Piszę w pamiętniku, bo wolę się uzewnętrzniać w miejscu gdzie nie każdy zauważy, forum jest bardziej popularne do tego typu spraw ale posty potem idą w zapomnienie, a ja pewnie będę chciała wrócić do tego co napisałam.
Od zawsze byłam raczej "zdolną" osobą i w szkole nie miałam problemów z ocenami (lenistwo lub niechęć do jakiegoś przedmiotu pogarszało czasem moje oceny). W podstawówce była taka drobna rywalizacja między mną i paroma koleżankami, które też dobrze się uczyły (rywalizacja była napędzana głównie przez rodziców tekstami "A N. dostała 5 z matematyki, a ty 4+ a przecież jesteś lepsza od niej z tego przedmiotu" lub "Dostałaś 38/40 pkt z testu, patrz jakbyś się nie zagapiła to miałabyś 40). Oczywiście rodzice i dziadkowie cieszyli się z ocen od 4 do 6, ale wiadomo zawsze słyszałam "Ania jesteś zdolna, możesz mieć same 6".
Może to jest śmieszne, że wypominam rzeczy sprzed 10-12 lat, które mogą wydawać się nieistotne ale wydaje mi się, że to jakoś wpłynęło na mnie w późniejszych latach.
Jestem jedynaczką, moja mama też, a rodzice mamy zawsze byli blisko (ja nadal mieszkam z rodzicami). Ogólnie jesteśmy tym typem rodziny gdzie starsze pokolenie pomaga młodszemu kiedy tylko może, do pewnego stopnia "poświęcają się" swoim dzieciom, zawsze wiedzą najlepiej co jest dla nich dobre, nie chcą żeby doświadczyły w swoim życiu niczego złego i nie popełniały błędów rodziców. Do pewnego stopnia dobrze jest mieć wsparcie rodziny, cieszę się że nie jesteśmy skłóceni itp. ale zauważyłam że ja, w wieku 22 lat, czuję się jakbym przechodziła "nastoletni bunt".
Moim problemem z rodziną zawsze była szczerość. Nawet w sytuacjach gdy coś zawaliłam chciałam to powiedzieć. Jednak zniechęciły mnie reakcje na tą szczerość. Zawsze, jak zachorowałam (bo np. źle się ubrałam) albo dostałam złą ocenę słyszałam wywód o tym że powinnam wiedzieć lepiej, że mnie ostrzegano, że się nie słuchałam, że stać mnie na więcej. Teraz boję się cokolwiek mówić, co jest niezgodne z ich poglądami na moją przyszłość i studia (bo i tak usłyszę, że nie mam racji i oni wiedzą lepiej bo znają się na życiu), panicznie boję się przez to podejmować decyzje sama, bo boję się nie tyle porażki co późniejszego wytykania ze strony rodziny pt. "a nie mówiłam, trzeba nas było słuchać". wkurza mnie to, że chcę realizować swoje plany, liczę się z tym, że może coś nie wyjść (zawsze myślę o konsekwencjach moich decyzji, dobrych i złych), ale rodzina nie potrafi tego zaakceptować. Oczywiscie argumentuję swoje decyzję, a nie mówię "chcę tak zrobić, bo tak", wyjaśniam itp. Ale KAŻDY argument jest podważany do momentu kiedy kończą mi się argumenty i wtedy ja się "łamię" i zaczynam np. płakać głównie z irytacji i braku zrozumienia. Naprawdę nie oczekuję, że rodzice zmienią punkt widzenia, tylko zaakceptują że chce podjąć jakąś decyzję za siebie.
Ostatnio jest taka sytuacja, kończę 3 rok studiów i zdecydowałam, że chcę bronić się we wrześniu (w drugim semestrze sporo się działo: praktyki, praca, studia, śmierć mojego 13letniego psa i rozpoczęcie terapii, o której rodzina nic nie wie i chociałam się skupić na egzaminach, bo są ciężkie w 2 semestrze). Rodzinie bardzo zależy żebym skończyła licencjat i najlepiej poszła dalej na studia. NIestety ja mam inne plany. W zasadzie miałam kilka opcji: 1. pójść na studia zaoczne i do pracy 2. pójść do pracyi dodatkowo zarabiać na korkach 3. wyjechać za granicę z chłopakiem na kilka miesięcy w celach zarobkowych 4. pójść na studium pedagogiczne bo lubię pracę z dziećmi. Oczywiście każdy z tych planów został skrytykowany (a ja też chyba podświadomie zrobiłam ich tyle licząc że któryś może im się spodoba i ten wybiorę- wiem głupie).
