów) ważyłam 83 kg, na szczęście waga zaczęła spadać gdy tylko powróciłam do Polski. Może nie jadłam mniej, jednak jakość jedzenia znacznie się polepszyła i takim sposobem zrzuciłam ok. 8kg w ciągu 2-3 lat. Może to niewiele, ale wtedy nawet nie starałam się schudnąć.

Przypadkiem znalazłam Vitalię i wykupiłam dietę na 3 miesiące (tak jak teraz). Przyznam się, że nie wytrzymałam do końca bo wyrobiłam tylko 2 miesiące, jestem mało wytrwała ;) Ale dobry wynik się utrzymywał, nie miałam efektu jojo, a po diecie nadal chudłam, głównie dzięki ćwiczeniom. Na chwilę obecną ważę 67,5 kg, ale moja waga waha się między 66 a 67,5 kg. Mam plan schudnąć jeszcze 5-7 kg i ujędrnić sylwetkę.

Mam nadzieję, że tym razem pójdzie mi lepiej zwłaszcza że moja mama też zdecydowała się zrzucić parę kilo, a ponieważ mamy podobne figury to razem będziemy przygotowywać posiłki.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.