Ogólnie plan obrony we wrześniu był tragedia narodową dla rodziny. Zaczęły się przekonywania np. "damy ci 2000 zł jak obronisz się w lipcu (takie przekupywanie słyszałam też jak chciałąm wyjechać za granicę do pracy: np. wolę dać ci równowartość pensji w Polsce niż żebyś jechała zmywaćgary), na pewno się nie obronisz?", oskarżania "to wina tego, że za często spotykasz się z chłopakiem i on tobą manipuluje" i podchody "jesteś zdolna, dasz radę" Ja czułam się tym przytłoczona, tłumaczyłam się jak tylko się dało, że dużo jest nauki na egzaminy (a ja po prostu i tak wątpiłam czy dostanę absolutorium i na terapii na której jestem od prawie pół roku, zaczęłam się otwierać dopiero teraz), Czułam się źle, że zawiodłam rodzinę i od momentu jak im o tym we wrześniu powiedziałam to minimum raz w tygodniu temat jest poruszany, czy to w mojej obecności czy nie. Dodatkowo nie zaliczyłam jednego egzaminu i drugi też mi pewnie nie poszedł bo spanikowałam (w trakcie pisania nakręciłam się sama myśleniem co to będzie jak go obleję). Więc oto moja porażka: mój plan zaliczenia egzaminów i pisania tylko pracy w wakacje się nie powiódł, ja osobiście czuję się jak debil i nie chcę mówić że czegoś nie zaliczyłam, ergo skłamię że zaliczyłam (nie pierwszy raz tak się dzieje, nie wiem czemu rodzina nie potrafi zrozumieć że poprawa egzaminu to nie jest nic strasznego, ale widzę że oni jak czegoś nie wiedzą to jest i mi i im lepiej). Jestem zła na siebie że nie mogę być szczera a jednocześnie jestem złą na rodzinę bo oni na tę szczerość mi nie pozwalają.
Przez to coraz bardziej się od nich oddalam, wyjeżdżam na weekendy bo mam wrażenie że nie czuję się u siebie swobodnie (nawet kurde jest komentarz jak chodzę po domu w majtach i tshircie, że spodnie powinnam założyć). Nie chcę nawet jeździć z nimi na rower, spędzać czas(co kiedyś lubiłam) bo wiem że najczęściej pojawi sie rozmowa na temat mojej przyszłości i ogólnie jak jestem w domu to siedzę u siebie w pokoju. Dosłownie jakbym miała 16lat! Rozumiem to że mieszkając w domu z rodzicami są pewne zasady (rozumiem że jak jadę do chłopaka na weekend to im to mówię żeby nie planowali obiadu ze mną, że mam zadzwonić jak jadę gdzieś dalej, czy nic mi nie jest itp., jak jestem potrzebna w domu to zostaję) ale bardzo często nie czuję się jak osoba dorosła.
Jednocześnie słyszę pretensje: daczego ciągle wyjeżdzam i mnie nie ma, dlaczego nie chcę iść na rower z mamą (ogólnie sport wolę uprawiać sama, bo wtedy sobie myślę o życiu, ale czasem się dostosuję do prośby mamy), dlaczego z nimi nie rozmawiam, oni nie widzą co ja robię itp. I jak staram się delikatnie powiedzieć DLACZEGO tak jest to oni twierdzą że wszystko zmyślam, że to nie prawda, że zawsze mogę robić co chcę itp. Więc nawet jak im mówię co mi leży na wątrobie to oni się ze mną nie zgadzają!
WIem, że najlepszą opcją byłoby wyprowadzenie się, żebyśmy nabrali dystansu (bo podobną sytuacje miałam przez dwa lata jak mieszkałam z babcią, a rodzice byli za granicą, też miałam wrażenie że muszę się wyspowiadać z tego ile piw wypiłam i jak wypiłam 2, to było o 2 za dużo). Teraz mieszkam z rodzicami i lubię wpadać do babci, bo obie doceniłyśmy to że nie mieszkamy razem - ona nie ma kontroli nad tym o której wracam do domu (dlaczego tak późno/wcześnie) a ja czuję się swobodniej w jej domu i traktuje rozmawianie z nią jako przyjemność nie jak spowiedź. Jeśli fundusze pozwolą to wyprowadzę się po wakacjach.
Uf. Musiałam się wygadać.
FilledeParis
19 czerwca 2015, 10:51Dobrze, że się nam wygadalas. Szczerze, to u mnie w rodzinie zawsze, jak mowie coś szczerze to oni twierdzą, że kłamie. Z drugiej str zaś każde kłamstwo biorą jako prawdę. Wielu rzeczy nie mogę im powiedzieć, to ze zostawiłam prawo, nadal jest moja tajemnicą. Nie mogłam im powiedzieć o wypadku samochodowym, bo zaraz byłyby komentarze typu, to twoja wina, byłaś nieuwazna, masz natychmiast wracać do Polski.Moja mama modliła się codziennie, żeby mnie chłopak rzucił, bo go nie zaakceptowała. Ona się cieszyła, kiedy wreszcie to zrobił w dosyć paskudny sposób, odszedł bez słowa. .. a ja miałam złamane serce :( u mnie 5- nigdy nie było dobra ocena. Od wyprowadzki jest lepiej, dystans odrobinę pomógł. Rob, co chcesz, to twoje życie, naucz się sama podejmować decyzje. Życzę Ci odwagi, aby się wyprowadzić, wyjechać na ten zmywak i porządnie zarobić; ) Miłego dnia :)
Wonder_Girl
20 czerwca 2015, 09:34:( Bardzo mi przykro z powodu tej sytuacji z chłopakiem, moi aż tak bardzo nie lubią mojego, po prostu ciągle go krytykują za to że ma własne zdanie. A jak mamy podobne opinie to mi mówią, że on mi wbija pomysły do głowy. Tak samo nie lubią mojej przyjaciółki z którą znamy się od 4 klasy podstawówki. Zawsze mi mówili, że ona jest dziwna, że ma na mnie zły wpływ (a obie dobrze się uczyłyśmy, nie miałam jakiś szalonych akcji typu kradzieże, palenie papierosów itp. jak inni znajomi). Po prostu stwierdzili, że mną manipuluje i zaraz nie będziemy się przyjaźnić. A nasza przyjaźń przetrwała mój kilkuletni pobyt za granicą, możenie widujemy się codziennie ale możemy na siebie liczyć. Dziękuję za komentarz, cieszę się że wyjazd za granice pomaga nabrać dystansu, miłego dnia! :)
tricked_beauty
16 czerwca 2015, 14:27Widzę, ze jesteśmy w podobnej sytuacji... Ja nie jestem jedynaczką, mam brata młodszego o 8 lat, ktorego moi rodzice traktują jako bardziej dorosłego niż ja i zupełnie nie wiem dlaczego, bo do tej pory dobrze radziłam sobie w życiu. Od razu po liceum wyprowadziłam się z domu, pracowałam, studiowałam... (mieszkałam tak jak Ty u babci, przez rok studiów, gdzie również ze wszystkiego musiałam się spowiadać :)), a teraz niestety byłam zmuszona wrócić na pół roku do domu... Mama z niczego mi się nie zwierza, bo wiem że patrzy na mnie jak na dziecko, dzwoni do mnie po tysiąc razy kiedy gdzieś wychodzę, musi wiedzieć po prostu wszystko... I ja na tą sytuację widzę TYLKO JEDEN SPOSÓB - wyprowadzić się! Bo nic innego nie pomoże. Tak jak napisała BlueRosalie, "rodzice nie są latwi w obyciu" i nie ma na nich sposobu. Najlepiej widywać się od święta i żyć w zgodzie, niż ciągle mieć z tyłu głowy, że czujesz się w tej sytuacji źle :) Ja robię wszystko żeby to się spełniło!
Wonder_Girl
16 czerwca 2015, 15:04U mnie po prostu jest brak szczerości w normalnych sprawach. jak babcia ma problem ze mną to powie mamie. Jak mamie było przykro że nie pojechałam z nią na rower to powiedziała mojemu ojcu, nie mi. Nie rozumiem tego, bo ja od razu mówię co mi się nie podoba (chociaż teraz coraz mniej) tej osobie którą to dotyczy. Dla mnie to jest strasznie fałszywe. Np. jak idziemy na takie większe rodzinne spotkanie gdzie jest moja 3 letnia kuzynka i wiadomo, na małe dziecko zwraca się większą uwagę (moi rodzice też) to jest fajnie i przyjemnie. Ale jak wrócimy do domu to słyszę "za bardzo musimy skupiać się na dziecku, wszystko się kręci wokół niej". A sami wcześniej ją zaczepiali, nosili na rękach itp. Najgorsze jest to że mój chłopak ma podobne zdanie co do moich rodziców, więc teraz stał się wrogiem nr 1. Że niby ON odciąga mnie od rodziny (usłyszałam to w weekend kiedy byłam w domu u siebie). Raz stanął w mojej obronie i napisał do ojca (wiem że miał dobre intencje, ale efekt był odwrotny do zamierzonego). Wiadomo, czasem się wyżalę chłopakowi, ale rodzice stwierdzili że to nie są moje odczucia tylko jego i on mi wszystko wmawia. Niestety w tej walce jestem sama, bo każdy kto jest po mojej stronie i się ze mną zgadza jest tak naprawdę podstępnym manipulatorem (wy też byście się zaliczały).
tricked_beauty
16 czerwca 2015, 15:31A próbowałaś z nimi szczerze porozmawiać? Chociaż pewnie to i tak by nic nie dało, bo powiedzieliby, że wymyślasz i nie masz racji... Rodzice, w ogóle nie dostrzegają w sobie żadnych błędów w podejściu do swoich dzieci... To trochę straszne, ale chyba powinnaś się odizolować nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Po prostu puszczać tą brak szczerości "mimo uszu" i czekać na moment aż będziesz mogła się wyprowadzić... Swoją drogą to przykre, że nie biorą pod uwagę opinii osób "z zewnątrz" np Twojego chłopaka, bo to świadczy o ich zaślepieniu... Ale to też znam.
Wonder_Girl
16 czerwca 2015, 16:00Rozmawiałam z nimi szczerze, to oczywiście się nasłuchałam że jestem rozpieszczona i sobie zmyślam. A też jak słyszę, że ktoś z rodziny mi przekazuje, że zrobiłam komuś przykrość to odczuwam okropne poczucie winy, ja zła i niedobra. Lubiłam spędzać czas z rodzicami, ale oni też nie potrafią uszanować mojej prywatności i tego co robię w życiu (np. na działce zrobiłam sobie ogródek i go muszę doglądać, to nie obejdzie się bez ironicznego komentarza "ludzie w twoim wieku inaczej spędzają czas". A prawda jest taka że lubie i to i spotykanie się ze znajomymi, niestety większość znajomych albo studiuje w innym mieście, albo jak próbujemy się spotkać to każdy ma wolne w inny dzień). Ostatnio też, powiedziałam że nie mogę znaleźć ciuchów w sklepach na rozmowę o pracę to mama skomentowała to "zamiast jechać na działkę trzeba pójść do sklepu" A ja w tym czasie łaziłam po sklepach od 2 godzin...
apssik
16 czerwca 2015, 14:13wiem ze Ci trudno, chociaz sama nie mialam takiej sytuacji, wrecz odwrotnie-u mnie wszyscy mieli wyjebane na mnie. ja bym na Twoim miejscu zacisnela zeby , zaczela szukac pracy, postarala sie obronic jak to tylko mozliwe, i wyprowadzenie sie. na nauke jest zawsze czas wiec smialo bedziesz mogla ja kontynuowac jak sie sytuacja ustabilizuje. Twoi rodzice sie nie zmienia, a Ty masz juz 22 lata an ie 18, i masz pelne prawo decydowac o swoim zyciu. rob jak czujesz, rob to co da Ci szczescie w zyciu. chcesz wyjechac zarobic troche? zrob to! kiedys w koncu trzeba poznac zycie. powodzenia
Wonder_Girl
16 czerwca 2015, 15:11Pracę mam (korki), bo przez durny plan na studiach inaczej pracować nie mogę (zajęcia raz w środku dnia, raz rano, raz wieczorem). W USA mieszkałam jako nastolatka więc angielski znam b. dobrze. 26 czerwca mam rozmowę o pracę (mam trochę pietra) w banku z super pensją (znajoma znajomego rodziców jest HRowcem szukała kogoś z perfect angielskim i dostałam się na drugi etap rekrutacji, tu już rodzice pogodzili się że raczej na studia nie pójdę dalej).
Wonder_Girl
16 czerwca 2015, 15:13Może to brzmieć trochę jak "załatwianie" pracy ale wcale tej pracy za znajomości nie dostanę bo przechodzę etap rekrutacji normalnie, a jak mi się nie uda to pójdę pracować może do jakieś sieciówki (bo w wakacje korków nikt nie chce) a we wrześniu wróce do korków i będę się rozglądać za inną pracą